Historyk, felietonista, z-ca dyrektora Centrum Szkoleniowego Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej w Szczecinie
Podobno w ciągu ostatnich lat zamknięto w Polsce ponad pięć tysięcy wiejskich szkół - tylko o niektórych likwidacjach było głośno w mediach, inne znikły z wiejskiego pejzażu po cichu. Drugie tyle czeka na likwidację - obliczono, że szkoła, która ma mniej niż setkę dzieci, jest ekonomicznie nieuzasadniona, po prostu nieopłacalna. Bywa - obliczono to w samorządach - że subwencja oświatowa to kilkaset złotych na dziecko w szkole, tymczasem w małej wiejskiej szkole potrzeba na takie dziecko kilka tysięcy. No więc się nie opłaca i szkołę trzeba zamknąć. Trzeba?
Rozmawialiśmy o tym podczas konferencji zorganizowanej na Zamku Książąt Pomorskich przez Wyższą Szkołę Administracji Publicznej. Liczba dzieci maleje, na wsi chyba bardziej niż w mieście. Polska należy do krajów o najniższym przyroście naturalnym, dawno temu przed tą groźną sytuacją przestrzegał bp Kazimierz Majdański. Słuchano jego przestróg z niedowierzaniem, czasem z kpiną. Dziś trzeba pokornie powiedzieć: szkoły są (tam, gdzie jeszcze są), zbudowane często społecznym wysiłkiem, ale dzieci w nich malutko… Prowadzenie szkoły, która liczy sobie kilkanaście uczniów, w taki sam sposób jak prowadzi się szkołę w mieście, jest istotnie nielogiczne. Zatrudniać do klasy z kilkorgiem dzieci osobno matematyka, polonistę, historyka, wuefistę? Będzie w szkole więcej nauczycieli niż dzieci! A jeszcze budynek: duży i pusty, a trzeba go ogrzać, sprzątać, konserwować. A więc? Więc wymyśla się szkoły zbiorcze - taniej kosztują, da się je lepiej wyposażyć, można zatrudnić lepszą kadrę. A dzieci się dowiezie ślicznym gimbusem. Tylko zbiorcza szkoła oznacza także, że w innych miejscowościach szkoły już nie ma… Pomysł na szkoły zbiorcze nie jest nowy - ale gdy zaczęto je tworzyć w czasach gierkowskich, wówczas zostały przez wielu uznane za symbol komunistycznego niszczenia polskiego narodu… Dziś sami sobie fundujemy je w demokratycznej i niepodległej Polsce…
Tymczasem wieś się zmienia, i to szybko. Ostatnie analizy wskazują, że staje się coraz zamożniejsza - są dopłaty unijne, rośnie cena rolnych produktów. Ale to chyba jednak dane statystyczne, ona bogaci się „średnio”, a biednych i bardzo biednych nadal na wsi nie brakuje. Rośnie także dysproporcja pomiędzy warunkami życia na wsi i w mieście - jasne, że nie dotyczy to wszystkich, inaczej tak wielu miastowych nie wynosiłoby się na wieś. Ciągle jest tak, że siedząc na wsi, trudniej jest się rozwijać, trudniej mieć dostęp do źródeł wiedzy. Choćby Internet - w mieście za stosunkowo małe pieniądze można mieć do niego dostęp całą dobę, na wsi nie ma tak dobrze. A kawiarenki internetowej nie uświadczysz… Do kina, teatru, klubu też daleko. Trudniej na wsi się rozwijać, trudniej osiągać sukces - więc młodsi, najbardziej dynamiczni wyjeżdżają. Nie jest chyba przypadkiem, że ulubionym miejscem spotkań wiejskiej młodzieży jest przystanek autobusowy - to symbol drogi w świat… Jedni jadą więc do miasta, inni do Irlandii - na wsi pozostają przede wszystkim ci, którzy - jak to się dziś nowomodnie mówi - są „wykluczeni” lub „zagrożeni wykluczeniem”. Ze spotkań Europejskiej Akademii Sołtysa - te spotkania gromadzą wiejskich liderów - wynika, że najważniejszy problem wsi, największa jego potrzeba i bariera rozwojowa to brak integracji. Trudno się w tych małych społecznościach dogadać. Podziałów jest bez liku: starzy i młodzi, gospodarze i dawni pracownicy PGR, dawni mieszkańcy i „miastowi”, którzy kupili sobie działki rekreacyjne, do tego są jeszcze podziały tradycyjne na bogatych i biednych, pracowitych i leniwych. Chyba najmniej ważne i dotkliwe są podziały polityczne, choć bywa, że i te budzą emocje.
Remedium na te bolączki może być szkoła. I często jest - tam gdzie jeszcze jest… Właśnie kończy się projekt Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej pod nazwą „Szkoła Równych Szans”. 65 szkół (głównie wiejskich) w naszym województwie otrzymało dotacje na realizację projektów. Bardzo często były to projekty integrujące, włączające wielu mieszkańców wiosek. Razem - dzieci, rodzice, nauczyciele - przygotowywali dzieła plastyczne, organizowali zawody sportowe, szyli stroje dla małych aktorów, uczestniczyli w przygotowanych przedstawieniach. Szkoła może być ważnym ośrodkiem aktywizacji społecznej, miejscem spotkania, miejscem docierania do zasobów świata przez dzieci i dorosłych. Z konferencji wynikło jasno: szkoła na wsi musi pozostać, nie wolno jej zamykać. Ale musi poszerzyć zakres swej odpowiedzialności, musi rozszerzyć funkcję nie gubiąc zadań dotychczasowych. Kim innym powinien być wiejski nauczyciel - nie tyle specjalistą od swojego przedmiotu (z takim specjalistą można porozmawiać przez Internet), ile dobrym wychowawcą i organizatorem edukacji dzieci i dorosłych. Jeśli w takiej szkole dzieci będzie niewiele, to szkoda, ale szkoła swoje zrobi i to bardzo dobrze. Wychowawca zachęci swoją niewielką gromadkę do nauki, dopilnuje, by przez Internet na bieżąco kontaktowali się z „przedmiotowcami”, sprawdzi zadania, wyjaśni, pomoże w rozwiązaniu. Mówimy przecież o poziomie szkoły podstawowej. A po południu szkoła będzie miejscem spotkania, kształcenia dorosłych, ważnych rozmów i kontaktu mieszkańców wsi ze światem. I także nauczyciel, odpowiednio do tego przygotowany, będzie inspiratorem i organizatorem tych działań. To nowy model, nowa koncepcja - trzeba ją stworzyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu