Do wzniosłych, prawdziwych refleksji o wielkim sukcesie parafii
Kazanów, życie dopisało swoiste post scriptum. Na ścianie przy schodach
prowadzących do archikatedry jakiś "postępowy" młodzian (tak sądzę)
wyartykułował, niszcząc piękną elewację muru, hasło: "Wkoło głód
a kościołów w bród". Ten napis i przygodnie posłyszane rozmowy zainspirowały
ten tekst, moje widzenie rzeczywistości sakralizacji krajobrazu miasta
poprzez budowę świątyń.
Polemika ze wspomnianymi poglądami, dowodzenie czegokolwiek
stoi poniżej każdego poziomu, a co gorsze, może dostarczyć niepotrzebnej
satysfakcji różnego autoramentu kontestatorom, malkontentom i oceniaczom.
Zresztą, po co gadać na próżno i szukać dziury w całym, skoro wystarczy
posłuchać prostych ludzi lub uważnie przyjrzeć się najnowszej historii
naszego miasta. Potem nie będzie wypadało zrobić nic innego, jak
skłonić głowę lub po prostu milczeć.
Przed dwudziestu laty powstało osiedle Kmiecie. Nie połączyło
ludzi blokowisko, tylko idea budowy kościoła. Nikt nie pytał - po
co? czy jest potrzebny?, pomimo, że kilkaset metrów niżej stał kościół
Salezjanów. Mieszkańcy osiedla chcieli mieć swoją świątynię i wbrew
zakazowi i szykanom ówczesnych władz postawili na swoim. Z każdą
ukradkiem przybitą deską byli silniejsi i wzajemnie bliżsi. Zbudowali
nie tylko drewniany kościół, ale trwałą wspólnotę wokół niego, która
po dziś dzień określa charakter osiedla.
Pan Stanisław pracował przy jednym w nowo budowanych
kościołów. - Nigdy wiele nie miałem, dlatego jedyny majątek, jaki
mogłem dać dzieciom, to katolickie wychowanie. Wierzyłem, że jeżeli
będą rosły w prawdzie, poszanowaniu wartości moralnych, wiary i tradycji,
poradzą sobie w życiu. Kto mógł mi w tym bardziej pomóc, jak nie
Kościół? Wraz z kolejną położoną cegłą rosła we mnie świadomość,
że buduję przyszłość dla dzieci i wnuków.
Pamiętam dokładnie protest społeczny, jaki w obronie
swobód demokratycznych przetoczył się ulicami Przemyśla. Manifestację
otaczały kordony milicji i Zomo. W końcu doszło do konfrontacji.
W tłum zdesperowanych ludzi wystrzelono naboje z gazem łzawiącym,
w ruch poszły milicyjne pałki. Wybuchła panika. Wystraszeni ludzie
starali się wydostać z matni, szukali ratunku. Nie uciekali do domów,
nie kryli się po bramach, ale pobiegli do katedry. Tam znaleźli schronienie
i obronę, tam też urośli w siłę. Wraz z biskupem Bolesławem Taborskim
wykrzyczeli w niebo swą skargę, wyśpiewali modlitwę. W murach świątyni
dokonało się zjednoczenie ludzkich serc, zatliła się nadzieja. Wyszli
z nią na ulicę i widać było, że są to inni ludzie. W powietrzu unosił
się swąd gazu, krążyły gęste patrole milicji, lecz oni już nie schodzili
napastnikom z drogi. Szli z podniesioną głową, a w załzawionych oczach
nie było strachu.
Tych kilka przykładów pokazuje prawdę największą. Związek
z Kościołem na każdym etapie ludzkiego życia nadaje sens temu życiu.
Formuje jego jedność, tworzy teraźniejszość i determinuje przyszłość.
Dla tych wartości budujmy więc świątynie, bo cóż znaczy człowiek,
który nie szuka Kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu