Reklama

Ludzie cenią bernardyńską parafię

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nietypowa jest parafia na Czerniakowie, prowadzona przez Ojców Bernardynów. Ma bowiem dwa czynne kościoły: obok barokowego, który jest jednym z najpiękniejszych zabytków stolicy, funkcjonuje już nowy. To w nim koncentruje się teraz życie parafii, choć dla "sentymentalistów" są jeszcze Msze św. w starym kościele.

Gdy Lech Kaczyński był prezesem Najwyższej Izby Kontroli, przez cztery lata mieszkał na terenie parafii św. Bonifacego na Czerniakowie. - Bardzo lubiłem ten kościół, znany mi zresztą dobrze z opowieści ojca z czasów Powstania Warszawskiego - mówi lider Prawa i Sprawiedliwości. Obok św. Stanisława Kostki i Dzieciątka Jezus, to właśnie jest jego ulubiony kościółek w Warszawie.

Że będzie kiedyś mieszkał w pobliżu tak pięknego obiektu, nie spodziewał się inny parafianin, Jarosław Sellin, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. - Żona pisała na ATK pracę magisterską o Stanisławie Herakliuszu Lubomirskim, fundatorze tej świątyni. Nigdy nie myślałem, że będzie to nasza parafia - mówi. Właśnie stary kościółek darzy ogromną sympatią. Jest historykiem z wykształcenia, kocha zabytki. A to jest szczególny obiekt, który w oryginalnym stanie ocalał po wojnie. Rzadki przykład wystroju wnętrza świątyni okresu baroku. Bogate dekoracje, złocenia, rzeźbione postacie aniołów, wizerunek św. Antoniego w ołtarzu głównym, wreszcie pod ołtarzem relikwiarz św. Bonifacego Męczennika. - To wszystko sprzyja skupieniu i modlitwie, tu czuje się dawny, przedsoborowy katolicyzm - mówi Sellin.

Nawet sama brama - dzwonnica z I poł. XIX w., ozdobiona herbem Ossolińskich, urzeka wszystkich, którzy tu przychodzą.

Stary kościółek lubi też Stanisław Michalkiewicz, redaktor Najwyższego Czasu. - Nie ulega jednak wątpliwości, że trzeba było wybudować nową świątynię - przyznaje. Wiele razy na niedzielnej Mszy św. musiał stać na zewnątrz kościoła, co było dotkliwe szczególnie zimą, gdy były mrozy.

- Dotkliwe szczególnie chyba dla mężczyzn - gdyż oni musieli stać bez czapek na głowie - śmieje się proboszcz, o. Kazimierz Kowalski.

Reklama

Bał się stolicy

To właśnie proboszcz jest gospodarzem tego miejsca. - Dokładny, energiczny, uczciwy aż do bólu - mówi Agnieszka Rybak, parafianka, dziennikarka Newsweeka. Cieszy ją rzetelność, z jaką o. Kazimierz rozlicza się co niedziela z pieniędzy otrzymywanych od ludzi na budowę kościoła. W ogłoszeniach bowiem wyczytuje nazwy ulic, których mieszkańcy złożyli ofiary. Podaje też przy tym dokładne kwoty. Co do grosza. I tak od 12 lat, odkąd jest tu proboszczem.

- Widać, jak bardzo ten człowiek się stara, jest to cenne tym bardziej, że przecież nie robi tego dla siebie - dodaje inny parafianin, Adam Mazurek, redaktor naczelny Oficyny Wydawniczej " Adam". Opowiada, że często na spotkaniach Rady Parafialnej proboszcz prosi jej członków o "konstruktywną krytykę". - Nie mówcie, że wszystko jest dobrze, mówcie, co można zrobić lepiej, co trzeba poprawić - słyszymy od niego.

Brat Henryk, który od 1957 r. jest organistą w parafii, jest podobnego zdania: - Bez wielkiego zapału i samozaparcia proboszcza z pewnością nie powstałaby nowa świątynia.

Przedtem o. Kowalski pracował w Łodzi. Wśród robotników i studentów, dla których prowadził Duszpasterstwo Akademickie. - Do tej pory za nimi tęsknię - mówi. Do Warszawy przenosił się niechętnie. Bał się stolicy. Ale teraz nie żałuje, że tutaj go skierowano. Mimo że całe lata zmagał się z budową nowej świątyni. Dlatego mówi o sobie: - W każdym szczególe widzę cząstkę siebie, swojego życia.

Po chwili dodaje: - I moich parafian oczywiście. Bo to dzięki nim udało się zbudować nową świątynię. Są bardzo ofiarni, nieraz aż za bardzo. Bo wielu dzieli się tym, co ma najcenniejszego: ludzie oddają złote obrączki, biżuterię, rodzinne pamiątki.

Fundusze o. Kazimierz zdobywa też własną pracą. Na misjach i rekolekcjach, na które dość często wyjeżdża wraz z innymi współbraćmi: o. Józefem, o. Henrykiem czy o. Robertem. Słynie z tego, że wszystkie ofiary, jakie przywozi, przekazuje później na potrzeby parafii. Nic nie zostawia dla siebie.

Jest bardzo ludzki. Jedna z parafianek, pragnąca zachować anonimowość, wspomina: - Po śmierci męża przyszłam do kancelarii załatwić pogrzeb. Ale nie miałam opłaconego miejsca na cmentarzu. Nie miałam też funduszy, by uiścić opłaty. Ojciec Kazimierz powiedział wtedy, że on sam na pięć lat opłaci za mnie ten grób. Pogrzeb zorganizował za darmo. Gdy potem pożyczyłam pieniądze i chciałam mu oddać, nie przyjął.

Nigdy też nikogo nie ocenia, nie potępia. Ze zrozumieniem patrzy na czyjeś życie. Nawet gdy trochę się poplątało. Kiedyś zaproponował jednemu z mężczyzn, by powitał biskupa w imieniu parafii. Mężczyzna był rozwiedziony. Przypomniał to proboszczowi, mówiąc, że może lepiej zastąpiłby go ktoś inny. W odpowiedzi usłyszał od o. Kazimierza: " Ależ w tym przypadku to nie ma znaczenia".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Sentymenty

Nowy kościół pod względem architektonicznym jest bez wątpienia współczesny. Jego atutem jest fakt, że mieści trzy tysiące osób, podczas gdy do starego mogło wejść zaledwie 200. Ale na szczęście ojcowie odprawiają tam jeszcze Msze św. Są bowiem tacy, którzy wciąż wolą modlić się w starej świątyni. Związali z nią przecież znaczną część swego życia, mieli "swoje" miejsce w kościele: na drewnianych schodkach z boku ołtarza albo w ławce, naprzeciw prezbiterium, skąd dobrze było słychać dobrze znany wszystkim głos brata Henryka i jego urzekającą grę na organach. Brat Henryk, ku zadowoleniu parafian, nadal jest organistą. - Moje organy to mój kielich do odprawiania Mszy św. - mówi. - W kościele każdy jest potrzebny, jeden drugiego uzupełnia - dodaje z właściwą sobie skromnością.

Wielu parafian pamięta też czasy, kiedy w starym kościele odbywały się lekcje religii. Niestrudzona s. Zdzisława, nazaretanka, prowadziła je z prawdziwą pasją i szczególnym oddaniem. Przekazywała wiedzę, stawiała wymagania, uczyła życiowej mądrości. Do dziś uczniowie utrzymują z nią kontakt. Kiedyś spotkała kogoś przypadkowo na ulicy. - Czy ten wysoki, przystojny mężczyzna, to mój mały Karolek, który pięknie rysował w zeszycie do religii? - zapytała z niedowierzaniem. Do dziś przychodzi do bernardyńskiego kościółka na wielkie uroczystości: Boże Ciało czy na parafialny odpust. Bo tam na zawsze została cząstka jej życia, ludzie, z którymi była związana. I zawsze ktoś wyłowi ją z tłumu, a potem ksiądz proboszcz podchodzi do mikrofonu, by powitać uroczyście siostrę.

Jest siłownia, będzie kawiarnia

Dzisiaj, po przeszło 12 latach, jakie upłynęły od rozpoczęcia budowy nowego kościoła, można powiedzieć, że prace są na ukończeniu. Zrobione zostały już boczne ołtarze, ławki, wstawione konfesjonały. Pozostały jeszcze tylko salki dla dzieci i młodzieży. A to bardzo ważna inwestycja, bo młodzi spędzają na terenie parafii sporo czasu. Przepadają za o. Jakubem, pod okiem którego mogą ćwiczyć swoją kondycję w... parafialnej siłowni! Albo przychodzą na pół soboty na spotkania scholi, wieczorami na oazę czy do grupy ministranckiej.

Ale życie parafii tętni nie tylko dzięki młodzieży. Proboszcz bardzo troszczy się też o dorosłych. Dlatego zapowiada, że wszystkich parafian czeka wkrótce niespodzianka: przy kościele będzie czynna kawiarnia. - Marzy mi się, by ludzie mieli gdzie spotkać się po niedzielnej Mszy św., by jeszcze bardziej mogli się zintegrować, by czuli, że parafia to ich drugi dom - podkreśla o. Kowalski.

Jak wynika z obserwacji proboszcza, wciąż rośnie liczba wiernych uczestniczących w niedzielnych Mszach św. Podobnie liczba przyjmujących Komunię św. Na każdej Eucharystii rozdaje Komunię sześciu księży, i nie jest ich za wielu. Więcej parafian przyjmuje też księdza " po kolędzie". Teraz - ponad 63%, podczas gdy w roku 1990, kiedy o. Kowalski zaczynał tu pracę - 48%. Ojcowie nie spotykają się już z przejawami niechęci czy agresji - co niestety w ubiegłych latach - wprawdzie sporadycznie - ale się zdarzało. Byli tacy, co potrafili ostentacyjnie przejść przed kapłanem i splunąć mu pod nogi. Albo otwierali drzwi i mówili: "Po co tu liziesz, skoro nikt cię nie prosił" . - Dzisiaj epitetami nikt nas nie obrzuca, ludzie bardzo życzliwie nas przyjmują - zaznacza proboszcz. Wspomina wizytę u małżonków, którzy przez wiele lat żyli bez ślubu kościelnego. Kolęda stała się okazją do rozmowy na ten temat, a potem do przyjęcia sakramentu małżeństwa. Takich przypadków jest coraz więcej. Choć trzeba przyznać, że na terenie parafii 7% stanowią małżeństwa niesakramentalne.

Powodzeniem wśród parafian cieszy się jeszcze jedna inicjatywa proboszcza: jarmarki połączone z odpustem. Połączone z grą "Kapeli Czerniakowskiej", kolorowymi straganami, przywołują klimat przedwojennej Warszawy.

Jarosław Sellin: - Odnowienie tej tradycji ma wielką wartość, także dlatego, że integruje parafię.

Stanisław Michalkiewicz: - Bardzo mi się podobają nasze jarmarki, to prawdziwa impreza kulturalna organizowana w parafii.

Kiedy pytam proboszcza o najbliższe wydarzenia w parafii, mówi, że parafianie czekają teraz na wizytę Prymasa Polski, który ma przybyć w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. - Zapraszałem Księdza Kardynała na tegoroczną Rezurekcję, ale miał już zajęty ten termin - opowiada proboszcz. - Po chwili jednak Prymas wziął do ręki kalendarz i odparł z uśmiechem: - Ale chciałbym zobaczyć nowy kościół. Czy 9 maja księdzu pasuje?

2002-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pojechała pożegnać się z Matką Bożą... wróciła uzdrowiona

[ TEMATY ]

Matka Boża

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sierpień 1951 roku na Podlasiu był szczególnie upalny. Kobieta pracująca w polu co i raz prostowała grzbiet i ocierała pot z czoła. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Jak tu ze wszystkim zdążyć? W domu troje małych dzieci, czekają na matkę, na obiad! Nagle chwyciła ją niemożliwa słabość, przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła zemdlona. Obudziła się w szpitalu w Białymstoku. Lekarz miał posępną minę. „Gruźlica. Płuca jak sito. Kobieto! Dlaczegoś się wcześniej nie leczyła?! Tu już nie ma ratunku!” Młoda matka pogodzona z diagnozą poprosiła męża i swoją mamę, aby zawieźli ją na Jasną Górę. Jeśli taka wola Boża, trzeba się pożegnać z Jasnogórską Panią.

To była środa, 15 sierpnia 1951 roku. Wielka uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tam, dziękując za wszystkie łaski, żegnając się z Matką Bożą i własnym życiem, kobieta, nie prosząc o nic, otrzymała uzdrowienie. Do domu wróciła jak nowo narodzona. Gdy zgłosiła się do kliniki, lekarze oniemieli. „Kto cię leczył, gdzie ty byłaś?” „Na Jasnej Górze, u Matki Bożej”. Lekarze do karty leczenia wpisali: „Pacjentka ozdrowiała w niewytłumaczalny sposób”.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 5.): Ile słodzisz?

2024-05-04 22:24

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat. prasowy

W czym właściwie Maryja pomogła Jezusowi, skoro i tak nie mogła zmienić Jego losu? Dlaczego warto się Jej trzymać, mimo że trudności wcale nie ustępują? Zapraszamy na piąty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o tym, że czasem Maryja przynosi po prostu coś innego niż zmianę losu.

CZYTAJ DALEJ

Watykan: Zaprzysiężenie 34 nowych rekrutów Gwardii Szwajcarskiej

2024-05-06 18:57

[ TEMATY ]

Gwardia Szwajcarska

PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

W Watykanie odbyło się w poniedziałek zaprzysiężenie 34 nowych rekrutów Gwardii Szwajcarskiej. Wydarzenie to odbywa się w rocznicę jedynej bitwy, jaką stoczyli jej żołnierze 6 maja 1527 r. podczas najazdu wojsk cesarza Karola V na Rzym. Szwajcarzy obronili wtedy papieża Klemensa VII.

W bitwie przed bazyliką Świętego Piotra, w rocznicę której obchodzone jest święto Gwardii Szwajcarskiej, zginęło 147 ze 189 papieskich gwardzistów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję