Na początku sierpnia dzięki Opatrzności Bożej i pomocy dobrych ludzi znalazłem się w sanktuarium Walsingham w Anglii na kongresie organizowanym przez Odnowę Charyzmatyczną. Byłem wtedy u kresu sił. To, że udałem się na to spotkanie spowodował w głównej mierze kolega mojego syna, Artur Krzyżak ze Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym z Krakowa. To właśnie Artur współorganizuje ogólnopolskie spotkanie z okazji 40-lecia Ruchu Odnowy Charyzmatycznej w Kościele katolickim, które odbędzie się w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Ale wróćmy do mojej pielgrzymki do Walsingham.
Dwa tygodnie przed wyjazdem leżałem na intensywnej terapii w klinice w warszawskim szpitalu przy ul. Banacha. Tam dowiedziałem się, że życie może przedłużyć mi jedynie chemia lub przeszczep wątroby, na której miałem kilka nowotworów: jeden 5 cm na 4 cm i jeden wielkości 12 cm. Waga mojego ciała spadła o ponad 20 kg, miałem bardzo ostrą dietę. Były chwile załamań, jednak bardzo prosiłem Boga i Matkę Najświętszą o zdrowie. Muszę przyznać, że moje życie religijne było bardzo zaniedbane. Przez wiele lat nie przystępowałem do Komunii św., opuszczałem Mszę św. niedzielną. Jednak wierzę w Boga, zawsze prosiłem Go o pomoc, mimo zaniedbań wierzyłem, że Pan Bóg wcześniej czy później wysłuchuje próśb.
Już po pierwszej modlitwie w kościółku w Walsingham, gdzie miały miejsca objawienia Matki Bożej, zacząłem odczuwać, że wracają mi siły. Z godziny na godzinę mój stan zdrowia się poprawiał. W ostatnim dniu spotkania modlitwie o uzdrowienie, o wylanie łask Ducha Świętego przewodniczył o. John Baptist Bashobora z Ugandy. Podszedł i dotknął mnie, a tłumacz przekazał mi jego słowa „Zostałeś uzdrowiony”. Czułem jakby ktoś zacisnął rękę na mojej krtani. Byłem bardzo wzruszony, przeszedłem kilka kroków, wróciłem do o. Johna ucałowałem go w obie ręce. On chwycił mnie i uśmiechnął się.
Kiedy dotarliśmy na lotnisko zacząłem odczuwać ogromny głód. Poprosiłem opiekującego się mną Marka, aby kupił mi coś do jedzenia. Po kanapce, którą wtedy zjadłem powinienem dostać od razu ataku. Jednak nadal czułem tylko głód. W samolocie zjadłem kolejne kanapki, które natychmiast powinny wywołać atak boleści. Tak się nie stało. Byłem zdrowy.
Po powrocie do Polski wyniki badań mojej krwi wyszły dobrze, a próby wątrobowe - bardzo dobrze, choć wcześniej były fatalne. Badanie USG wykazało, że nie ma tych drobnych nowotworów, większy pozostał. Jestem przekonany, że podczas kolejnego badania zostanie stwierdzony jego brak, to tylko kwestia czasu. A może pozostanie jako znak uzdrowienia. Wróciły mi siły, mam apetyt, waga wzrasta, czuję się bardzo dobrze.
To, co się dzieje w mojej duszy i w życiu osobistym po powrocie z Walsingham jest wielkim Bożym darem. Po ponad 25 latach przystąpiłem do sakramentu spowiedzi i Komunii św. Zmieniło się moje podejście i sposób myślenia na temat wiary, życia, drugiego człowieka, bliźnich. Do wszystkich ludzi jestem nastawiony bardzo pozytywnie, dziękuję Panu Bogu za każdy kolejny dzień, staram się często być na Mszy św. Proszę Boga i Matkę Najświętszą o pomoc bym jak najdłużej wytrwał w stanie łaski uświęcającej.
Zawsze starałem się modlić, dziękując i prosząc zarazem. Teraz moja modlitwa dziękczynna jest jeszcze gorliwsza. W moich sprawach modlę się za wstawiennictwem św. Judy Tadeusza, Ojca Świętego Jana Pawła II, a ostatnio także za wstawiennictwem św. Szymona z Lipnicy. Od kilku miesięcy w moim pacierzu obecna jest modlitwa do Matki Bożej Wybawicielki Umierających.
Nie byłem najgorszym człowiekiem, ale nie byłem też dobry, teraz pragnę naprawić wyrządzone zło.
Wysłuchała Magdalena Miła
Pomóż w rozwoju naszego portalu