Fiodor Dostojewski w swojej książce, poświęconej opisowi lęgnięcia się rewolucji w ludzkich głowach i jej eksperymentalnym porządku w mikroskali społecznej, genialnie ukazał mechanizm prowokacji. Bohaterowie
Biesów, grupka prowokatorów, coraz śmielej poczynają sobie w pewnej społeczności. Zanim przejdą do poważniejszych zadań, „pracują w tkance świadomości i kultury”. Społeczność jest bezbronna
wobec prowokatorów. Ich działania wywołują rodzaj odrętwienia, hipnozy. To, że nie następuje żadna sensowna reakcja, wynika z logiki działania rewolucjonistów. Prowokacje grupy Stawrogina wymierzone są
w najczulszy splot ludzkiej wrażliwości. Obrażają uczucia. Są drwiną - całkowicie nieprzewidywalną i nieposiadającą jakichkolwiek uzasadnień - z tego, co trzyma przy życiu. Chodzi o życie
duchowe, życie serca. Są policzkiem wymierzonym temu, co jest kwintesencją kultury i dobrego obyczaju. Zamach na te wartości jest sam w sobie tak absurdalny, że pojawia się jako jedyna reakcja z innego
porządku. Ale kiedy wkracza władza państwowa, rewolucjoniści tryumfują. Ukazują się opinii społecznej jako prześladowani buntownicy, którzy przecież nie pragnęli niczego innego jak „wolności”.
Kilka dni temu mogliśmy się przekonać, jak aktualna jest analiza Dostojewskiego. Dodatek do Gazety Wyborczej - Wysokie Obcasy sfotografował Biesy w dzisiejszych dekoracjach. Umieścił je w świecie
mody. Zachęcał, by nałożyć na siebie pewną popularną rzecz, której nadał wymiar manifestu - „przeciw homofobii”, „za tolerancją”. Na dwadzieścia haseł wydrukowanych na bawełnianych
podkoszulkach dziesięć dotyczy życia intymnego i nie nadaje się do cytowania. Parę jest manifestami antyklerykalizmu. Inne - przez swoją absurdalność, podniesioną do rangi wypowiedzi politycznej
- mają wywołać zamęt w sferze tożsamości kulturowej i narodowej. Jaki ma bowiem sens nałożenie przez panią minister Jarugę-Nowacką podkoszulki z napisem: „Jestem Arabką” i sfotografowanie
się w rządowym gabinecie pod godłem państwowym? Jaki jest sens nałożenia uniformu, tym razem z napisem: „Jestem Murzynem”, przez chłopaka o białej skórze? Miny bohaterów tej psychodramy -
mocno niewyraźne - są nieoczekiwanym komentarzem do zawartości treściowej tego show. Tylko znana reżyserka w koszulce z hasłem: „Nie chodzę do kościoła”, włożonej - jak sama mówi
- w celu „walnięcia w skorupę konformizmu, która jest w Polsce bardzo twarda”, ma minę zwycięską, aby informować, że istotnie w tym przebraniu jest jej do twarzy.
Koszulka z tekstem: „Usunęłam ciążę” ma także zapewnić właścicielom status „nonkonformistów”. Nonkonformizm spod znaku Stawrogina, Robespierre’a, Saint-Justa i innych.
Pomysłodawcy zaznaczyli, że nie chodzi im o to, by się wszyscy z nimi zgadzali, bo rzecz jest „kontrowersyjna”. Socjologowie i politycy, którzy to wymyślili, dobrze znają mechanizm prowokacji.
Nie trzeba wcale mieć większości. Chodzi o to, by większość zastygła w paraliżu, niczym podczas spotkania z kobrą, żeby pozbawić ją odruchu reakcji obronnej. Przez oślepiający błysk, nienadający się do
zrozumienia bełkot, ohydny gest, odrażającą woń. Większość ma machnąć na to ręką, wzruszyć ramionami.
Działacz Unii Wolności Władysław Frasyniuk nie bawi się w żadne subtelności. Wie, że ten manifest polityczny to niezbędny koszt, cena „obecności” w nowych czasach. Nakładając podkoszulkę
ze stosownym napisem, mówi wprost: „Wielkością państwa (...) jest otwartość i tolerancja (...) na orientację seksualną”. To nie zabawa w najśmieszniejsze wypowiedzi. To mozolna, ponura, monotonna,
nieprzynosząca natychmiastowych rezultatów, obliczona na lata robota rewolucyjna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu