Na obozie akademickim w Bukowinie Tatrzańskiej zaczęłam każdego dnia chodzić na Mszę Świętą i ze zdziwieniem zauważyłam, że prawie wszystkie sodalistki codziennie przystępują do Komunii Świętej. Wydawało mi się to czymś nieosiągalnym, czułam się jak głodny człowiek przy suto zastawionym stole. Zaczęłam odczuwać tęsknotę za Panem Jezusem w codziennej Komunii Świętej, a nie tylko w modlitwach i rozmowach z Nim. Przyjechał właśnie do Bukowiny Tatrzańskiej ks. Adam Bogdanowicz, Ormianin ze Lwowa, duszpasterz akademicki, mający głosić konferencje. Wówczas zebrało się nas w sali około 200 dziewcząt. Ksiądz mówił o konieczności codziennej Komunii Świętej. Byłam zdumiona: konieczność, aż konieczność? Nie miałam odwagi zabrać głosu publicznie, więc poszłam do księdza porozmawiać osobno. Gdy wyłożyłam mu swoje wątpliwości, nadeszła właśnie s. Emmanuela i żartem powiedziała: „Ależ Ojcze, nie ma co jej tłumaczyć. Z tym dzieckiem trzeba zacząć abecadło wiary!”. Byłam wprost zgorszona. W sprawach wiary uważałam się za osobę przynajmniej na poziomie matury. Widocznie moje trudności wysuwałam tak gorąco i szczerze, że ksiądz obiecał zająć się mną specjalnie, co wiernie spełnił. Nigdy nie zapomnę tych kilku wielogodzinnych rozmów. Na pytanie, dlaczego wśród tylu czekających studentek zechciał mi poświęcić tak dużo czasu, odpowiedział: „Czuję, że Bóg czegoś od Pani chce”.
Pokarm duszy
Ksiądz wyjechał, a ja zostałam do żywego poruszona, z głodem duszy. Był wtedy w Bukowinie - jak już wspomniałam - ks. Wiktor Rostworowski, prefekt mojego brata. Coś mnie ciągnęło do rozmowy z nim, a jednocześnie onieśmielało. Dobry Bóg sam wszystko mi ułatwił. Spotkałam księdza na drodze i - jak zwykle - chciałam go minąć. On jednak mnie zatrzymał i przemówił tak serdecznie i po ojcowsku, że zdecydowałam się na spowiedź u niego, aby rozstrzygnąć dręczące mnie zagadnienie codziennej Komunii Świętej.
Sprawę postawiłam radykalnie - jeżeli wierzę, to żyję wiarą, codziennie karmiąc się Panem Jezusem. Jeżeli ciało karmię trzy razy dziennie, jakim prawem duszy nie chcę nakarmić raz dziennie? Jeżeli wierzę, to wiem, że Pan Jezus czeka na mnie każdego ranka. Jakże mogłabym nie przyjść do Niego, uwierzywszy w Jego miłość? A moja nędza i słabość? Pan Jezus w Eucharystii jest najlepszym lekarstwem na wszystko. A zatem, jeżeli nie zgodzę się na codzienną Komunię Świętą, to znaczy - nie wierzę, zrywam z Panem Bogiem.
Takie postawienie problemu uleczyło mnie natychmiast. Myśl o zerwaniu z Bogiem wydała mi się szczytem nonsensu. Został więc tylko Bóg, a konkretnie codzienna Komunia Święta. Miałam wrażenie, że sam Bóg zagarnął mnie całkowicie dla siebie i nie daje mi żyć poza sobą. Zwyciężył Chrystus. Postanowiłam pójść do Komunii Świętej po raz pierwszy w „cyklu” niekończących się, codziennych Komunii Świętych, nieprzerwanych z mojej strony już nigdy. Sam Bóg stanął odtąd na straży tego postanowienia, bo gdy się zaczęło, trwa już nieprzerwanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jezu, ratuj!
Ale nie od razu była to codzienna Komunia Święta. Trwała wojna, okupacja niemiecka. Wówczas często przyjmowałam Pana Jezusa, ale jeszcze nie codziennie. Nurtowało mnie to jednak ogromnie. Głos sumienia wyrzucał mi: „Pan Jezus czeka, a ty się lenisz i nie idziesz na poranną Mszę Świętą”. Wtedy nie było jeszcze Eucharystii wieczornej. A moja tęsknota za Panem Jezusem rosła. Mój brat, student medycyny okupacyjnej, codziennie uczestniczył we Mszy Świętej. I gdy wracał z kościoła, i widział mnie jeszcze leżącą (oczywiście, w czasie ferii szkolnych), dziwił się temu bardzo. A ja miałam wielkie trudności z wczesnym wstawaniem. I tak dzień mijał mi nieraz bez Komunii Świętej, chociaż bardzo tęskniłam za Panem Jezusem w Eucharystii.
Znałam swoje usposobienie, że gdy raz czy dwa razy nie pójdę na Mszę Świętą, to coraz częściej będę ją opuszczała. Zaczęłam walczyć sama ze sobą, aby nie opuszczać codziennej Mszy Świętej i Komunii Świętej. Wynikały z tego nieraz komiczne sytuacje. Jestem np. chora na grypę, nie ma mowy o pójściu do kościoła. Mamusia nigdy by mi na to nie pozwoliła. Co więc robię? Mama jest w drugiej części mieszkania, ubieram się błyskawicznie i biegnę do pobliskiego kościoła. Przyjmuję Pana Jezusa, wracam do domu i grzecznie kładę się do łóżka. Jestem szczęśliwa, że przyjęłam Pana Jezusa. Ten fakt był dla mnie znakiem i bodźcem, że wszystkie przeszkody można przezwyciężyć, że On jest najważniejszy i... zawsze czeka.
A oto inne wydarzenie. Znowu choruję, nie ma mowy o wyjściu z domu. Kościół już dawno zamknięty. Wołam z głębi duszy: „Jezu, ratuj!”. I nagle dzwonek do drzwi wejściowych. Wchodzi kapłan, nasz przyjaciel z Warszawy, salezjanin. Zdumiony, że leżę chora, pyta: „Co mogę dla ciebie zrobić?”. Odpowiadam: „Przynieść mi Pana Jezusa”. Ksiądz poszedł do kościoła i przyniósł mi Pana Jezusa. I tak zaczęła się moja codzienna Komunia Święta.
Cały dzień bez jedzenia
Potem wybuchło Powstanie Warszawskie. W czasie jego trwania prawie nie było dnia bez Komunii Świętej. Z Janką i Lilką (moimi towarzyszkami powstańczymi) przebiegałyśmy nieraz długie odcinki powstańczej Warszawy z narażeniem życia, aby znaleźć księdza, który mógłby nam udzielić Pana Jezusa. Wysoka była cena Komunii Świętej w czasie Powstania, ale nawet za cenę utraty życia nie chciałyśmy Jej opuścić. Zdarzało się, że cały dzień byłyśmy na czczo, aby - ku zdumieniu kapłana - wieczorem przyjąć z jego rąk Pana Jezusa.
Po Powstaniu nie zdarzało mi się już prawie nigdy, aby przeżyć choć jeden dzień bez Komunii Świętej. Podczas wyjazdów zagranicznych były trudności z codziennym przyjmowaniem Pana Jezusa, ale zawsze te trudności udało się z łaską Bożą przezwyciężyć.
Kilka razy leżałam w szpitalu. Żadna operacja nie odbyła się bez uprzedniego przyjęcia Komunii Świętej. Dziwili się nieraz lekarze i pielęgniarki, ale ustępowali wobec mojej prośby... Najpierw Komunia Święta. Jedynym okresem mojego życia, w którym byłam pozbawiona łaski codziennej Komunii Świętej, było moje uwięzienie w 1948 r. w Warszawie na Koszykowej. Od wyjścia z więzienia do dnia dzisiejszego, tj. 16 sierpnia 2009 r., w którym piszę to świadectwo, nie było dnia w moim życiu bez Komunii Świętej.
Codzienną Komunię Świętą uważam za największą łaskę i dar Boga w moim życiu. Jakże Mu za to jestem wdzięczna! Jakże Mu za to dziękuję! Czymże byłoby moje życie bez codziennej Komunii Świętej!