"Dojechaliśmy do stacji Gniezdowo. Wygląda tak, jakbyśmy mieli tu wysiadać, bo kręci się wielu wojskowych. W każdym razie, nie dali nam dotychczas nic dosłownie do jedzenia. Od wczorajszego śniadania
żyjemy porcją chleba i skromną dawką wody".
(z dzienniczka nieutożsamionego z zamordowanych wojskowych)
"Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne). Przywieziono gdzieś do lasu, coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano zegarek, na którym była
godzina 6.30/8.30, pytano mnie o obrączkę, zabrano ruble, pas główny, scyzoryk...".
(z pamiętnika majora Adama Solskiego)
To było dawno, bardzo dawno temu. Od tamtej pory upadło w lesie niejedno drzewo, a z ich nasion wyrosły nowe, dziś już stare drzewa. To było tak dawno temu, że niejeden kamień na drodze roztarł się na
piach. Ale wtedy, jak dziś, była wiosna. Jak dziś niebo miało głębszy i świeży błękit, a promienie słońca topiły szare skrawki śniegu. Rozkwitały, jak dziś, pierwsze kwiaty, pierwsze źdźbła zieleni przebijały
się do ciepła spod burych sosnowych igieł. Pachniał rozgrzany las, gorzką woń wydawały butwiejące mchy i trawy, a ptasie rodziny, jak dziś, oczekiwały na swe pisklęta krążąc z ćwierkaniem i śpiewem nad
pełnymi jajek gniazdami. Wiosna. Zmartwychwstanie. Kwiecień.
Przywiezieni więźniarkami z kolejowej stacji, wychodzili po długiej podróży prosto w pachnący życiem i wiosną las. Raził ich oczy palący błękit nieba, wynędzniałe twarze złociło słońce, a w uszach
brzmiał radosny głos ptaków.
Ostatnia droga. Kilkadziesiąt kroków do śmierci... Już czekał na nich ciemny pas dołów, w które padali z przestrzelonymi głowami, spokojni, cisi, umęczeni i zabierali ze sobą w gasnących myślach błękit,
zapach, śpiew i słoneczny blask.
Bądź pozdrowiony Katyński Lesie w Niedzielę Palmową 2003 r. Bądź pozdrowiona nasza, póki życia, pamięci. Czekamy Zmartwychwstania...
Pomóż w rozwoju naszego portalu