Reklama

Czerwony Kapturek mógłby omdleć

Jan Kobuszewski bywa poważny, ale miewa też do siebie stosunek lekko ironiczny. Kiedyś tak siebie opisał: „Długie toto jak Don Kichot przynajmniej, chude toto, gęba pociągła i mizerna, nos orli, niestety, uszy odstające, a do tego od dołu takie długie nogi, a od góry takie długie ręce. Czerwony Kapturek mógłby omdleć”.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie wiem, czy zdaje sobie z tego sprawę, że jest człowiekiem wielkich sprzeczności. Określa siebie mianem lenia, a jest pracowity do kwadratu. I nie chodzi tu o warszawski Teatr Kwadrat, w którym gra regularnie od trzydziestu lat. Jana Kobuszewskiego znamy z niezliczonych ról w filmie, kabarecie, na deskach teatru i w teatrze telewizji. Ten „leń” jest na scenie już od 50 lat. Przyciśnięty do muru przyznaje w końcu, że jest leniem bardzo pracowitym. A ról, które zagrał, nie potrafi zliczyć. Szacuje, że bilans artystyczny zamyka się „pomiędzy dwustu a czterystu rolami”. Pana Janeczka kochają wszyscy. Nie słyszałam, żeby go ktoś nie lubił. Jest jak czystej wody brylant. Żadnej podróbki.

Recepta na udane życie

„Wysoki na twarzy pociągłego wzrostu” - tak powiedział o nim jego ukochany profesor Zelwerowicz. I można by się na te opisy nabrać, gdyby nie fakt, że Kobusz (jak na niego skrótowo mówią koledzy) jest czarujący. A jaki był przystojny! Zdjęcia z młodości nie kłamią. To spojrzenie! „Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie” - zaśpiewałby natychmiast Jan Pietrzak. Toteż trudno się dziwić, że już na studiach zdobył serce pięknej Hanny Zembrzuskiej, w której po filmie „Warszawska syrena” kochało się mnóstwo mężczyzn. On zaraz po studiach sprzątnął ją kolegom sprzed nosa i aby nie smalili do niej cholewek, czym prędzej się ożenił. W wywiadach mówi o sobie jako o stanowczym i upartym człowieku, a w uroczej piosence, kuszony przez Marylę Rodowicz, zapewnia: „Nie jestem łatwy”.
Czy w pożyciu małżeńskim jest łatwy? Hanna Zembrzuska przyznaje, że tak. Stanowią zgodną parę. Dotąd się nie rozwiedli, co w środowisku aktorskim jest na porządku dziennym, doczekali się córki Maryny, zostali dziadkami i w dodatku nadal ze sobą grają na scenie Kwadratu - Kobusz zatem łatwy w pożyciu być musi i w słowa: „Nie jestem łatwy” nie można wierzyć. Jako mąż ma jeszcze jedną cenną cechę. Uwielbia majsterkować. Mówi o sobie, że jest leniem z honorem hydraulika. W domu nie pozwoli, aby ktoś obcy grzebał mu w rurach, da radę każdej uszczelce i muszelce. Po prostu - złota rączka. Taki mąż to skarb. Nie dotyka się tylko elektroniki i żadnym komputerom nie da się uwieść.
Ludzie go uwielbiają. Zarówno młodzież, jak i starsze pokolenia. Grane przez niego spektakle nie tylko idą kompletami, ale jeszcze dowodów serdeczności i przyjaźni od zwykłych ludzi aktor otrzymuje wiele. Na każdym kroku.
„Panie Janie, chciałabym tylko podziękować za to, że Pan jest, że tyle radości wnosi Pan do naszego życia, tak smutnego i szarego” - napisała jedna z internautek podczas czatu z aktorem. Ktoś inny dodał: „Panie Janie, uwielbiam Pana sztukę, aktorstwo i Pana samego. Dalej proszę nas bawić, wzruszać i niepokoić”. Jan Kobuszewski mówi, że jego receptą na udane życie jest uśmiech, trochę rozumu i dużo radości. A zawód aktorski wybrał przez wstręt do matematyki i fizyki, bo od urodzenia był humanistą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Bawi innych, bawi się sam

Oglądając go na scenie czy w filmach, odnosi się wrażenie, że nie tylko bawi publiczność kunsztem swojego aktorstwa, ale i sam ma przy tym sporo uciechy. - Gdybym swój zawód traktował jako przymus, byłoby tragicznie. Ja lubię to, co robię, i cieszę się z tego, co robię - nie ukrywa. Ale nie jest wesołkiem. Nie znosi pustego śmiechu i zabawy dla samej zabawy. Twierdzi natomiast, że - wbrew pozorom - komedie są bardziej dydaktyczne.
Ten „leń”, choć zagrał sporo różnych ról w filmie, za filmem nie przepada. Wolał zwykle grywać filmowe epizody. Jego zdaniem, praca w filmie nie ma w sobie radości tworzenia. Utrwalona na taśmie filmowej rola zastyga na stałe, a w teatrze można każdego wieczoru kreować postać od nowa. Gdy jednych aktorów właśnie ta nieustanna powtarzalność na scenie przez wiele miesięcy jednej i tej samej roli męczy, Kobuszewskiego to nakręca. Gdy dla innych po jakimś czasie gra staje się rutyną, Kobuszewski w każdym spektaklu buduje od nowa wizerunek granej przez siebie postaci. - Każdy spektakl jest inny. To nie może być rutyna, twierdzi aktor. Mówi, że teatr jest jego drugim domem, a emerytury w ogóle sobie nie wyobraża. Nazywa siebie słabeuszem i próbuje nam wmówić, że na deskach scenicznych ma mizerną kondycję. Ale nie wierzcie mu. On jest gigantem.
Nie załamał się chorobą nowotworową, lecz uznał ją za wyzwanie. I choć twierdzi, że w jego zawodzie nie ujawnia się życia prywatnego, a wychodząc na scenę, aktor wszystkie choroby i zmartwienia pozostawia w garderobie, to wielbiciele jego talentu bardzo martwili się o zdrowie pana Jana, odkąd wyznał w telewizyjnym programie „Tabu”, że ma raka. Wyszedł ze sfery prywatności, gdy uznał za słuszne dołączyć do grupy znanych osób, które publicznie przyznały się do choroby nowotworowej i postanowiły przekonywać ludzi, którzy zachorowali lub mogą zachorować, że trzeba z rakiem walczyć - Wygrałem! I ty pokonasz - zapewniał aktor.

Reklama

Longinus z Saskiej Kępy.

Urodził się w 1934 r. w Warszawie i jest - jak powiada - warszawiakiem z krwi i kości. To dziecko okupacji i Powstania Warszawskiego, a jego dzieciństwo przepojone było zapachem krwi i tragedią kolegów. Czuł się takim „starym malutkim”. Mówi o sobie: - Byłem 11-letnim staruszkiem z bagażem pamięci dramatycznych przeżyć, pogrzebów,widoku trupów, pożarów, zniszczeń. Po Powstaniu wywieziono go wraz z rodziną, jak i innych pozostałych przy życiu warszawiaków, bydlęcymi wagonami do Pruszkowa. Potem zostali przygarnięci przez mieszkańców wsi gdzieś w Kieleckiem. Gdy wrócili do Warszawy w maju 1945 r., lewobrzeżnej części miasta właściwie nie było. Dochodził do siebie i do przerwanego dzieciństwa w atmosferze zielonej i sielskiej Saskiej Kępy. Warszawiakiem związanym z Saską Kępą pozostał do dziś. I współautorem książki „Saska Kępa w listach, opisach, wspomnieniach”. Jego siostrzenica - Hanna Faryna-Paszkiewicz poprosiła go kiedyś o spisanie wspomnień, dzięki czemu znalazł się tam i jego fragment „Topielec, Bocian, Sacharyna i inni”. Rzecz o kolegach z młodzieńczych czasów. To wtedy nauczył się pływać w Wiśle, zjeżdżać na nartach z Wału Szwedzkiego, grać w piłkę i palić papierosy. Ubolewa, że to ostatnie, niestety, do dziś mu zostało.
Zapytany, co by robił, gdyby nie był aktorem, odpowiada, że nic by nie robił. - Gdyby nie wojna, to rodzice byliby zamożnymi ludźmi i uczyłbym się dla przyjemności. Chociaż chyba zawsze chciałem być aktorem... - przyznaje ze szczerością.
Z racji postury bywa też nazywany Longinusem polskiej sceny. Przez dwadzieścia lat występował na deskach teatrów dramatycznych: Teatru Polskiego i Narodowego. Grał w sztukach klasycznych, m.in. w szekspirowskim „Poskromieniu złośnicy” i „Królu Learze”,w „Płaszczu” Gogola i w słynnych Mickiewiczowskich „Dziadach”, w reżyserii Dejmka. Mało kto dziś o tym pamięta. Przyznaje, że jest zakochany w Fredrze, a kojarzą go raczej z Cervantesem, bo zagrał Don Kichota. Od czasu inwazji telewizji utrwalił się w pamięci jako postać z „Wielokropka”, gdzie stworzył duet z Janem Kociniakiem, z kabaretów Olgi Lipińskiej, „Kobry”, „Dobranocek dla dorosłych”, koncertowo zagranej roli w „Ożenku” Gogola, z kabaretów „Szpak” i „Dudek”, prowadzonych przez Edwarda Dziewońskiego w Kawiarni Nowy Świat w Warszawie i przeniesionych potem do telewizji. Zachwycamy się epizodami zagranymi we wszystkich komediach Barei i w „Czterdziestolatku”, w „Halo, Szpicbródka” i wielu, wielu innych.
- To prawda, że widzowie pamiętają przede wszystkim moje role komediowe. Warunki zewnętrzne predestynują mnie do grania takich ról, nad czym nie boleję, bo komedie jako gatunek cenię - przyznaje Jan Kobuszeweski, który od 25 lat również reżyseruje. Młodzież do dziś zachwyca się kreowaną przez niego rolą hydraulika w skeczu,w którym gra razem z Wiesławem Gołasem i Wiesławem Michnikowskim. Odzywki: „Nie bądź pan rura i nie pękaj pan!”oraz „Chamstwu w życiu należy się przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom”, a także: „Wężykiem, Jasiu, wężykiem!” - przeszły do klasyki. Podobnie jak odzywka: „Po pierwsze primo, jak mawiał Jan Kobuszewski”.
Jest mistrzem w opowiadaniu bajek dla dzieci. Pięknie także umie je śpiewać, jak „Ślimaka i sroczkę”. Znawcy sztuki uważają, że rolą życia zabłysnął w bajce „Przygód kilka wróbla Ćwirka”. Kobuszewski został uhonorowany Super Wiktorem, medalem „Gloria Artis” i tyloma wyróżnieniemi, że wyliczanie ich zajęłoby wiele miejsca. A przede wszystkim- miłością widzów teatru, filmu i kabaretu.

