Reklama

Na temat...

Wspomnienia wirtualne

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ostatnio chodząc po centrum Warszawy i podziwiając niewątpliwy rozmach, z jakim powstają tam coraz to nowe gigantyczne gmachy, natrafiłem na coś budzącego grozę: na rogu ulic Twardej i Złotej, blisko Dworca Centralnego i Ronda ONZ, zobaczyłem wielki zaśmiecony plac i rozwaloną bramę z napisem, już zardzewiałym: „Wejście do szkoły”... Wewnątrz ogrodzenia stoi całkiem porządny 3-piętrowy pawilon - z częściowo powybijanymi szybami, z zapuszczoną salą gimnastyczną, do której wejście byle jak zasłonięto pilśniową płytą. Obszedłem budynek dookoła: oto schody do głównego wejścia, przy którym widać ślady po dawnych tabliczkach informacyjnych; jednej wszelako jeszcze nie zdjęto, wyczytałem z niej, że jest to „Szkoła Tysiąclecia Państwa Polskiego”...
Czytelnicy mojego cyklu „Na temat...” na pewno nie mogą mnie posądzać o miłość do PRL-u. Były jednak w tamtych czasach pewne inicjatywy słuszne, jak np. hasło Tysiąc szkół na Tysiąclecie, które spotkało się z przychylnym odzewem społecznym. I rzeczywiście, zbudowano tych szkół bardzo wiele, jak na owe czasy o standardzie wysokim, stwarzając możliwości nauki w godziwych warunkach wielkiej rzeszy dzieci i młodzieży. Nauki niekoniecznie zbieżnej z intencjami komunistów...
Mówi się, że dzieci szkoły nie znoszą - i może rzeczywiście tak bywa, o ile miały pecha trafić na złych nauczycieli; jest też i druga strona medalu: po latach „starą budę” wspomina się zwykle z rozrzewnieniem. Pamiętam, jakim szokiem było dla mnie odkrycie, że „moja” szkoła powszechna (wtedy jeszcze nie używano określenia „podstawowa”) im. św. Wojciecha, do której uczęszczałem w Krakowie lat temu... mniejsza z tym, ile! - znikła z placu Biskupiego. Widocznie kogoś z włodarzy miasta drażnił ten parterowy „barak” z grubych drewnianych bali (kto wie, czy nie zabytkowy), który na mój nos mógłby tam stać jeszcze ze dwieście lat. No, ale go już nie ma, na tym miejscu jest parking, a ja i moi koledzy możemy swoją „budę” wspominać jedynie w wymiarze wirtualnym. Nie jest to miłe.
Ze szkołą przy rogu Twardej i Złotej rzecz ma się nieco inaczej. Jak się dowiedziałem, dwa lata temu budynek został gruntownie wyremontowany i nadal miał służyć zgodnie z przeznaczeniem. Potem nagle coś się stało: uczniów przeniesiono do szkoły na ulicę Miedzianą (gdzie boisko jest o wiele mniejsze, ale jest tam za to wielce nowoczesny pawilon). W ich dawnej „tysiąclatce” dziś buszują pijacy i narkomani; podobno nie ma dnia, by wieczorem nie interweniowała policja. Co myślą o tym wszystkim dorosłe dziś osoby, które się tu kiedyś uczyły? Co myślą dzieci, które przymusowo przeniesiono na Miedzianą? Po co, dlaczego?
Łatwo odpowiedzieć: róg Twardej i Złotej to teren bardzo cenny, samo centrum stolicy; można będzie po rozbiórce szkoły wznieść wieżowiec dla zagranicznego banku lub towarzystwa ubezpieczeniowego. Albo też zbudować tu supermarket - francuski, niemiecki czy angielski. A że tę szkołę właśnie niedawno wyremontowano? Co za śmieszne skrupuły! Wobec takich pieniędzy, jakie tu zapewne weszły w grę...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jezu, uczyń serce moje miłosiernym tak, jak Twoje

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adrianna Sierocińska

Rozważania do Ewangelii J 6, 55.60-69.

Sobota, 20 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Co to znaczy, że Jezus jest Dobrym Pasterzem?

2024-04-20 16:36

[ TEMATY ]

Ewangelia

KUL

Centrum Heschela KUL

Zazwyczaj, gdy myślimy o Jezusie jako Dobrym Pasterzu, rysuje się przed nami bardzo sielski obraz – Jezus łagodnie trzyma na ramionach owieczkę. Tymczasem chodzi tu o coś innego. Po pierwsze o to, że Jezus utożsamia się z najbardziej pogardzaną grupą społeczną, porównywaną do nieczystych pogan. Po drugie o to, że Jezus naraża swoje życie w obronie owiec - podkreśla ks. prof. Mariusz Rosik w komentarzu dla Centrum Heschela KUL na IV Niedzielę Wielkanocną 21 kwietnia, zwaną Niedzielą Dobrego Pasterza.

Beduini to koczownicze plemiona arabskie, które żyją jeszcze na pustynnych i górzystych terenach dawnej Palestyny. Zajmują się głównie wypasem owiec. Zadziwiające, że nawet kilkudziesięcioosobowa grupa Beduinów potrafi posługiwać się sobie tylko zrozumiałym językiem i pielęgnować właściwe im zwyczaje. Żyjąc z dala od miast i większych osiedli, wieczorami zasiadają przy ognisku przed swoimi namiotami, by długo rozmawiać, śpiewać, ale także trzymać straż nocną przy swych stadach. Niekiedy okazuje się to konieczne, gdyż zdarzają się przypadki kradzieży owiec albo ataku wilków. Izraelska prasa co jakiś czas podaje informacje o wzajemnym wykradaniu stad wśród różnych plemion beduińskich albo o ataku dzikich zwierząt. Niejeden pasterz postradał życie w obronie swych stad.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję