28 i 29 maja 1966 r. miejscem kolejnych uroczystości milenijnych
był Gdańsk. Kard. Stefan Wyszyński udał się tam z Gniezna. Przez
całą drogę "towarzyszyły" mu samochody z pracownikami Urzędu Bezpieczeństwa.
Jak zwykle władze państwowe zadbały o to, by storpedować obchody
Tysiąclecia Chrztu Polski. Tym razem obok tradycyjnych już metod
wykorzystano osobę nieżyjącego bp. Carla Marii Spletta, byłego ordynariusza
gdańskiego. Przy drodze od Pruszcza do Gdańska co kilometr umieszczono
tablice jemu złorzeczące. Podobne postawiono w samym mieście. Gdańszczanie
byli zbulwersowani takim posunięciem władz i próbowali te tablice
niszczyć. Z tego powodu doszło do starć z milicją, która rozpędziła
za pomocą gazów łzawiących protestujących w ten sposób przeciwko
działaniom władzy.
Na ulice wyległy tłumy, by przywitać Obraz Jasnogórski
i Księdza Prymasa. Było to wyjątkowe powitanie, o którym kierowca
samochodu kard. Wyszyńskiego powiedział: Nigdzie dotąd nie było takiego
powitania. Zdaniem Prymasa Tysiąclecia, na tak owacyjne przyjęcie
wpływ miała prowokacja rządzącej partii.
Ksiądz Prymas wziął udział w nabożeństwie powitania w
oliwskiej katedrze. Zaraz potem był w kościele pw. Najświętszego
Serca Pana Jezusa we Wrzeszczu na nabożeństwie młodzieży akademickiej
Wybrzeża. Podczas niego wygłosił do młodych ludzi godzinne kazanie.
Mówił w nim m.in.:
Pamiętajmy, że mamy zobowiązania. Płyną on z chrztu,
przez który jesteśmy włączeni do nadprzyrodzonej rodziny Chrystusowej,
tak iż jesteśmy członkami jedni drugich, jesteśmy braćmi, wspólnotą.
Mamy też wspaniałe dziedzictwo tradycji chrześcijańskiej. Studiując
architekturę, sztukę, rzeźbę czy malarstwo, dobrze widzicie, jak
potężny jest wkład chrześcijańskiej kultury narodu polskiego [...]
.
Gdy oceniacie dziesięć wieków chrześcijaństwa, macie
prawo myśleć o tym, że wiek XXI, a więc jedenasty chrześcijaństwa
w Polsce, będzie bardziej bliski ducha Chrystusowego niż minione,
i macie obowiązek tego pragnąć.
Nie można zatrzymywać młodzieży w biegu ku przyszłości,
bo to jest samobójstwo narodu. Następnego dnia rano w przepełnionej
katedrze oliwskiej Prymas Tysiąclecia odprawił Mszę św., a potem
udał się Bazyliki Mariackiej, gdzie poprzedniego dnia przywieziono
Obraz Czarnej Madonny. Tym razem jego kazanie było krótsze, bo jak
sam zapisał: Biskup Nowicki, mocno zaziębiony, wita dość długą mową
biskupów i gości [...]. Potężny chór śpiewa przydługie utwory.
Po uroczystościach udał się, nie bez przygód, do Bydgoszczy.
Najtrudniej - Ksiądz Prymas zapisał pod datą 29 maja
- wydostać się później do samochodu. Trzeba było odbyć nie lada kampanię,
by wydostać się z uścisków miłości ("caritas ugeret" - aż trzeszczą
auta). Żadne kordony nic nie pomagają. Dość długo szedłem przed autem,
a p. Stanisław deptał mi zderzakami po nogach. Trwało to pół godziny.
Wreszcie wsiadłem do auta i udało nam się skręcić w boczną ulicę,
którą wydostaliśmy się na trakt warszawski. Była to godzina 14.30.
Już nie jechałem do Oliwy na obiad, bo nie zdążyłbym na uroczystości
bydgoskie.
Po przyjeździe do miasta nad Brdą dowiedział się o zamieszkach,
jakie w nim się rozegrały. Podobnie jak w Gdańsku złorzeczono bp.
Splettowi. Atak na Kościół "uatrakcyjniono" jeszcze plakatami o zdrajcach
biskupach. Mieszkańcy Bydgoszczy, zwłaszcza młodzież, zrywali te
szkalujące afisze. Interweniowała milicja.
Głównym punktem bydgoskich uroczystości była koronacja
obrazu Matki Bożej z Różą, Matki Pięknej Miłości, Pani Bydgoskiej
w kościele farnym na Szwederowie. Mimo zimna znowu przybyły tłumy
wiernych. Właśnie owo zimno stało się okazją do zobaczenia niezwykłej
wrażliwości i miłości do ludzi Prymasa Tysiąclecia. W czasie Mszy
św. sprawowanej przez bp. Jana Czerniaka bardzo zimno było dzieciom.
Dlatego Ksiądz Prymas okrył je swoim biskupim płaszczem. Moje kazanie
- czytamy w jego zapiskach - wybitnie skrócone z uwagi na chłód,
wszystko po to, żeby ludzie nie zmarzli.
Przerwy pomiędzy poszczególnymi stacjami na trasie milenijnych
obchodów kard. Stefan Wyszyński wykorzystywał na intensywne prace
związane z życiem Kościoła w Polsce i w obu powierzonych mu diecezjach.
4 czerwca w Kurii Metropolitalnej w Warszawie odbywała
się okresowa sesja poświęcona tym razem zmianom personalnym. W tym
czasie zadzwonił Aleksander Skarżyński, pełniący obowiązki dyrektora
Urzędu do Spraw Wyznań, który koniecznie chciał rozmawiać z bp. Zygmuntem
Choromańskim. Sekretarz Episkopatu poinformował go, że w tej chwili
nie może z nim się spotkać, a na takie spotkanie czeka już dwa lata.
Wtedy błyskawicznie w Kurii pojawiło się pismo adresowane na ręce
bp. Choromańskiego od Skarżyńskiego z zarzutami wobec Episkopatu
i kard. Wyszyńskiego. List zarzucał biskupom nieodpowiedzialne wystąpienia
godzące w publiczny porządek państwa, działania stanowiące naruszenie
przepisów o zgromadzeniach i o ruchu na drogach publicznych (demonstracyjne
przewożenie kopii Obrazu Jasnogórskiego), sprowokowanie swoimi wystąpieniami
ekscesów w Krakowie i Gdańsku.
Dlatego też - pisał Skarżyński - władze państwowe żądają,
by przewóz kopii obrazu MB Częstochowskiej do miejsca eskponowania,
tzn. do kościoła, w którym odbywają się uroczystości milenijne i
z powrotem, odbywał się niczym nie wyróżniającym się samochodem,
bez asysty innych pojazdów, po trasie uzgodnionej z właściwymi organami
państwowymi. Na trasie tej nie mogą być organizowane żadne zgromadzenia.
List zakończony jest groźbą konsekwencji za niepodporządkowanie
się temu, skądinąd bezprawnemu, zarządzeniu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu