Żyjemy w czasach szeroko rozwiniętej medycyny. Jesteśmy naocznymi świadkami walki o zdrowie i życie człowieka. Lekarze podejmują się coraz bardziej skomplikowanych zabiegów,
ale wciąż trudno wyleczyć chorobę, której na imię skąpstwo. Człowiek zarażony wirusem egoizmu, choćby przyjmował tony leków, nie podzieli się kromką chleba. Przymknie oczy na biedę, odwróci się, aby nie
patrzeć na nędzę i głód. Ten przypadek opisuje prorok Jeremiasz w pierwszej lekcji czytań: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele
upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce (Jr 17,5).
W sercu tętni życie i moc pracy. Każdy skurcz mięśni przestrzega przed lenistwem. Zwykły gest wyciągniętej dłoni, uśmiech na twarzy i banalne spojrzenie miłości sprowadzają na
ludzi błogosławieństwo i nadzieję Pana. Świadectwem autentyczności tych darów jest postać św. Brata Alberta, który dzieląc chleb, sam stał się nim dla innych. Podobnie Matka Teresa z Kalkuty,
która z cierni krzywdy ludzkiej i zapomnienia, uplotła koronę świętości. Ich siłą był Pan. Wszelkie zwątpienia, przeciwności składali pod krzyżem. Ten znak streszcza w sobie
ziemskie życie Chrystusa, Jego uzdrowienia, cuda i znaki.
Krzyż jest drzewem zasadzonym nad płynącą wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi (Jr 17,8). Wydaje dorodny owoc życia wiecznego. Człowiek bez Boga w sercu błądzi, wybierając miejsca
spalone, gdzie jego wiara nie może zapuścić korzeni. W końcu zanika w nim poczucie sprawiedliwości i prawdy. Nie trzeba daleko szukać. Spójrzcie na małżeństwa, w których
po roku czasu, lub po trzydziestu latach, kończą się wspólne tematy, nie ma dialogu. Wypalony człowiek poddaje się, gdy serce bije na alarm ratowania miłości. Krzyż robi także rachunek sumienia każdemu
kapłanowi - z modlitwy, lektury Pisma Świętego, wiary. Uczy klęczenia, służby i patrzy na wyciągnięte dłonie do człowieka. Kapłan musi obiema rękami trzymać się krzyża. Bez
niego staje się najemnikiem.
Św. Łukasz Ewangelista, z wykształcenia lekarz, wpisał w naszą drogę nadziei postaci ludzi ubogich, głodnych, zrozpaczonych, z pogardą odrzuconych na margines życia
- jako lek na naszą próżność i wygodę. To nie przypadek. Tych ludzi spotkał Jezus, naznaczył ich duchem wesela, mówiąc: „cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza
nagroda w niebie” (Łk 6,23ab). Dla tych, którym obojętny jest los drugiego człowieka i których śmieszy jego dramat ubóstwa, Zbawiciel ma tylko jedno słowo: biada! Bo to
wy będziecie cierpieć głód, smucić się i płakać. Dowodem na to jest historia Jacka. Miał wszystko: pieniądze, uznanie społeczne, własną firmę, przedsiębiorczą żonę, która prowadziła interesy
za granicą. Był tak zajęty obowiązkami, że zapomniał, iż jego córka Ania potrzebuje matki i ojca. Podczas ich nieobecności zażyła wszystkie leki z apteczki domowej. Znaleźli
ją martwą. Teraz jest dramat, łzy, które nie przywrócą jej życia. Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą - pisał ks. Jan Twardowski.
Zmartwychwstały Chrystus objawia się nam jako pełnia życia. Bez Niego daremna jest nasza wiara i aż dotąd pozostajemy w swoich grzechach (1Kor 15,17). Ich obrazem jest zniszczona
przyjaźń, sprzedana prawda, bezsens życia. Grzech sprawia, że nie mamy do czego wracać. Św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian pisze, że: jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania
(1Kor 15,19), jeśli nie ma w nas nadziei. Sytuacja wojen, zawiść ludzka wołają do sumień narodów o pokój i jedność. Łaska Boża rozlewa w sercach społeczeństw
wyobraźnię miłosierdzia. Włącza wszystkich w pielgrzymkę ludów z Judei i Jerozolimy, Tyru i Sydonu, Iraku i Polski, byśmy mogli usłyszeć niezwykłe
słowo Jezusa: błogosławiony.
Błogosławione wasze ręce zmęczone wysiłkiem i pracą; błogosławione wasze usta, które nie wypowiadają przekleństwa i wulgaryzmów. Otrzymacie za to niewiędnący wieniec
chwały w niebie. Znana jest Panu droga człowieka. Zdejmuje z niego ciężar grzechu, nie zostawia go w samotności, lecz daje Ducha, który woła: być szczęśliwym to uszczęśliwiać.
Skrajne sytuacje życia człowieka z całych sił pragną wstrząsnąć sumieniem świata. W odpowiedzi często słychać rutynowe słowa: Nic na to nie poradzę! To nie moja sprawa. Tak jest
najprościej. Życie uczy, że bogactwo nie podaje ręki biedzie, bo się jej wstydzi; boi się, że przez to będzie mniej posiadać. Św. Łukasz pragnie nas ustrzec przed sidłami ślepej drogi majątku: biada wam,
bogaczom, bo odebraliście już waszą pociechę (Łk 6,24). To, co gromadzicie, zniszczy mól i rdza.
Drogą donikąd jest ścieżka bez Boga i powszechnych wartości. Pisał o niej poeta Raoul Follereau, który od najmłodszych lat wszystkie swoje siły poświęcił walce z nędzą:
Przedsiębiorcy, potentaci pieniądza, magnaci wszelkiego pokroju - gdy o mnie chodzi, nie jestem daleki od uważania ich za godnych pożałowania. Z powodu siły, bogactwa,
pychy odcięli się od ludzkości (...). Panie, obroń nas przed pieniądzem; niech serca nasze nie będą toczone brudnym pragnieniem bogactw i wpływów. Amen.
Pomóż w rozwoju naszego portalu