
Dopiero twarzą w twarz ze śmiercią można poczuć smak i urok życia.
Nie poczują go ani ci, co uciekają nawet przed myślą o umieraniu, ani ci, co uciekają przed życiem w śmierć. Rzadko mówi się o umieraniu dzieci, ale to one poznają nagle tajemnicę i mądrość życia,
kiedy jeszcze tak naprawdę żyć nie zaczęły, a już im się urywa jego nić.
Reklama
Wróciłem do książeczki Oskar i pani Róża, która jest zbiorkiem listów do Pana Boga 10-letniego Oskara umierającego na raka. Namówiła go do ich napisania pani Róża, była zapaśniczka pracująca jako wolontariuszka
w szpitalu. Powiedziała, że może on jeden dzień przeżywać tak, jak dziesięć lat, więc Oskar w ciągu 11 dni przeżywa przyspieszone dojrzewanie, miłość i starość. Pierwszy list zaczyna tak: „Jestem
Oskar, mam 10 lat, podpaliłem psa, mieszkanie (zdaje się, że upiekłem złote rybki)… Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na 7 lat i mieszkam w szpitalu z powodu raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem,
bo nawet nie wierzę, że istniejesz”.
A potem w kolejnych listach przedstawia rzeczy zarówno pogodne, jak i smutne. Oskar po śmierci swojej kochanej Peggy Blue przeżywa wizytę Pana Boga, który zdradza mu sekret: że codziennie tak należy
oglądać świat, jakby się go oglądało po raz pierwszy. I Oskar tego doznaje: „Wpatrywałem się w światło, w kolory, drzewa, ptaki… Czułem, jak powietrze wpada mi w nozdrza… Słyszałem
głosy rozbrzmiewające na korytarzu jak pod kopułą katedry. Czułem, że żyję. Drżałem z rozkoszy. Co za radość żyć. Byłem zachwycony…”. Potem pisze: „Dzisiaj dobijam setki. Próbowałem
tłumaczyć rodzicom, że życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby
się je niemal odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć. Ja, który mam sto lat, dobrze wiem, o czym mówię. Im bardziej się człowiek starzeje,
tym większym smakiem musi się wykazać, żeby docenić życie. Musi być wyrafinowany, stać się po trosze artystą. Byle kretyn może cieszyć się życiem w wieku 10-20 lat, ale kiedy ma się 100 lat, kiedy już
nie może się ruszać, musi uruchomić inteligencję…”. Chłopiec umarł, zostawiając przy łóżku kartonik, a na nim: „Tylko Bóg ma prawo mnie obudzić.”
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Anna Kamieńska wkłada w usta Janusza Korczaka takie zdanie: „Lekarz wie, jak umierają dzieci. One są mądre, mądrzejsze od starych, którym się już miesza w głowie. Dzieci, które umierają, robią się od razu stare. Wiedzą więcej od nas. I one są ubogie. One są u Boga, wiedzą, że przyjdzie, co ma przyjść i że On ich nie opuści. A nawet, jakby miał opuścić, to jeszcze coś wymyśli, żeby warto było i żyć, i umrzeć. Bo jeśli nie warto umrzeć, to i żyć nie warto. Po tej stronie widać to wyraźnie”.
Święci umierają jak dzieci… Św. Franciszek wezwał do siebie lekarza i spytał go: „Powiedz, czy moja śmierć się zbliża?”. Na to lekarz szeptem: „Tak, ojcze”. Wtedy Franciszek zamknął oczy i zaczął układać ostatnią zwrotkę swojej Pieśni słonecznej. Potem podyktował jej słowa: „Bądź pochwalony, Panie, przez naszą siostrę śmierć cielesną, której żaden człowiek ujść nie zdoła. Biada tym, którzy w grzechu śmiertelnym konają, błogosławieni ci, którzy odnajdą się w świętej Twej woli, albowiem po raz drugi śmierć im krzywdy nie zrobi”. Napisano potem, że śmierć przyjął śpiewając.