Jubileusz na Jasnej Górze

Jest wierzący. W młodości był ministrantem w warszawskim kościele Najświętszej Maryi Panny na Saskiej Kępie. Od dzieciństwa pielgrzymował na Jasną Górę. On - komik, którego traktujemy zwykle na wesoło, bo dostarcza nam tylu radości - o swojej wierze mówi poważnie. Jednak czasem zdarzają się i humorystyczne sytuacje. Irena Kwiatkowska wspomina, że kiedyś na scenie przechylił ją raptownie do tyłu i w tym momencie rozsunęła mu się koszula, bo odskoczył guzik. Zdumiona aktorka zobaczyła na jego piersi krzyż papieski. Nie dawało to jej spokoju. Któregoś dnia podeszła do Kobuszewskiego i powiedziała: - Ja też chcę mieć taki krzyż. Na to Kobuszewski. - Dobrze. Następnym razem, jak będę w Rzymie u Ojca Świętego, zwędzę go dla ciebie.
Zapytany niedawno przez „Niedzielę”, jak pojmuje nadzieję, odparł: - Nadziei upatruję w zbawieniu. Będę bardzo szczęśliwy, kiedy spotkam się z moim Panem i Stwórcą. Nie wiem tylko, czy mój Pan i Stwórca będzie szczęśliwy, gdy spotka się ze mną. Życie bez nadziei jest nic niewarte. Uważam również, że wiara, nadzieja i miłość to wartości równoprawne.
Te wartości towarzyszyły Hannie Zembrzuskiej i Janowi Kobuszewskiemu 17 grudnia podczas obchodów pięćdziesiątej rocznicy ślubu na Jasnej Górze. Pan Jan zamówił już dawno uroczystą Mszę św. Życzymy im zatem dalszych długich lat przeżytych wspólnie w wierze, nadziei i miłości. Bez tego przecież nie sposób żyć.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Premiera filmu "Brat Brata"

2024-05-14 00:19

ks. Łukasz

Podczas panelu dyskusyjnego

Podczas panelu dyskusyjnego

Premiera kinowa to nie tylko okazja do obejrzenia konkretnego obrazu, który chce przekazać reżyser, ale to także okazja do poznania konkretnej historii. Tym razem był to ks. Jerzy Adam Marszałkowicz.Film “Brat Brata” mówiący o nim, ale też o dziele, jaki stworzył czyli Towarzystwie Pomocy Brata Alberta cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Sala kinowa zapełniła się po brzegi.

W sali kina “Nowe Horyzonty” we Wrocławiu odbyła się nie tylko premiera filmu, ale także rozmowa o nim i dziele pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Było to pewnego rodzaju dopowiedzenie tego, czego w filmie nie udało się zamieścić, bo przecież taka produkcja ma ograniczone ramy, a mówimy tu o człowieku skromnym, lecz wielkiego formatu, który dla tych, którym służył i nie tylko uchodzi za człowieka świętego.

CZYTAJ DALEJ

Czego tak naprawdę Maryja oczekuje od nas wołaniem z Fatimy?

[ TEMATY ]

Fatima

Maryja

Karol Porwich/Niedziela

Zapewne każdy z nas słyszał o objawieniach Matki Bożej w Fatimie, ale czy tak naprawdę wiemy, co wtedy Maryja chciała nam przekazać? Czy orędzie fatimskie to tylko historia, wydarzenie, sensacja? Co ono oznacza dla mnie, dla mojego życia?

Dziś Fatima jest jednym z największych sanktuariów maryjnych świata. Rocznie odwiedza ją około 4 milionów pielgrzymów i turystów, przy czym największe nasilenie tego ruchu przypada na 13 maja i 13 października, w rocznicę rozpoczęcia i zakończenia objawień.

CZYTAJ DALEJ

Zmarła Zofia Czekalska "Sosenka", uczestniczka Powstania Warszawskiego

2024-05-14 19:24

[ TEMATY ]

Powstanie Warszawskie

Zofia Czekalska

Portret z wystawy w Muzeum Powstania Warszawskiego/autor zdjęcia: Agata Kowalska

Zofia Czekalska „Sosenka”

Zofia Czekalska „Sosenka”

Zofia Czekalska "Sosenka", powstańcza łączniczka w zgrupowaniu "Chrobry II", sanitariuszka, zmarła w wieku 100 lat. Informację o jej śmierci przekazał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. "Pani Zofio, +Sosenko+ - dziękujemy za wszystko. Warszawa zawsze będzie o pani pamiętać" - napisał.

"+Pani jest coraz młodsza!+ - mówiłem za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy. I to nie była urzędowa uprzejmość. Bo tych pokładów energii i zapału, które miała zawsze w sobie, mógłby jej pozazdrościć każdy (ja z całą pewnością zazdrościłem). Bo za każdym razem zarażała uśmiechem, który praktycznie nigdy nie schodził z jej twarzy" - napisał na platformie X prezydent Warszawy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję