Moje myśli coraz częściej biegną do dalekich Indii, gdzie prześladowani są chrześcijanie, gdzie w dżunglach i lasach ukrywają się matki z dziećmi - chrześcijanki, gdzie zabijani są katoliccy kapłani, gwałcone siostry zakonne, mordowani zakonnicy. Dzieje się tam ogromna krzywda, podobna do tej w latach czterdziestych XX wieku w Europie, którą nazywano holocaustem hitlerowskim przeciwko narodowi żydowskiemu.
Dzisiaj ta nieprawość dosięga chrześcijan w dalekiej Azji, w afrykańskim Kongu. Jak podaje organizacja Kirche in Not, co roku ginie za wiarę ok. 170 tys. chrześcijan. To niesamowita liczba. W Polsce nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę. Ponoszą oni śmierć za Chrystusa.
Zastanawiające jest, jak my, chrześcijanie, rozumiemy naszą łączność ze współwyznawcami Chrystusa, naszymi braćmi w wierze. Są miliony wyznawców Chrystusa, podzielonych czasem na różne wyznania chrześcijańskie, ale przecież łączy ich chrzest święty w Jezusie Chrystusie, łączy ich osoba Chrystusa, założyciela chrześcijaństwa. Chrześcijanie są obecni w Afryce, w Azji, w Australii. I jednocześnie dochodzi do takich sytuacji, że bracia chrześcijanie są prześladowani i mordowani, a z naszej strony nie ma protestu i buntu. Mówi się, że rządy w Indiach, zwłaszcza te regionalne, popierają działania prześladowców, że np. za spalenie domu chrześcijan sprawca może otrzymać wysoką nagrodę (ok. 1000 dolarów).
Za mało w nas solidarności, nie umiemy być razem. Zauważmy, jak inaczej wygląda to u muzułmanów - wystarczy, że ktoś uczyni jakiś gest, niekiedy nieumyślny, przypadkowy lub zrobi coś mniej korzystnego dla muzułmanina, a od razu napotyka na zmasowany atak i odpowiedź, czasem bardzo brutalną, ostrą. Muzułmanie reagują razem, stając obok siebie; umieją współpracować. Podobnie dzieje się z żydami, gdziekolwiek na świecie dzieje się komuś w tej społeczności jakaś krzywda, od razu jest odpowiedź, odzywają się światowe instytucje, które bronią wartości ważnych dla tej grupy narodowej.
My, chrześcijanie, wydajemy się obojętni, niesolidarni, nie potrafimy bronić się nawzajem. Dlaczego w obronie chrześcijan nie odzywają się rządy? Czy w polskim Sejmie posłowie, którzy starając się o wejście do parlamentu, zwracali się nieraz do księży o poparcie, legitymując się, że są katolikami - teraz, kiedy widzą, co się dzieje w Indiach, składają w tej sprawie interpelację do rządu o zainteresowanie problemem? Bo jak to możliwe, żeby w XXI wieku prześladowano wyznawców Jezusa Chrystusa? Zostawiamy naszych braci w wierze bitych, maltretowanych, palonych żywcem zupełnie samych, bez możliwości obrony. Przypominamy sobie tzw. pochodnie Nerona, ale wydaje nam się, że jest to obraz dotyczący pewnej wizji malarskiej czy filmowej, tymczasem ta sytuacja ma miejsce tu i teraz. Ludzie płoną dzisiaj! A my, co robimy...
W „Niedzieli” drukowaliśmy tekst apelu do ambasadora Indii w Polsce w sprawie obrony braci chrześcijan (nr 46/2008, osobna kartka w nr. 48/2008). Chodzi o to, żeby rząd Indii miał świadomość, że łamane jest prawo ludzkie. Takie apele mają też jeszcze i ten cel, że mobilizują w naszym przypadku Polonię na całym świecie do upominania się o tych niewinnych.
1 stycznia 2009 r. przeżywaliśmy właśnie Światowy Dzień Pokoju. O ten pokój trzeba się czasem upominać, trzeba do niego przekonywać tych, którzy tak lekko chcą urządzać świat po swojemu. Pokój to podstawa każdego wzrostu, rozwoju, twórczości. Ale aby się nim cieszyć, wszyscy musimy zachowywać pewne normy postępowania, które kiedyś okażą się bardzo przydatne dla każdego z nas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu