Ekspansja choroby szalonych krów trwa. Prawie co dzień środki
przekazu informują nas o nowych przypadkach choroby BSE wśród zwierząt,
a także zarażenia się nią przez ludzi. Rządy krajów Europy Zachodniej
decydują się na drastyczne środki, by zapobiec epidemii. Na natychmiastowe
wybicie skazywane są całe tysięczne stada, wydaje się ogromne pieniądze
na badania eliminujące chore sztuki bydła. Stosunkowo niewiele mówi
się jednak o przyczynie choroby, jaką jest podawanie bydłu mączki
kostnej, a przecież w tym tkwi sedno sprawy.
Niedawno przeczytałem w Rzeczpospolitej sensowny na ten
temat felieton. Autor przypomina w nim, że krowa jest zwierzęciem
roślinożernym, a typowy obraz krowy, który istnieje w zbiorowej świadomości
ludzi, to spokojnie leżąca na łące i przeżuwająca trawę mućka. Krowa
bowiem stworzona jest do przeżuwania, a jej organizm przystosowany
jest do trawienia białka roślinnego. Autor felietonu stawia sprawę
jasno - to choroba szalonych ludzi, a nie krów. Pragnienie, by krowy
szybciej i taniej przybierały na wadze, zaowocowały pomysłem, by
nie karmić je śrutą czy sianem, ale odzyskiwanym białkiem zwierzęcym.
Nauka nie jest w stanie przewidzieć, do czego takie eksperymenty
mogą doprowadzić, ale historia szalonych krów pokazuje jasno, że
do niczego dobrego. Naukowcy w pogoni za podporządkowaniem sobie
natury zapominają, że ma ona swoje prawa, naruszenie których może
stać się nieobliczalne w skutkach. Nauka przekracza kolejne granice,
które niegdyś były nieprzekraczalne, i to nie tylko z powodu technicznej
niemożności, ale przede wszystkim z racji etycznych.
Ostatnio angielski parlament zgodził się na klonowanie
ludzkich komórek w celach terapeutycznych. Podejmowane próby klonowania
człowieka spotykają się ze zdecydowanym sprzeciwem Kościoła, który
wynika z przekonania, iż sfera "początków człowieka" jest domeną
Boga, jest więc niedotykalna i nie można w nią bezkarnie zaingerować.
Ewentualne terapeutyczne korzyści nie mogą zrównoważyć nieprzewidywalnych
negatywnych skutków tego typu eksperymentów. Na łamach Gazety Lubuskiej
stanowisko Kościoła skomentowała natychmiast Grażyna Zwolińska, oskarżając
oczywiście Kościół o nienowoczesność i nienadążanie za światem. Ale
Kościół wcale nie chce być nowoczesny, a już na pewno nie w znaczeniu
bezkrytycznego dostosowania się do wszystkich bez wyjątku pragnień
człowieka. I może czasami dobrze byłoby tego "nienowoczesnego" Kościoła
posłuchać? Kto wie, czy nie uchroniłoby to nas w przyszłości od następnej
szalonej choroby.
Pomóż w rozwoju naszego portalu