Reklama

Wiadomości

Szkoła – zło konieczne?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Właściwie to zawsze lubiłam szkołę. Uczyłam się dobrze, choć niekiedy było trudno, zwłaszcza z przedmiotami ścisłymi. Na samą myśl o tym, że dziś byłabym zmuszona do zdawania matury z matematyki, włos jeży mi się na głowie. Ale… szkołę lubiłam. Dlaczego? Trudno jednym zdaniem odpowiedzieć. Chyba wrodzony miałam pęd do wiedzy, ciekawość życia, ludzi, wszystkiego, co mnie otacza – moja szkoła w Działdowie to zapewniała. Nauczyciele? Oj, byli różni. Przeważnie miałam styczność z tymi dobrymi i sympatycznymi, ale zdarzali się i tacy, przed którymi czuło się nie respekt, a strach. Dziś jestem trzy w jednym: i rodzic, i nauczyciel, i były uczeń. Szkołę znam więc z różnych stron, a wiadomo powszechnie, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Ja siedziałam w ławce – jako uczeń, za biurkiem – jako nauczyciel i przy biurku wychowawcy – jako rodzic. Widok mam więc wszechstronny.

Szkoła boli?

Ostatnio wiele się słyszy narzekań na szkołę, reformy edukacji, nauczycieli, ceny artykułów potrzebnych do nauki itp. Wielu dorosłych dziś uczniów, którzy wysyłają swoje pociechy do placówek edukacyjnych, stwierdza wręcz, że szkoła to zło konieczne. Wiedzą, że jest potrzebna, ale woleliby, aby ich dziecko uczyło się inaczej, jakoś tak mniej boleśnie. A „bólu” związanego z nauką doświadcza nie tylko uczeń, ale i rodzic, a także nauczyciel. Temat – rzeka, ale myślę, że warto na niego wypłynąć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zanim ktokolwiek stanie się rodzicem albo nauczycielem, zawsze najpierw jest uczniem. Zapytałam dzieci i młodzież, co myślą o szkole. Oto odpowiedzi: „miejsce, gdzie zdobywa się wiedzę”, „tortury”, „szkoła życia”. Ci, którzy siedzą w szkolnych ławkach, najczęściej odczuwają samą naukę jako przymus, który da się znieść dzięki przyjaciołom, żartom, zabawom w czasie przerw i po lekcjach. Owszem, każdy jakiś tam przedmiot lubi, ale z tym czy innym się męczy. Od rodziców i nauczycieli często usłyszy: „trudno, każdy musi przez to przejść, to jest ważne dla twojej przyszłości, dzięki wiedzy będziesz miał w życiu lepiej itd.”. Zatem sami dorośli przekazują podopiecznym tę maksymę: „zło konieczne”. A oni chcieliby inaczej. Z rozmów z dziećmi (moimi i nie tylko) wynika, że zdają sobie sprawę z trudu, jaki muszą ponieść oni sami i ci, którzy wiedzę przekazują, i nie mają o to żalu. Pojawia się on jednak w odniesieniu do sposobu nauczania i kontaktu ucznia z nauczycielem. Pedagog – ten, który prowadzi do krainy wiedzy, przewodnik… dzieciom kojarzy się często bardziej z nadzorcą, dyktatorem czy wręcz sędzią i katem. Wsłuchajmy się w ten głos młodego pokolenia i przemyślmy sprawę przekazywania wiedzy. Czy naprawdę ta „lepsza przyszłość” musi rodzić się w takich bólach? Czy nie można podać jakiegoś środka znieczulającego? Czy nie można osłodzić jakoś gorzkiej niekiedy pigułki wiedzy? Można, a nawet trzeba. A czym osłodzić i jaki środek na ból podać? Uczniowie są zgodni: życzliwość, sympatia, tzw. ludzkie podejście, zrozumienie, cierpliwość, uprzejmość, szacunek. Nikt nie lubi, jak się go zmusza, krytykuje, traktuje z góry, z wyższością. Niejeden dorosły pamięta, że polubił jakiś przedmiot, a przez inny przebrnął dzięki nauczycielowi – dzięki jego podejściu do ucznia, a niejeden stwierdzi, że przełknął cokolwiek tylko dzięki temu, że belfer umiał mu to odpowiednio przyprawić, przyrządzić i podać.

Reklama

Współczesna młodzież licealna niejednokrotnie wspomina o tym, że ważniejsze niż nauka są wartości, które przekazują nauczyciele, to, co sobą reprezentują, przykład, który dają. Jako dojrzalsza część braci uczniowskiej dostrzegają w szkole funkcje wychowawcze, kształtujące charakter, osobowość i wiedzą, że oni, jako młodzi ludzie, oddziaływają jedni na drugich, a więc wychowują się nawzajem również bez udziału pedagogów. Młodsi natomiast chcieliby więcej zabawy w nauce, żeby po prostu była przyjemniejsza. A wszyscy razem pragnęliby, żeby uczący ich ludzie poza życzliwym do nich stosunkiem pozwalali rozwijać skrzydła wyobraźni, dawali miejsce na kreację i twórczość. Tymczasem mają poczucie, że szkoła hamuje ten aspekt rozwoju, chcąc jak najszybciej zrobić z młodych ludzi sztywnych, schematycznych, myślących stereotypowo dorosłych.

Reklama

Szkoła „óczy”?

A jak wygląda świat szkoły z miejsca siedzenia, które zajmują nauczyciele? Z pewnością inaczej. Choć wielu z nich dostrzega pragnienia swoich podopiecznych i chciałoby dać im więcej pola do popisu, to ograniczani przez narastającą biurokrację nie zawsze mają na to czas. Zobligowani do tzw. wyrabiania się z materiałem, straszeni konsekwencjami wyników rozmaitych testów i egzaminów, wałkują temat za tematem, mając nadzieję, że młodzi ludzie zechcą to wszystko zapamiętać a oni będą mogli postawić dużo dobrych ocen. Stresy i frustracje wynikające z tego, co się musi, a co chciałoby się zrobić, zajmują miejsce cierpliwości, życzliwości i ideałów, a dzieci i młodzież jawią się niekiedy jako złośliwe, wrzaskliwe leniwe potworki. Oczywiście, uczniowie od razu wyczują nawet lekką niechęć, a czasem zmęczenie odbiorą jak wrogość i brak zrozumienia, co spowoduje opór, zamknięcie się w sobie, a więc „błędne koło” i cały proces edukacyjno-wychowawczy trafia przysłowiowy szlag. Dzieci i młodzież to bardzo wrażliwa i wymagająca część ludzkości. Kiedyś, gdy się komuś źle życzyło, mówiło się: „Obyś cudze dzieci uczył”. Być przewodnikiem dla młodocianych to niełatwe zadanie, ale można temu sprostać, jeśli nie zapomni się o swoim powołaniu, o ideałach, wartościach, bo od nich zależy, jaki człowiek opuści szkolne mury.

Szkoła współpracuje?

Pierwszymi nauczycielami byli i zawsze będą rodzice. Jeśli zapytamy młodych ludzi o to, czym jest wychowanie, każdy z nich wskaże rodziców, jako tych, którzy mają pierwszorzędny wpływ na osobowość człowieka. Wiedzą to też magistrowie ze szkół podstawowych, gimnazjalnych i średnich, ale czasem odnosi się wrażenie, że nie zdają sobie z tego sprawy rodzice. Niejednokrotnie zrzucają z siebie ciężar odpowiedzialności za charakter swoich pociech na przedszkole, a potem szkołę, twierdząc, że ci, co mają odpowiednie kwalifikacje, powinni ukształtować pełnowartościowego człowieka i podać im go na tacy. Tymczasem bez współpracy rodziców i nauczycieli to dzieło nie może się udać. Poczynania nauczycieli i rodziców muszą być ściśle powiązane. Szkoła powinna wspierać rodziców, a rodzice – szkołę. Niby większość zainteresowanych wie o tym, a jednak ta sfera pozostawia wiele do życzenia. Nauczyciele często odnoszą wrażenie, że rodziców nic nie obchodzi, a oni z kolei czują się traktowani jak nieznający się na niczym natręci. Chcieliby czegoś więcej – być wysłuchani, zrozumiani i chcieliby mieć udział w procesie edukacji i wychowania. Często zdarza się, że w tym aspekcie są ignorowani, np. o tym, kto będzie nowym wychowawcą klasy, dowiadują się dopiero na wrześniowym apelu. Co ma zrobić rodzic, który chce, żeby jego pociecha była wyedukowana jak należy, i czuje się zobowiązany, żeby szkole pomagać, ale coraz częściej traktowany jest jak „dojna krowa”, z której chce się jak najwięcej wycisnąć na coraz bardziej popularnych kiermaszach i festynach, a nie daje mu się prawa głosu w sprawach najważniejszych? Niektórym może odpowiada taka sytuacja: upieką ciasto, kupią parę gadżetów, które przekażą potem na następną imprezę, szkoła kupi za to jakieś pomoce lub wyremontuje sale lekcyjne, potem przekaże dyplom z wyrazami wdzięczności za pomoc szkole i tyle… Pośrodku natomiast stoi dziecko, które wie tylko tyle, że ma się jak najwięcej nauczyć, żeby zadowolić jednych i drugich. Czyżby rzeczywiście szkoła była złem koniecznym?

Szkoła – dobro dobrowolne?

Jako urodzona optymistka i człowiek mający punkt widzenia z trzech miejsc siedzenia zachęcam wszystkich do głębokiej refleksji i weryfikacji swoich poglądów. Każdy osobiście powinien przynajmniej spróbować spojrzeć na szkołę pod innym niż dotychczas kątem. Nie ma człowieka, który czy to jako rodzic, uczeń, czy nauczyciel miałby same niemiłe skojarzenia ze szkołą, zatem nie jest ona złem. Wzajemne zrozumienie, życzliwość, szczerość, chęć nawiązania dialogu i prawdziwej współpracy, polegającej nie tylko na finansowym wsparciu, płynące z trzech miejsc siedzenia – wszystko to sprawi, że edukacja i wychowanie przyniosą piękne owoce. Brzmi to może nieco pompatycznie, ale jeśli każdy ze swej pozycji będzie miał przed oczyma jeden cel, któremu na imię „dobro człowieka”, szkoła nie będzie ani przymusem, ani złem, ani jednym i drugim, stanie się natomiast miejscem, gdzie panować będą przyjaźń i radość. Uczniowie nie tylko będą wychowywani, ale będą też wychowywać. Każdy będzie czuł się jak u siebie i na swoim miejscu, a zdobywanie wiedzy nie będzie boleć. I nie jest to bynajmniej utopia czy marzenie ściętej głowy, ale realna rzeczywistość, jeśli jedni zaczną słuchać drugich i patrzeć na siebie z innego miejsca siedzenia niż do tej pory.

2014-08-28 12:44

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wartości we współczesnej szkole

Niedziela świdnicka 35/2014, str. 1, 4-5

[ TEMATY ]

szkoła

uczniowie

Bożena Sztajner/Niedziela

Wychowanie to problem tak stary jak dzieje człowieka. Najstarsze kultury łamały sobie głowy, jak wychować młode pokolenie z pożytkiem dla siebie i społeczeństwa. Ideał starożytny opierał się na pięciu filarach. Pierwszy – wychowanie fizyczne. Na ciało szczególnie zwracano uwagę, najpierw na jego wzmocnienie i zahartowanie, potem wyćwiczenie w zwinności i gibkości. Drugi – wychowanie moralne – kalokagahtia (piękno ze szlachetnością). Grecy zrozumieli, że wychowanie fizyczne nie wystarczy dla doskonałości, jeśli w parze z nią nie idzie piękność moralna. Od wczesnego dzieciństwa usiłowali wpajać dziecku zdrowe zasady moralne, nauczali skromnego postępowania i pełnego umiarkowania. Nauczano również m.in. stania i siedzenia w przyzwoitej postawie, chodzenia w milczeniu a przede wszystkim szacunku dla starszych (w tym również do nauczycieli). Trzecim filarem było wychowanie religijne. Grecy, choć politeiści, byli narodem religijnym. Z bóstwami narodowymi dzieci zapoznawały się od maleńkości od mamy i niańki. Uczyły się, uczestnicząc w obrządkach domowych, w publicznych uroczystościach oraz z poematów narodowych. Żaden moment publiczny i prywatny nie obchodził się bez czci bóstw. Ważnym elementem edukacji było także wychowanie muzyczne. W Helladzie odgrywało ono główną rolę w kształceniu charakteru i umysłu. Nazwa wzięła się od Muz, jako opiekunek sztuk i nauk. Staranne i celowe wykształcenie, w ścisłym znaczeniu muzyczne, przygotowywało młodzież w zakresie rytmicznego tańca chóralnego, wykonywanego przed ołtarzem bóstwa, dawało znajomość nabożnych hymnów do śpiewu przy uroczystościach i w procesjach. Zwieńczeniem edukacji było wychowanie umysłowe. Młodzież kształciła się poprzez przebywanie ze starszymi i bieglejszymi, rozmowy towarzyskie, konwersacje. W niektórych państwach wprowadzano młodzież na obrady i zgromadzenia. Istotna była również obecność w teatrze. W późniejszych epokach uczył ojciec lub nauczyciel muzyki – czytania i pisania. Tak oto starożytny Grek był uczony i wychowywany w tym samym czasie, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy, uczestniczył w czymś, co dziś zwiemy chodzeniem do szkoły.

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Wielka Nowenna za wstawiennictwem św. o. Stanisława Papczyńskiego od 10 do 18 maja

2024-05-06 13:27

[ TEMATY ]

św. Stanisław Papczyński

Wikipedia

Św. o. Stanisław Papczyński

Św. o. Stanisław Papczyński

10 maja 2024 roku w sanktuarium św. o. Stanisława Papczyńskiego w Górze Kalwarii rozpocznie się Wielka Nowenna za wstawiennictwem św. o. Stanisława Papczyńskiego.

Swoje intencje do tej nowenny można dołączyć na stronie: papczynski.pl.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję