Reklama

Bądź przy mnie, nie opuszczaj mnie, wysłuchaj Mnie...

Niedziela toruńska 14/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z Janiną Mirończuk - dyrektor hospicjum „Światło” w Toruniu rozmawia Tomasz Strużanowski

Tomasz Strużanowski: - Czym jest hospicjum?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Janina Mirończuk: - Hospicjum to przede wszystkim ludzie, którzy pragną pomóc chorym i ich rodzinom w najtrudniejszych sytuacjach zdrowotnych. Chorym, których choroby - jak to nazywamy - noszą „znamię śmierci”, czyli w potocznym języku są nazywane nieuleczalnymi.

- W powszechnej świadomości hospicjum to miejsce mroczne. „Umieralnia” - mówi przeciętny Kowalski.

- To wszystko wynika z braku społecznej akceptacji śmierci. Z demonizowania jej. Śmierć wyrzuca się z rozmów, myśli, bo traktuje się ją jako porażkę, największe zło, jakie może spotkać człowieka. Dziwne, że w ten sposób rozumują chrześcijanie, dając tym samym dowód słabej wiary, czy wręcz tego, że tak naprawdę wcale nie wierzą w życie wieczne!
Każdy z nas musi odejść, nie mamy na to żadnego wpływu. Możemy natomiast mieć wpływ na to, czy umieramy godnie...

Reklama

- Czyli rację mają ci, którzy twierdzą, że skierowanie do hospicjum to wyrok śmierci?

- Po pierwsze, zdarzają się przypadki remisji, czyli cofnięcia choroby. Nasz lekarz stwierdza wówczas, że istnieją dające nadzieję sposoby leczenia i kieruje pacjenta do szpitala. Po drugie, wszystko zawsze pozostaje w rękach Bożych; w ciągu ostatnich 2 lat naszych pięciu pacjentów „wybudziło się” ze stanu śpiączki, choć po ludzku już dawno należało na nich „położyć krzyżyk”. Po trzecie - czy w gruncie rzeczy każdy z nas nie chodzi od urodzenia z wyrokiem śmierci?

- Modlimy się o dobrą śmierć. O jakiej śmierci możemy powiedzieć, że jest dobra?

- Dobra śmierć to pogodzenie się z tym, że muszę odejść, połączone z zadowoleniem z życia, które przeżyłam, i ufnością, że tam, po drugiej stronie czeka mnie radość.

- W obliczu choroby, zwłaszcza nieuleczalnej, odczuwamy zakłopotanie, nie wiemy, o czym rozmawiać, jak się zachować. A czego tak właściwie oczekuje od otoczenia człowiek ciężko chory?

- Wyrażają to trzy zasady, którymi kierujemy się w naszej pracy: 1. „Bądź przy mnie”, 2. „Nie opuszczaj mnie”, 3. „Wysłuchaj mnie”. Co one znaczą? „Bądź ze mną i pokaż, że mnie kochasz” - wyraża, czasem bez słów, chory. „Nie mów, nie załatwiaj swoich spraw, tylko wysłuchaj, co ja mam do powiedzenia o moim cierpieniu, o tym, co przeżyłem”.
Nie umiemy mądrze trwać przy śmiertelnie chorym człowieku. Stojąc przy łóżku, trzymamy się kurczowo za poręcz, bez przerwy poprawiamy pościel, zamęczamy chorego a to soczkiem, a to poprawianiem poduszki, a to pytaniami o samopoczucie, czy przeprowadzone zabiegi. „Bądź przy mnie” oznacza, że w momencie śmierci, zamiast miotać się, próbując zorganizować pomoc lekarską, lepiej wziąć chorego za rękę i towarzyszyć mu, dopóki to możliwe... Nigdy nie zapomnę pewnej sytuacji, która miała miejsce w naszym hospicjum. Umierała matka dwóch dorosłych córek. Jedna z nich w momencie konania wymiotowała w łazience, druga, skulona na kanapie, szlochała na korytarzu. I tylko dwunastoletni wnuczek pozostał przy chorej, trzymając głowę na jej piersi. Babcia go głaskała, aż w pewnym momencie ręka opadła bezwładnie. Dziecko okazało się najsilniejsze, najbardziej dojrzałe w obliczu śmierci. A córki? Doprowadziły się do porządku, wróciły do pokoju i... znowu wpadły w szloch, rozpaczając, że nie były obecne przy śmierci mamy.
Uważajmy zatem, by nie przegapić tego czasu na krótko przed śmiercią naszych bliskich. Jest on okazją do powiedzenia tego, czego zabrakło wcześniej w codziennym pośpiechu albo z powodu fałszywego wstydu czy oschłości: „kocham cię”, „było mi z tobą dobrze”, „przepraszam cię”, „wybaczam ci”. Jakże często stykam się z osobami, które po śmierci bliskiego czynią sobie wyrzuty ze zbytniej powściągliwości w okazywaniu uczuć.

