Wschód zawsze nauczał, że ikony żyją i nabierają mocy, gdy są karmione modlitwą. Mogą też zamierać, gdy nikt ich nie omadla. Może dlatego, jak pokazują statystyki, najczęściej wizerunki płaczą tam, gdzie życie Kościoła jest intensywne.
Czy to nagroda? Może to „tylko” ujawnienie się nadprzyrodzoności tam, gdzie ma ona ku temu warunki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
MATERIA CUDU
Rozmawiamy o „łzach”, ale pojawia się też termin „krwawe łzy”, mówimy także o pojawiającym się na obrazach „oleju”. Wschód przyjmuje na te wszystkie określenia jedno słowo: „mirra”. Jej konsystencja waha się od gęstej i oleistej żywicy do przezroczystej i wodnistej cieczy.
Od strony teologii jedno jest pewne: strumienie „łez” są manifestacją chwały Bożej. Mówią o przenikaniu świata doczesnego przez nadprzyrodzoność, o władzy Boga nad materią, którą On sam stworzył i podporządkował ustanowionym przez siebie prawom.
Dziś „cud łez” to powszechny fenomen. Dawniej nie zdarzał się on częściej niż 2-3 razy w ciągu wieku. Jest tu podobnie jak z objawieniami, których liczba w czasach współczesnych zaczęła narastać lawinowo, podczas gdy wcześniej Maryja ukazywała się rzadko.
Reklama
W czasach starożytnych znany był jedynie fenomen mirry-krwi. Zjawisko mirry-oleju spływającego po ikonach pojawiło się najprawdopodobniej dopiero w wieku XIII. Być może nie wcześniej niż z XV wieku zaczyna się trzeci fenomen: na obrazach pojawia się mirra-łzy.
KOŚCIÓŁ POZOSTAJE OSTROŻNY
Tam, gdzie dzieją się Boże cuda, pojawiają się i próby naśladowania ich przez człowieka, a często też przez diabła. Stąd Kościół jest ostrożny w podejściu do płaczących wizerunków i większość „cudów łez” nie przechodzi pozytywnie surowych testów wymaganych do uznania ich prawdziwości.
Przykłady? W 1995 r. w figura Matki Bożej w Civitavecchia płacze krwią. Z badań wynika, że krew na figurze należy do mężczyzny. Właściciel posągu odmawia poddania się testowi DNA. W 2002 r. w Mesynie płacze krwią figura Ojca Pio. Kościół zleca badania laboratoryjne. Wykazują one, że krew należy do kobiety. W 2006 r. w Forli maryjna figura płacze krwią. Testy DNA wykazują tożsamość z DNA pobranym od kościelnego. W 2018 r. w Hobbs w Nowym Meksyku zaczyna płakać figura Matki Bożej. Testy potwierdzają, że „łzy” mają skład chemiczny oliwy z oliwek zmieszanej z olejkiem zapachowym róży.
Jest jeszcze dodatkowy powód ostrożności Kościoła. Fascynacja tego rodzaju zjawiskami prowadzi do „uzależnienia wiary od cudów”. Pojawia się nawet ostrzeżenie, że „poprzez poszukiwanie ziemskich dóbr i znaków (...) ludzie zaakceptują Antychrysta, który będzie dokonywać niesamowitych cudów” (Aleksiej Osipow).
NAJSTARSZY FENOMEN
Reklama
Pierwsze płaczące wizerunki to tzw. krwawiące ikony, o których mamy wzmianki już w IV wieku. Najbardziej znanym dokumentem opisującym to zjawisko jest powstały po 836 r. List trzech patriarchów do cesarza Teofila. Czytamy w nim: „Na Cyprze (...) wybudowano dom dla świętej Matki Boga, w którym znalazła się Jej ikona w formie mozaiki. Pewien Arab strzelił z łuku i przebił strzałą kolano [Maryi], na którym Zbawiciel siedział przy Jej łonie. Natychmiast wylała się obficie krew, spływając do Jej stóp”. Sześć rozdziałów dalej czytamy: „W mieście Bejrut mieszkał Żyd, który przebił lancą bok Chrystusa na ikonie (...). Nagle zaczęła wylewać się fontanna krwi”. I jeszcze: „Inny Żyd w cesarskim mieście Konstantynopolu przebił sztyletem serce ikony naszego Zbawcy (...). Strumienie krwi trysnęły na jego twarz i odzienie”.
Późniejsze wzmianki o „zranionych ikonach”, aż do XII wieku, pochodzą niemal tylko z Konstantynopola. Najsłynniejsza jednak znajduje się w klasztorze watopedzkim na Górze Athos. Mowa o Dziewicy zabitej, w której twarz w napadzie szału wbił nóż jeden z mnichów.
Jaki jest cel tych cudów? Cytowany List trzech patriarchów... stanowił poważny argument w sporach o kult ikon. Krwawiące wizerunki były dowodem na to, że w ikonach mieszka nadprzyrodzoność, która może się ujawnić w takiej właśnie formie.
CUDA NA ZACHODZIE
Wydaje się, że najstarszy znany na Zachodzie „cud łez” miał miejsce w miasteczku Trevi. W 1485 r. znajdujący się tam na ścianie domu obraz Matki Bożej zaczął płakać krwią, przez co stał się źródłem licznych nawróceń i uzdrowień. Wydarzenia te opisał notariusz oraz miejscowi urzędnicy, a stworzone przez nich dokumenty znajdują się dziś w archiwum miasta.
Po raz pierwszy chrześcijanie na Zachodzie stanęli przed pytaniem o przyczynę łez Maryi. Nie nasuwała się żadna odpowiedź. Ostatecznie zdecydowano się na wyjaśnienie historyczne: krwawe łzy miały być wyrazem współczucia Matki Bożej z powodu epidemii, która od lat dręczyła okolicę.
Reklama
A może eksplozja nadprzyrodzoności w Trevi była czymś więcej – wezwaniem do nawrócenia, o czym czytamy w kronikach? Może nawet miała się stać zachętą do powrotu do Ewangelii dla innych społeczności? Taką tezę potwierdzałby fakt szybkiego następowania kolejnych tego rodzaju apeli z nieba. W 1489 r. „płacząca Madonna” pojawia się w miejscowości Pennabilli, w pobliżu Rimini; trzy lata później płacze wizerunek Matki Najświętszej w Asyżu; niebawem, w 1504 – w Locarno.
WYJAŚNIENIE PRZYNOSI HISTORIA?
Kolejnemu z cudów również przypisano znaczenie historyczne.
Treviglio – miejscowość nieopodal Mediolanu – leżało na drodze wojsk francuskich prących na stolicę księstwa. Kiedy rankiem 28 lutego 1522 r. wojsko podeszło pod klasztor Augustianów, marszałek Odet de Foix wszedł do tamtejszej świątyni i spostrzegł, że Matka Boża z Dzieciątkiem roni łzy. Widząc cud, złożył przed wizerunkiem swój hełm i miecz. Francuzi zaprzestali oblężenia.
Tamtejszy obraz jako pierwszy w historii otrzymał tytuł Madonna delle Lacrime – Matka Boża Płacząca.
Czy to wydarzenie jest związane jedynie z historią? Nie, bo 23 kwietnia 2022 r. papież Franciszek ukazał inny – właśnie duchowy wymiar cudu w Treviglio. Dla niego „cud łez” jest zaproszeniem do naśladowania Maryi. Jest w nim „całe podejście duszpasterskie: duszpasterstwo czułości, współczucia, bliskości. Czułość, współczucie i bliskość. To jest Boży styl”.
WĘGIERSKIE MARIAPOCS
Następnym miejscem, gdzie pojawia się „cud łez”, jest węgierskie Mariapocs. Tamtejszy fenomen również powiązano z historią.
Dnia 4 listopada 1696 r. tamtejsza ikona zaczęła płakać mirrą. Płakała przez dwa tygodnie, a w tym czasie działy się niezwykłe cuda. Najbardziej spektakularne było przywrócenie życia konającemu dziecku, które ksiądz podniósł do ikony, by dotknęło łez płynących z oczu Maryi.
Reklama
Miesiąc później, w tak zimny dzień, że podczas liturgii zamarzło wino, ikona znów zaczęła płakać. Łzy nie zamarzały – płynęły strumieniem przez 11 dni.
W lutym 1697 r. cesarz Leopold nakazał przeniesienie ikony do Wiednia (tam nigdy już nie roniła łez), więc w Mariapocs pojawiła się kopia. Ta w 1715 r. też zaczęła płakać. W 1905 r. ponownie zapłakała, roniąc łzy przez dwa tygodnie.
Wszystkie cztery zjawiska łez zostały wnikliwie zbadane przez Kościół i uznane za autentyczne.
Ich powód? Uznano, że płacząca ikona ukazuje „pełne miłości współczucie Matki Bożej z powodu cierpienia mieszkających tu ludzi”. „Cud łez” miał im nieść pociechę. Ale nie tylko – głębsza interpretacja mówiła o zapatrzeniu się we współczującą Maryję jako we wzór.
Tak oto niepostrzeżenie interpretacja teologiczna przenika historyczną.
Madonna z Książa Wielkiego
Mamy i wątek polski – związany z obrazem z Książa Wielkiego. Wydarzenie z 1683 r. odnotowało kilka źródeł. W dokumentach czytamy, że z oczu Maryi popłynęły krwawe łzy, których ślady pozostały na bieliźnie ołtarzowej.
Płacz ten zinterpretowano na płaszczyźnie historycznej: odczytano jako zapowiedź klęsk w czasach wojen kozackich.
Warto pamiętać, że w tym samym czasie odnotowywano w Polsce „płacz” wielu wizerunków maryjnych. Interpretuje się go jako zapowiedź rozbiorów – konsekwencji odrzucenia opieki nieba. Król i naród bowiem nie wywiązali się ze ślubów złożonych Maryi.
Reklama
Bliżej współczesności warto odnotować płacz wizerunku Matki Bożej w Lublinie z 3 lipca 1949 r. Wprawdzie terror komunistyczny nie pozwolił na zweryfikowanie cudu, ale zastanawiające jest to, że łza na obrazie nie spływała grawitacyjnie w dół, wzdłuż nosa, ale biegła jak u żywej osoby ukośnie, od spojówki w kierunku policzka. Jan Paweł II wspominał o tym cudzie, konsekrując sanktuarium w Syrakuzach. Tłumaczył: „Można było zrozumieć ten płacz (...) na tle zagrożenia Europy od Wschodu przez programowo ateistyczny komunizm”.
Zdawałoby się, że mamy kolejne odwołanie do historii... Czy tylko?
COŚ WIĘCEJ NIŻ NAWIĄZANIE DO HISTORII
Kościół widzi w tych fenomenach coś więcej. Dość przypomnieć słowa Piusa XII o płaczącym wizerunku w Syrakuzach: „Uznajemy jednomyślną deklarację Konferencji Episkopatu, która odbyła się na Sycylii, w sprawie realności tego wydarzenia. Czy ludzie zrozumieją tajemniczy język tych łez?".
Papież sugeruje, że prosta interpretacja w kluczu historycznym nie wyjaśnia do końca znaczenia „cudu”, a apel o nawrócenie i odwoływanie się do wydarzeń historycznych okazują się interpretacjami inkluzywnymi. Tak właśnie widział to Jan Paweł II, gdy z okazji konsekracji sanktuarium w Syrakuzach 6 listopada 1994 r. uczył: „Te łzy Maryi należą do porządku znaków. (...) Matka płacze wówczas, kiedy dzieciom zagraża jakiekolwiek zło, duchowe czy też fizyczne”.
Najpierw podkreśla porządek duchowy.
W objawieniach
Reklama
Takie właśnie znaczenie ma płacz Maryi w objawieniach. W La Salette (1846) płacze, kryjąc twarz w dłoniach, „w okresie wielkiego nasilenia postaw antychrześcijańskich we Francji” (Jan Paweł II). W Quito (1582) z oczu Maryi płyną łzy, które Matka Boża roni „z powodu grzesznego świata”. W Rome City (1956) Maryja mówi: „Płaczcie ze swoją Matką nad grzechami ludzi (...) bo grzech przywalił cały świat”. Z tego samego powodu w 1981 r. Maryja płacze w Kibeho. Sto jeden razy płacze figura w Akita w Japonii (1981), w miejscu uznanych przez Kościół objawień. W lipcu 1972, a później przynajmniej kilkadziesiąt razy, „płacze” pielgrzymująca figura Matki Bożej Fatimskiej wędrująca przez diecezję Nowy Orlean. Znawcy orędzia z Fatimy wyjaśniają, że ludzie gromadzili się wokół figury ciekawi cudów, a nie po to, by usłyszeć wezwanie do nawrócenia.
I... WSCHÓD
W tradycji wschodniej dostrzega się związek płaczących ikon z tragicznymi wydarzeniami, które mają nastąpić. Tu interpretacja jest niemal wyłącznie historyczna. (Może dlatego, że dla Wschodu wymiary duchowy i materialny pozostają nierozerwalne...).
Ciekawe, że z początkiem XX wieku zjawisko to zaczyna być bardzo częste. Wyróżnia się nawet dwie fale „cudów mirry”. Pierwsza przypada na początek lat 20., zaś druga fala to... współczesność.
Wschód uważa, że takie wydarzenia zawsze zapowiadają ciężką próbę dla Kościoła i dla narodu. Może dlatego po rewolucji komunistycznej w Rosji wiele ikon płakało? I, co zastanawia, wiele płacze dzisiaj w Rosji w ramach nowej fali nadprzyrodzoności. Także w obozach rosyjskich żołnierzy wysyłanych na wojnę w Ukrainie...
Dlaczego „ŁZY”?
„Cud łez” to dowód na istnienie nadprzyrodzoności, ostrzeżenie przed zagrożeniem piekłem upomnienie z powodu zaprzestania budowania królestwa Bożego na ziemi. Może najlepiej sens tego fenomenu wyjaśniają słowa abby Pimena Wielkiego († 450), który pogrążony w ekstazie był pierwszym w historii świadkiem łez Maryi: „Chciałbym umieć zawsze tak płakać”.
To najgłębsza puenta teologiczna. Wszystkie łzy Maryi są ewangelicznym zaproszeniem do zmiany historii świata z (nie)ludzkiej na Bożą. I dowodem na to, że na każdym etapie dziejów możliwe jest pojawienie się na ziemi Bożego królestwa...