Albertyńską rocznicę przeżywaliśmy dzisiaj w parafii św. Maurycego we Wrocławiu. Gościem obchodów była s. Dobrawa Korzeniewska z sekretariatu prowincji. Przez całą niedzielę przybliżała wiernym historię i charyzmat swojej wspólnoty.
– Naszą modlitwą chcemy dzisiaj objąć nie tylko siostry, które pełniły tutaj posługę od 1946 r., ale wszystkie osoby, wobec których siostry mogły czynić dobro i poprzez które siostry doświadczyły wiele dobra, tak że mogą pełnić tę posługę aż do dnia dzisiejszego – mówiła s. Dobrawa i nawiązała do obecnej sytuacji: – Minęło kilka dni i świat nam się zmienił. To nasze świętowanie zostało zacienione przez to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. I właściwie zastanawiamy się, jak przeżyć ten jubileusz, jak świętować. Nie możemy jednak zrezygnować z tego, co najważniejsze – z dziękczynienia Panu Bogu; z tego, żeby nasze myśli i serca zwrócić ku Niemu – mówiła albertynka i nakreśliła początki pracy sióstr we Wrocławiu w latach powojennych. Dom, do którego przybyły, był bardzo zniszczony. Próbowały go wyremontować i udzielać pomocy, podejmując pracę w bardzo trudnych warunkach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– I być może ta świadomość dzisiaj tym bardziej nas utwierdza, że to powołanie albertyńskie jest powołaniem, które jest zawsze na czasie; że człowiek potrzebuje wciąż miłosierdzia – podkreśliła s. Dobrawa.
Reklama
Nakreśliła następnie historię prowincji, podkreślając, że do wszystkich miejsc, do których siostry były posyłane, niosły Chrystusa. – Pochylały się nad drugim człowiekiem w duchu św. Brata Alberta, w duchu niesienia miłosierdzia. Myślę, że ta postać św. Brata Alberta też nam została dzisiaj dana w szczególny sposób. Jan Paweł II, który tak bardzo kochał św. Brata Alberta powiedział, że jest on patronem na nasze trudne czasy. I gdy popatrzymy na jego życie, to widzimy, że to człowiek naznaczony cierpieniem od samego początku – przypominała biografię świętego s. Dobrawa.
Podkreśliła, że jako dziecko został osierocony, jako kilkunastoletni chłopak wziął udział w powstaniu styczniowym i stracił nogę. Te trudne wydarzenia nie pozwoliły mu się jednak załamać. Cały czas szukał sensu życia. Samospełnienia poszukiwał w malarstwie, ale porzucił je na rzecz powołania zakonnego i na rzecz ubogich.
– Myślę, że wiele go kosztowało, żeby zrezygnować z tego, co kochał, co dawało mu wewnętrzną radość, ale sam uważał, że jako artysta byłby złym przykładem dla ubogich. Swoich podopiecznych dźwigał do poziomu godności dziecka Bożego głównie poprzez pracę. Uczył ich pracować, mówił im, że praca to coś, co przywraca im godność dziecka Bożego. Dlatego sam zostawił zupełnie sztukę. Był w stanie iść z ubogimi, bezdomnymi i pracować w polu. Nie wstydził się ciągnąć wózka z ziemniakami, kapustą. Wiedział, że to robi, bo drugi człowiek potrzebował jego pomocy. Ale nie chodziło tylko o talerz ciepłej zupy. Tak naprawdę chodziło o zbawienie drugiego człowieka, o Chrystusa, o to, co najważniejsze – mówił albertynka.
Podkreśliła, że Brat Albert staje dzisiaj pośród nas i wskazuje nam, że w każdym z nas jest obraz Chrystusa. A w tym czasie, który wydaje się taki trudny, gdy brak pokoju na świecie zabiera nam nadzieję, pokazuje, że tak naprawdę Pan Bóg jest i czuwa nad nami. Na uwagę zasługuje jego wielkie zawierzenie.
Reklama
– Brat Albert nie wahał się zawierzyć Panu Bogu zupełnie. Nie miał wielkich środków materialnych, żadnego zaplecza. Gdy bracia przychodzili i mówili, że spiżarnia jest pusta a ubodzy czekają przy furcie, odpowiadał: „Idź do św. Józefa i odmów Zdrowaś Maryjo”. I cuda się zdarzały, bo wierzył – mówiła siostra i dodała: – Niech ta przeżywana dzisiaj niedziela będzie dla nas czasem, w którym ogarniemy modlitwą dziękczynną to całe dobro, którego siostry doświadczyły – i tutaj po sąsiedzku przy ul. Traugutta i w parafii. Była tutaj s. Tekla, która troszczyła się o świątynię, była s. Romana, która odwiedzała chorych w domach. To dobro zostało i chcemy za to dobro Panu Bogu podziękować. Chcemy podziękować Panu Bogu za tę parafię i duszpasterzy, którzy towarzyszyli siostrom od samego początku – mówiła s. Dobrawa, podkreślając pomoc kapłanów świadczoną poprzez odprawianie Mszy św. w zakonnej kaplicy i sprawowanie innych sakramentów.
Siostra zapewniła o modlitwie, która jest pierwszym powołaniem albertyńskim. A znakiem pamięci w modlitwie były przywiezione pamiątki związane ze św. Bratem Albertem Chmielowskim oraz rodziną albertyńską.
– Jeżeli mówimy o modlitwie, to zwracamy się też z prośbą o modlitwę za nas, żebyśmy potrafiły dobrze odczytywać znaki czasu. Prosimy również o modlitwę w intencji nowych powołań. Co roku mamy propozycje nowych dzieł, które możemy podjąć, ale jest nas wciąż za mało – prosiła s. Korzeniewska i życzyła, by duch św. Brata Alberta pozostał w tej świątyni.
Patronem prowincji poznańskiej sióstr albertynek jest św. Józef. Z okazji jubileuszu kopia obrazu Opiekuna Pana Jezusa z sanktuarium w Kaliszu peregrynuje po domach prowincji. Dziś zagościła w kościele św. Maurycego, gdzie będzie wystawiona przez tydzień.