- Co powiedziałaby Pani zwolennikom eutanazji, głosicielom pseudohumanitarnych teorii, że przecież to jest nieludzkie pozwolić, by chory wił się, krzyczał z bólu?

- Dzisiejsza medycyna coraz lepiej sobie radzi z bólem. Dysponujemy coraz doskonalszymi środkami farmakologicznymi, a także nowatorskimi metodami, takimi jak np. założenie cewnika do kręgosłupa i podawanie leku wprost do rdzenia kręgowego.
Kiedyś poprosiłam grupę młodzieży, zwolenników eutanazji, o wypunktowanie sytuacji, w których, ich zdaniem, chory może poprosić o przyspieszenie śmierci. Wszystkie odpowiedzi miały wspólny mianownik: brak drugiego człowieka. To nie ból jest problemem, lecz samotność umierającego.
Dwa lata temu powstał u nas oddział apaliczny dla chorych w śpiączce, czyli z medycznego punktu widzenia pozostających w stanie beznadziejnym. I proszę sobie wyobrazić, w ciągu kilku miesięcy mieliśmy tam pięć „wybudzeń”! W przypadkach śpiączki ludzie tak daleko wchodzą w kompetencje Pana Boga, że „przekreślając” chorego, zaprzestają rehabilitacji! Ci chorzy trafiają potem do nas np. z ogromnymi przykurczami, bo ktoś zadecydował, że „już nie warto”... U nas traktowani są jako osoby, które widzą, słyszą, czują, tylko nie mogą nam odpowiedzieć. W nadziei, że się wybudzą, stosujemy przeróżne zabiegi rehabilitacyjne i oddziaływania bodźcowe, w czym bardzo wspomagają nas wolontariusze.

- Jakie znaczenie dla hospicjum posiada praca wolontariuszy?

- Przez nasze hospicjum przewija się ich bardzo wielu, ale tylko nieliczni pozostają tu na dłużej. Niektórzy z nich oferują swoją pomoc, ponieważ - jakkolwiek strasznie to zabrzmi - potrzebują pacjentów do realizacji swoich celów życiowych. Nie zdają sobie z tego nawet sprawy, ale tak naprawdę to nie przychodzą im służyć, lecz szukają dowartościowania, potwierdzenia tego, jacy są dobrzy, wspaniali. Potem zdarzają się takie historie, jak ta, kiedy wolontariuszki przyszły do chorej i czuły się rozczarowane, że ta śpi, kiedy one już wcześniej zaplanowały, iż będą jej czytać książkę. Często bywa i tak, że wolontariusz widzi się przy chorym, natomiast nie bardzo ma chęć wykonać inne prace, również ważne dla funkcjonowania hospicjum, jak np. pielęgnacja trawnika, posprzątanie obejścia, pomoc w kuchni itp. Ale jest też wielu wspaniałych wolontariuszy, którzy przychodzą tu by służyć bez stawiania warunków, są gotowi do każdej pracy.

- Czy praca w hospicjum nie odziera z wrażliwości? Jak pracownicy znoszą codzienny kontakt z sytuacjami ekstremalnymi?

- Pielęgniarki, z którymi tworzyłam zręby hospicjum w 1993 r., pracują w nim do dzisiaj... Żeby tu wytrwać, trzeba być osobą o wielkiej wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka, mieć w sobie ogromne pokłady altruizmu. Nie wszyscy, którzy tu trafiają, sprawdzają się, zdarzają się więc odejścia i zwolnienia. Kiedyś podziękowałam za pracę pielęgniarce, która powiedziała do chorego: „Człowieku, daj mi odpocząć!”. Obowiązuje odpowiedzialność za każde słowo, bo może być ono ostatnim w czyimś życiu.
Chcę jeszcze podkreślić jeden fakt. W gruncie rzeczy to my, pracownicy, jesteśmy tą stroną, która więcej otrzymuje od chorych, niż im daje. Co dostajemy? Możliwość zdobycia doświadczeń, dzięki którym przewartościowujemy swoje życie, dostrzegamy, co jest w nim ważne, a co pozorne. Codzienne obcowanie ze śmiercią pozwala ocenić rzeczywistą wartość rzeczy, o które gorączkowo, w pocie czoła zabiegamy, a których nie można przenieść na tamten brzeg...

- Dziękuję za rozmowę.

Ruch hospicyjny ma na celu zapewnienie zorganizowanej opieki medycznej i duchowej chorym w okresie terminalnym (ostatnia faza życia) i leczonym paliatywnie (uśmierzenie bólu, leczenie objawów choroby). Pomoc tę niosą lekarze, pielęgniarki, duchowni i wolontariusze różnych zawodów w domach prywatnych, szpitalach i własnych obiektach zwanych hospicjami.
Ruch hospicyjny narodził się w Wielkiej Brytanii. Jego inicjatorką była Cicely Saunders, która pracując jako pielęgniarka Hospital of Saint Luke w Londynie, zaprzyjaźniła się z nieuleczalnie chorym Polakiem Dawidem Taśmą. Rozmowy z nim zainspirowały powstanie w 1967 r. pierwszego hospicjum - Saint Christopher Institute w Londynie.
W Polsce pierwsze hospicja powstały w Krakowie (1981) Gdańsku (1984) i Poznaniu (1986).

Toruńskie hospicjum „Światło” istnieje od 1993 r. Jest zakładem niepublicznym, prowadzonym przez Okręgową Izbę Pielęgniarek i Położnych. Przyjmuje pacjentów bez względu na ich miejsce zamieszkania, najczęściej z terenu byłego województwa toruńskiego. Prowadzi trzy oddziały: hospicyjny, paliatywny i (od 2 lat) apaliczny, przeznaczony dla pacjentów w stanie wegetatywnym, niekiedy popularnie - choć nie do końca poprawnie - nazywanym śpiączką. Hospicjum dysponuje 40 łóżkami. Ponadto otacza opieką domową pacjentów w Toruniu, Brodnicy, Golubiu-Dobrzyniu, Wąbrzeźnie i Chełmnie. Rocznie hospicjum otacza opieką ok. 1000 osób, z czego 400 na oddziałach. Pomocą służy chorym 95 osób, w tym 50 pielęgniarek, 14 lekarzy. Ich pracę wspiera ok. 60 wolontariuszy. Toruńska placówka w 66% jest finansowana z Narodowego Funduszu Zdrowia; reszta środków pochodzi od sponsorów, wśród których przeważają drobni darczyńcy. Pacjenci nie płacą za opiekę.
Podstawowym warunkiem przyjęcia chorego do hospicjum jest jego zgoda. Potrzebne jest też skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu albo ze szpitala. Hospicjum mieści się w Toruniu przy ul. Grunwaldzkiej, tel. (0-56) 651-14-37.
Hospicjum służy też opieką domową. Do chorego może przyjść lekarz, pielęgniarka, psycholog, rehabilitant, pracownik socjalny, kapłan.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

S. Faustyna Kowalska - największa mistyczka XX wieku i orędowniczka Bożego Miłosierdzia

2024-04-18 06:42

[ TEMATY ]

św. Faustyna Kowalska

Graziako

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia – sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia –
sanktuarium w
Krakowie-Łagiewnikach

Jan Paweł II kanonizował siostrę Faustynę Kowalską 30 kwietnia 2000 roku.

Św. Faustyna urodziła się 25 sierpnia 1905 r. jako trzecie z dziesięciorga dzieci w ubogiej wiejskiej rodzinie. Rodzice Heleny, bo takie imię święta otrzymał na chrzcie, mieszkali we wsi Głogowiec. I z trudem utrzymywali rodzinę z 3 hektarów posiadanej ziemi. Dzieci musiały ciężko pracować, by pomóc w gospodarstwie. Dopiero w wieku 12 lat Helena poszła do szkoły, w której mogła, z powodu biedy, uczyć się tylko trzy lata. W wieku 16 lat rozpoczęła pracę w mieście jako służąca. Jak ważne było dla niej życie duchowe pokazuje fakt, że w umowie zastrzegła sobie prawo odprawiania dorocznych rekolekcji, codzienne uczestnictwo we Mszy św. oraz możliwość odwiedzania chorych i potrzebujących pomocy.

CZYTAJ DALEJ

Św. Józef - Rzemieślnik

Niedziela Ogólnopolska 18/2004

[ TEMATY ]

Święta Rodzina

Ks. Waldemar Wesołowski/Niedziela

Obraz św. Józefa, patrona parafii

Obraz św. Józefa, patrona parafii

Ewangeliści określili zawód, jaki wykonywał św. Józef, słowem oznaczającym w tamtych czasach rzemieślnika, który był jednocześnie cieślą, stolarzem, bednarzem - zajmował się wszystkimi pracami związanymi z obróbką drewna: zarówno wykonywaniem domowych sprzętów, jak i pracami ciesielskimi.

Domami mieszkańców Nazaretu były zazwyczaj naturalne lub wykute w zboczu wzgórza groty, z ewentualnymi przybudówkami, częściowo kamiennymi, częściowo drewnianymi. Taki był też dom Świętej Rodziny. W obecnej Bazylice Zwiastowania w Nazarecie zachowała się grota, która była mieszkaniem Świętej Rodziny. Obok, we wzgórzu, znajdują się groty-cysterny, w których gromadzono deszczową wodę do codziennego użytku. Święta Rodzina niewątpliwie posiadała warzywny ogródek, niewielką winnicę oraz kilka oliwnych drzew. Możliwe, że miała również kilka owiec i kóz. Do dziś na skalistych zboczach pasterze wypasają ich trzody. W dolinie rozpościerającej się od strony południowej, u stóp zbocza, na którym leży Nazaret - od Jordanu po Morze Śródziemne - rozciąga się żyzna równina, ale Święta Rodzina raczej nie miała tam swego pola, nie należała bowiem do zamożnych. Tak Józef, jak i Maryja oraz Jezus mogli jako najemnicy dorabiać przy sezonowym zbiorze plonów na polach należących do zamożniejszych właścicieli.

CZYTAJ DALEJ

Rzym: Dwaj proboszczowie z archidiecezji łódzkiej biorą udział w spotkaniu Proboszczowie dla Synodu

2024-04-30 18:44

[ TEMATY ]

synod

proboszcz

archidiecezja.lodzka.pl

„Od wczoraj w podrzymskim Sacrofano trwa trzydniowe spotkanie, na które Ojciec Święty Franciszek zaprosił do Rzymu ponad 300 proboszczów z całego świata, aby wymienili się swoimi doświadczeniami Kościoła ewangelizacji i przeżywania wiary” - relacjonuje ks. Kamiński z archidiecezji łódzkiej.

Wśród setek duchownych z całego świata w spotkaniu dla proboszczów jest dwóch reprezentantów z archidiecezji łódzkiej: ks. kan. Wiesław Kamiński proboszcz parafii pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Łodzi oraz ks. Bogusław Jargan proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Rogowie

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję