Któryż to raz z lewej strony rzucane są na stół wyświechtane karty i próbuje się zgarniać pulę wdzięczności ludu za trud partii, w imię jego szczęścia rozgrywanych. A lud jak to lud - zagoniony,
bałamucony, demoralizowany - nie zawsze potrafi dojrzeć w porę, co też za atuty leżą w rzeczywistości na stole.
Zamiast pracy i chleba, zamiast zdrowia i wypoczynku, zamiast wychowania i nauki, zamiast mądrości i sensu, patriotyzmu i rzetelności w prywatności i w służbie publicznej, zamiast Boga, Honoru i Ojczyzny
- relatywizm moralny i deprawacje; mafijność i brak odpowiedzialności za naród i państwo; nieumiejętność wiązania skutków z przyczynami; chęć mordowania dzieci w imię lewackiej idei fix; pędzenie
matek do pracy (której nie ma); odbieranie bądź zmniejszanie szans na godne życie i leczenie przez demontaż gospodarki, przez gaszenie publicznej służby zdrowia; szukanie kasy u rencistów, emerytów, bezrobotnych,
którzy nie potrafią „wziąć spraw w swoje ręce”. Któryż to raz przebijającym atutem ma być nienawiść do Kościoła katolickiego, postrzeganego prymitywnie jako konkurent „władzy”
- zatem filtrowanego, „rozpracowywanego” operacyjnie, „naprawianego” pod pozorem troski o „czystość moralną”, z domaganiem się „jawności tacy”, „niemieszania
się do polityki”. I takimi to metodami wciąż próbuje się klecić kształt postępowego świata: w efekcie bez Boga, bez Honoru, bez Ojczyzny.
Jakież zresztą karty może mieć to towarzystwo, skoro jeden z rozgrywających nie wstydzi się publicznej deklaracji o rozleniwieniu intelektualnym (boć chyba nie o progach i barierach?...): „Jestem
bezbożnikiem. Nie wierzę w piekło”! Z drugiej strony to niewątpliwie pozytywna wiadomość. Dla piekła. Wierzy ono bowiem w takich zuchów - w ich omamienie siłą, czipami, GPS-ami; możliwością
kreowania ekstremizmów; grami rozpaczą, wściekłością gnębionych, opuszczonych, biedaków. I czeka. Smutno.
Pomóż w rozwoju naszego portalu