W pierwszą niedzielę października br. Ojciec Święty kanonizował
120 męczenników, którzy zginęli w Chinach. W grupie tej było także
siedem sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi,
beatyfikowanych przez Piusa XII w 1946 r. Ponieważ siostry z tego
Zgromadzenia od kilku dziesięcioleci pracują na terenie naszej diecezji
i wielu czytelników korzystało z ich posługi w Zamościu i Łabuniach,
a kiedyś w Klemensowie czy Józefowie Biłgorajskim, to warto przyjrzeć
się bliżej osobom kanonizowanych męczenniczek. Zgromadzenie Sióstr
Franciszkanek Misjonarek Maryi założyła 6 stycznia 1877 r. Helena
de Chappotin de Neuville. I jako główny cel Zgromadzenie postawiło
sobie pracę w krajach misyjnych.
Pod koniec ubiegłego stulecia grupa sióstr wyjechała
także do Chin. Siostry opiekowały się dziećmi, chorymi, kobietami
w mieście i diecezji Taijuan-fu. U schyłku XIX w. Chiny przeżywały
kryzys gospodarczy, szalały epidemie, które przyczyniły się do śmierci
wielu tysięcy ludzi. W kraju szerzyło się niezadowolenie. W każdej
chwili mógł wybuchnąć bunt. W tym czasie Cesarz Chin próbował wprowadzić
zachodnią cywilizację. Europejczycy, nieraz wbrew woli tubylczej
ludności, zakładali szkoły, wprowadzali nowe technologie przemysłowe
budowali drogi i koleje żelazne. Wywowyłało to opór i niezadowolenie
środowisk konserwatywnych. Na czele reakcji stanęła cesarzowa - wdowa,
dokonując zamachu stanu. Rozpoczął się czas rozprawy z cywilizacją
europejską. Szczególną gorliwość w walce z Europejczykami wykazała
sekta Bokserów, złożona z młodych ludzi, którzy uważali się za opętanych
przez duchy i zobowiązanych przez nich do wytępienia Europejczyków.
Krzyczeli: "Śmierć chrześcijanom! Śmierć Europejczykom!". Przeciwnicy
chrześcijan wskazywali fanatycznym tłumom na nich, jako przyczyny
głodu i innych nieszczęść. Władze kościelne zasugerowały siostrom,
by opuściły zagrożony teren. Przełożona franciszkanek, s. Hermina,
napisała do biskupa dramatyczny list: "Ekscelencjo, dla miłości Boga,
pozwól nam umrzeć z sobą. Jeśli odwaga nasza zbyt słaba, by oprzeć
się okrucieństwu katów, Bóg, który nam zsyła doświadczenie, da również
i siłę, by wyjść z niego zwycięsko. Nie lękamy się ani śmierci, ani
mąk, którymi nam grozi wicekról. Przybyłyśmy tutaj, by pełnić miłosierdzie
i, jeśli trzeba, wylać krew dla Jezusa Chrystusa. Ze łzami w oczach
zaklinamy Ekscelencję, by nie pozbawiał nas palmy męczeńskiej, którą
miłosierdzie Boskie podaje nam z nieba".
Pragnienie męczeństwa sióstr zostało spełnione. 29 czerwca
1900 r. władze zlikwidowały prowadzony przez nie sierociniec. Żołnierze
przemocą odebrały siostrom ponad 700 przerażonych dzieci. Te, które
stawiały opór lub próbowały ucieczki były związywane sznurkami. 7
lipca władca prowincji wydał edykt, w którym zarzucił chrześcijanom
wzniecanie pożarów i akty przemocy. Ogłosił ich wrogami rodzaju ludzkiego.
Pisał: "Religia chrześcijańska, będąc rozwiązłą i okrutną, gardzi
duchami i tyranizuje ludy - oto przyczyna pożarów. Mordy na Bokserach
są bliskie. Chrześcijanie, napominam was, byście jak najprędzej nawrócili
się, poprawili się ze swojej bezbożności, powrócili na prawdziwą
drogę; nic poza tym nie będzie zgodne z cnotą. Jeśli zadośćuczynicie
w pełni temu obowiązkowi, będziecie mądrymi ludźmi i mandaryni moi
zaopiekują się wami. W przeciwnym razie, wszelka daremna skrucha
będzie daremna. Uprzedzam was przeto, byście słuchali tego z bojaźnią
i szacunkiem".
Zakonnice nie chciały posłuchać. Wraz z trzema biskupami,
dwoma kapłanami i bratem zakonnym z zakonu franciszkanów, pięcioma
klerykami - Chińczykami, oraz świeckimi katolikami zostały aresztowane.
W więzieniu modliły się i śpiewały pieśni, min. hymn: Ciebie Boga
wysławiamy. 9 lipca 1900 r. nad ranem oprawcy wtargnęli do zgromadzonych
na modlitwie katolików. Byli zdziwieni ich spokojem. Uderzyli każdą
z ofiar w tył głowy, żeby je ogłuszyć, a później związać im z tyłu
ręce. Franciszkanin, brat Andrzej, z heroizmem godnym pierwszych
chrześcijan, mówił do jednego z napastników: "Nigdy nie padłem do
nóg żadnemu Chińczykowi, ale uczynię to przed tobą, który otworzysz
mi bramy nieba". I ochotnie podał mu ręce do związania. Biskup Fogolla
mówił łagodnie: "Pozwólcie nam powstać, pójdziemy za wami bez oporu"
. Oprawcy prowadzili ofiary ulicami miasta bijąc je kolbami karabinów
i pięściami, znieważając i popychając. Siostry śpiewały wtedy Te
Deum.
Zaprowadzono ich do urzędu zajmującego się sprawami zagranicznymi.
Na placu czekało 3 tys. Bokserów. Rozpoczął się sąd. Władca zarzucił
biskupowi działania szkodliwe dla ludu. Biskup zaprzeczył, tłumacząc,
że katolicy czynili dużo dobrego. Władca uderzył go w pierś i zawołał
do żołnierzy: "Zabić! Zabić!". Rozkazu nie trzeba było powtarzać.
Żołnierze rzucili się na ofiary z nożami, szablami, bronią palną.
Odcięte głowy toczyły się po ziemi. Franciszkanki skończyły śpiew
Te Deum i podniosły welony, by otrzymać śmiertelny cios. Trzy męczenniczki
pochodziły z Francji, dwie z Włoch, po jednej z Belgii i Holandii.
W starożytności chrześcijańskiej było przekonanie, że: "
Krew męczenników jest nasieniem chrześcijan" (Tertulian), które jest
echem słów Chrystusa o ziarnie, które jeśli wpadnie w ziemię i obumrze,
przynosi plon obfity. Spełniło się to na Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek
Misjonarek Maryi. Krew męczenniczek zaowocowała licznymi powołaniami
do tego Zgromadzenia, które współcześnie jest obecne w 76 krajach
na wszystkich kontynentach i liczy ponad 9 tys. sióstr z 65 narodowości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu