Rozumiem, że gdy jest ciepło - lato, późna wiosna czy bardzo wczesna jesień - to ludzie starają się uciec z miasta tam, gdzie kto może: na własną działkę, do znajomych lub choćby
do publicznego lasu. Ale teraz? Nastały chłodne dni, które absolutnie nie sprzyjają długim spacerom ani nawet ogrodniczym pracom, więc dlaczego w dalszym ciągu wielkomiejskie ulice pustoszeją
w soboty i niedziele? W mieście jest przecież tyle różnych atrakcji - kina, teatry, centra handlowe...
A tymczasem w ostatnią sobotę, gdy udałam się do miasta, już w południe ulice były zupełnie opustoszałe. Jeszcze tylko koło bazaru przy hali Mirowskiej spóźnieni klienci umykali
z pełnymi reklamówkami do domów, ale już nieco dalej nie widać było niemal nikogo. Przesiadałam się z tramwaju na tramwaj na skrzyżowaniu Niepodległości z Nowowiejską
i długo musiałam czekać na przystanku, zanim coś wreszcie nadjechało. Ze znudzeniem rozglądałam się dokoła, samiuteńka na przystankowej ławeczce, i wtedy zauważyłam dwie postacie
w kamizelkach odblaskowych krzątające się wokół zwrotnic tramwajowych. Podnosili pokrywy, deliberowali nad nimi i smarowali czymś te zwrotnice, bo już i przymrozki trafiły
się o tej porze roku. Nieco dalej, na chodniku, stał ich samochód ze sprzętem, a oni, korzystając ze zmniejszonego ruchu komunikacyjnego, wykonywali swoją pracę.
Uświadomiłam sobie wtedy, że tabliczki pojawiające się na tramwajach i przystankach w razie zmian tras też ktoś przecież musi umieszczać we właściwych miejscach -
a potem zdejmować - nawet jeśli taka zmiana trwa zaledwie jeden lub dwa dni. Potem odszukałam w pamięci inne zdarzenia, niewidoczne na co dzień i przyjmowane jako
oczywiste. A przecież ktoś musi wykonywać te pozornie drobne prace, tak niezbędne, by wszystko grało, byśmy nie pogubili się w wielkim mieście lub nie utonęli w stertach
śmieci czy w zaspach śniegu. Te wszystkie sprzątnięte liście na podwórku i wszędzie, gdzie tylko rosną drzewa, te poprowadzone różne linie i przewody elektryczne, telefoniczne,
gazowe, kanalizacyjne, internetowe, telewizyjno-kablowe... Wszędzie, gdzie tylko się rozejrzymy, natykamy się na coś, co nam służy na co dzień, a co przecież nie wzięło się znikąd, tylko czyjeś
pracowite ręce musiały to wykonać, a teraz systematycznie naprawiają i konserwują, abyśmy mogli korzystać.
Na co dzień nie myślimy o tych bezimiennych rzeszach nieznanych nam ludzi, którzy niezauważalnie działają dla nas wszystkich. Jeśli do naszej świadomości już coś zacznie docierać, że może
jednak coś się za tym kryje, bo dokoła jakoś wszystko działa - to dzieje się to raczej wtedy, gdy to „coś” w tej całej maszynerii zaczyna się psuć. Złościmy się
wtedy, że materia stawia opór. Materia! I dalej sobie wierzymy, dla własnej wygody, że za tym całym nieznanym nam światem, który nas otacza, kryją się, po prostu i jedynie,
jakieś niewidoczne krasnoludki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu