Klasztor starowiejski
to DOM
którego progi
chciałoby się
- uklęknąwszy -
ucałować
jak ręce Matki.
(s. J. Polak)
Pośród dni Wielkiego Jubileuszowego Roku są takie, które błyszczą
jakby podwójnym blaskiem a dziękczynne Te Deum brzmi głośniej, gdy
zwielokrotnione są powody do wdzięczności.
Takie to jasne dni przeżywały Siostry Służebniczki w
Starej Wsi, świętując 150-lecie istnienia Zgromadzenia oraz 125.
rocznicę swojego domu macierzystego; domu generalnego i nowicjackiego
zarazem.
Patrząc dziś na okazały gmach, stojący przy rzeszowskiej
trasie tuż przed Brzozowem, nasuwa się porównanie do małego ziarna
gorczycy, które rozrasta się w potężny krzew.
Początki Służebniczek w Starej Wsi były bardzo skromne.
Przybyły tu z Łańcuta w 1863 r. trzy siostry i
zamieszkały w pobliżu klasztoru Ojców Jezuitów w małym
trzyizbowym domku. Po kilku latach wybudowały nieco większy, drewniany,
ale ten okazał się bardzo nietrwały. Przystąpiły więc z wielkim zaangażowaniem,
pod przewodnictwem pierwszej przełożonej generalnej M. Leony Jankiewicz
do budowy kolejnego już murowanego domu.
Wybudowany wówczas budynek, poświęcony w 1875 r. stanowi
środkową część obecnie stojącego klasztoru.
Ten to dom - jubilat dla wszystkich pokoleń Służebniczek
Starowiejskich jest jak drugi dom rodzinny, miejsce duchowych narodzin
i pierwszej formacji zakonnej, miejsce niepowtarzalnych przeżyć i
doświadczeń związanych z podjęciem nowej drogi życia.
Zewnętrzny rozwój domu to tylko baza, na której opiera
się bogate życie apostolskie i wewnętrzne Zgromadzenia. historia
domu wiąże się zawsze z historią ludzi, którzy w nim żyli. Wpisana
jest także w dziejowe wydarzenia.
Świętując jubileusz starowiejskiego domu siostry sięgały
do korzeni swojej własnej historii. Najwierniejsze jej ślady kryją
cmentarze - w Brzozowie i w Starej Wsi, na których spoczywa ponad
700 sióstr. Wiele z nich, zwłaszcza z pierwszego okresu to prawie
młodzież, umierając nie przeżyły nawet 30 lat. Galicyjska bieda,
trudne warunki życia powodowały, że gruźlica zbierała obfite żniwo,
ale też kształtowały bohaterskie postawy sióstr.
Stojąc nad ich mogiłami, z wiarą w świętych obcowanie
Matka Generalna przyzwała je na apel, by podziękować za heroiczne
życie, które stało się podwaliną pod dalszy, bardzo prężny rozwój
Zgromadzenia.
Obecnie klasztor starowiejski tętni życiem wielopokoleniowej
wspólnoty. Znaczna część sióstr przeżywa tu swój ostatni okres ziemskiej
wędrówki, oczekując po trudach życia na szczęśliwe przejście do Pana.
Dolegliwościami wieku, słabością fizyczną i godzinami cichych modlitw
wypraszają potrzebne łaski dla Kościoła i dla tych, które angażują
się w czynnym apostolstwie.
Nie brakuje również najmłodszych, które odpowiadając
na głos powołania z odwagą podejmują decyzje i wchodzą na drogę życia
zakonnego.
Na jubileuszowe obchody, 23 września przybyły siostry
delegatki z czterech polskich prowincji. Sobotnie popołudnie do późnych
godzin wieczornych wypełniły wzruszające wspomnienia i poważne refleksje
sióstr starszych. Nie brakło również pełnych humoru i radości występów
prezentowanych przez zakonną młodzież.
Długie klasztorne korytarze na co dzień zwykle wyciszone
i mroczne rozjaśniły się jubileuszowymi iluminacjami i radosnym gwarem
potęgując niepowtarzalną atmosferę domowego ciepła, życzliwości i
szczęścia.
Punktem kulminacyjnym uroczystości była niedzielna Eucharystia,
sprawowana w klasztornej kaplicy przez abp. Józefa Michalika oraz
współkoncelebrujących kapłanów: ks. infułata J. Pudło z Brzozowa
i Ojców Jezuitów z Kolegium Starowiejskiego z rektorem o. K. Dyrkiem
na czele.
Jako wyraz wdzięczności za 150 lat istnienia Zgromadzenia
i w 125. rocznicę poświęcenia domu macierzystego Służebniczki ufundowały
swojej Niepokalanej Patronce złotą koronę, którą Ksiądz Arcybiskup
poświęcił i włożył na skroń Matki Najświętszej stojącej w głównym
ołtarzu kaplicy.
Pełną wdzięczność trudno wyrazić, tak jak trudno zliczyć
odebrane łaski, wysłuchane prośby. A jest ich tak wiele i wypowiadane
na różny sposób; pragnieniem, sercem czy ustami; jak choćby ta -
wyszeptana poezją:
Dobra Matko
ze starowiejskiej kaplicy
złóż swe niepokalane dłonie
na skorupy mej duszy,
balsamem Twej miłości
sklej je na nowo
w dzban podobny temu,
z którym biegałaś
do nazaretańskiej studni.
o jedno Cię błagam serdecznie:
nie zapomnij
napełnić go
Jezusem.
(s. J. Polak)
Pomóż w rozwoju naszego portalu