Jak łatwo jest kogoś o coś oskarżyć, jak łatwo zniesławić. Jak
chętnie powtarzane są plotki, niesprawdzone opinie, zmyślone informacje.
Jak trudno potem takim fałszywym oskarżeniom zaprzeczyć. Mimo odwołania
oszczerstw coś jednak pozostaje; z upodobaniem mówimy: "coś w tym
z prawdy musiało być".
Mówiono o chrześcijanach, że zabijają dzieci, piją ich krew.
Neron oskarżył wyznawców Chrystusa o podpalenie Rzymu i chociaż historycy
mają na ten temat zupełnie inne zdanie, wciąż nie brakuje takich,
którzy do zarzutów rzymskiego tyrana z upodobaniem wracają.
Okazją do poruszenia tego tematu jest sprawa św. biskupa
Stanisława. Odważył się krytykować króla Bolesława, wystąpić przeciw
jego polityce. Domagał się, by monarcha przypomniał sobie, że jest
chrześcijańskim władcą chrześcijańskiego narodu. Chyba żadna ziemska
władza nie lubi być krytykowana - odpowiedź Bolesława była prosta
- oskarżył biskupa o zdradę i wydał jedynie możliwy w takiej sprawie
wyrok. Chociaż znowu historycy zgadzają się co do okoliczności całej
sprawy, wciąż pojawiają się ludzie doszukujący się u św. Stanisława
nieprawości, próbujący udowodnić, że faktycznie dopuścił się spisku
przeciw legalnej władzy.
Podobnych przykładów możemy podać wiele; opowiedzą o nich
podręczniki historii dawnej i najnowszej. Ale nie musimy sięgać do
tych wielkich "zdrad", najpoważniejszych oskarżeń. Ile to razy w
naszym codziennym życiu jesteśmy podobni bądź to do rzucających fałszywe
oskarżenia, bądź to do tych, którzy z upodobaniem im wierzą i powtarzają
je. Ileż to razy - dla własnych korzyści, lub ot, tak z "nieprzymuszonej
złośliwości" przedstawiamy własne domysły, jako jedynie słuszną prawdę.
Ile razy fascynujemy się sensacyjnymi doniesieniami nie zważając
na to, ile jest w nich prawdy. Nie chodzi oczywiście o to, by zamykać
oczy na prawdę, przemilczać fakty. Chodzi o to, by fałszywie nie
oskarżać, nie rzucać pochopnych pomówień. Raz wypowiedziane kłamstwo
pozostaje - nie sposób go odwołać tak, by pozostało bez śladu, by
wymazać je zupełnie z ludzkiej świadomości. Trzeba się faktycznie
dobrze zastanowić przed wypowiedzeniem nierozważnego słowa. Trzeba
pomyśleć nie tylko o chwilowej "korzyści" płynącej z "niewinnego"
na pozór kłamstwa, ale też o jego odległych konsekwencjach. Trzeba
przypomnieć sobie, że obmowa, oszczerstwo, plotka to grzechy przeciw
prawdzie. Mówimy nieraz, że "prawda sama się obroni" - przykłady
historii św. Stanisława, czy podpalenia Rzymu ukazują, jak wiele
czasu mija, a prawda ciągle jest kwestionowana; a kłamstwo ciągle
wydaje nam się bardziej atrakcyjne, interesujące, pociągające.
Działo się to w Anglii w pierwszych latach XVII w. Po oderwaniu
Kościoła angielskiego od Rzymu katolicy w tym kraju stali się obiektem
okrutnych prześladowań. Kolejni władcy prześcigali się w pomysłach
na wykorzenienie związku ze Stolicą Apostolską. Grupa spiskowców,
którym przewodził Guy Fawkes, postanowiła upomnieć się o prawa katolików.
Powzięto plan wysadzenia w powietrze gmachu parlamentu wraz z obecnymi
tam królem, jego rodziną, lordami i dostojnikami. Kolejnym krokiem
miało być wzniecenie powstania, które osadziłoby na tronie angielskim
katolickiego monarchę. Spisek został wykryty, a organizatorzy straceni.
Przez następnych 300 lat Kościół katolicki w Anglii nadal miał być
prześladowany. W tym przypadku nikt nie ma wątpliwości, co do spisku
i zdrady - nawet najszczytniejsze cele nie usprawiedliwiają terroryzmu.
Do dziś w Anglii świętuje się dzień wykrycia "Spisku prochowego",
a podczas obchodów pali się postać symbolizującą głównego organizatora.
Historię powyższą polecam tym, którzy nie potrafią rozróżnić prawdziwej
zdrady od upominania się o słuszną sprawę - nawet jeśli jest to krytykowanie
króla czy władzy.
Uważajmy na to, co mówimy i nie dawajmy się łatwo zwodzić "
sensacyjnym doniesieniom" - jakże łatwo nieraz pomylić prawdę z bezpodstawnymi
domysłami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu