Trwa Wielki Post. W Kościele słyszymy stare jak świat ogłoszenie: „W takich, a takich dniach, w naszej parafii odbędą się rekolekcje...”. Reagujemy dość spokojnie, wiedząc, że rekolekcje w Wielkim Poście to przecież coś normalnego. Problem jednak polega dla niektórych na tym, czy wziąć w nich udział? Niektórzy uważają, że rekolekcje to zwykła praktyka wielkopostna, na którą zwołuje się ludzi po to, by im przemówić do rozumu. Inni znów widzą w nich ciągnące się w nieskończoność nauki, w których powtarza się w kółko jedno i to samo. Są i tacy, którzy swój udział w rekolekcjach uzależniają także od własnego nastroju, sytuacji życiowej, poziomu religijności, jaki reprezentują oraz od tzw. potrzeby serca. Wielu ludziom, i to niestety katolikom, coraz częściej brakuje wewnętrznej motywacji i chęci do spotkania się z Bogiem w modlitwie, Eucharystii i sakramencie pojednania. Warto, przeżywając kolejne parafialne rekolekcje, uświadomić sobie, że „nie samym chlebem żyje człowiek” i „choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł” jest przegranym. Często zachwycamy się wszechobecnym kultem ciała, zapominając o duchu. Siłownie, fitness kluby, różnego rodzaju kuracje to pojęcia, które w ostatnich latach zdobyły ogromną popularność. Często zapominamy, że jesteśmy istotami fizyczno-duchowymi. Rekolekcje mają nam to właśnie uświadomić, mają pogłębić naszą wiarę. Rekolekcje mają właśnie taką moc. Jeśli ktoś autentycznie je przeżywa, szybko zauważy, że w jego sercu dzieje się coś bardzo ważnego, coś, co zmienia go wewnętrznie i otwiera na innych. Rekolekcje są też po to, aby oderwać człowieka od jego ziemskich przywiązań, a zbliżyć bardziej do spraw Bożych.