Synu Kochany!
Dziś pragnę napisać Ci o mojej niespodziewanej "przygodzie". Rok Jubileuszowy rozpoczęłam w Rzymie. Wcześniej tego nie planowałam.
Zaproszenie przyszło niemal w ostatniej chwili. Zrozumiałam, że jest
to zaproszenie na najważniejsze spotkanie. Jak wiesz, nie pierwsza
i może nie ostatnia to moja pielgrzymka do Rzymu. Jednak wiedziałam,
że jest to pielgrzymka najważniejsza. Spotkanie z Jezusem, który
przez ręce Jana Pawła II obejmuje i błogosławi Kościół i świat. Na
Boże Narodzenie 1999 r. do Rzymu przywędrowały tysiące ludzi. Ufnym
szlakiem wiary przybyło wielu Polaków. Wędrówka do miejsc świętych
jest potrzebą serca. Często imperatywem szukania Drogi. Drogi do
Tego, Który Jest! Drogi do Tego, Który jednocześnie chciał być Człowiekiem.
Chciał być Drogą.
Dlaczego wędrowaliśmy do Rzymu, a nie do Betlejem? Nie
pytam innych, pytam siebie. Rzymu nie dotykały stopy Jezusa, ale
na jego drogach odcisnęły krwawy ślad stopy Apostołów i Męczenników.
Tej nocy Jezus narodził się we wszystkich miejscach świętych.
Tej nocy Jezus narodził się także w każdej szopie, był oczekiwany.
Synu Kochany, mocno wierzę, że tej nocy Jezus narodził
się w Twoich dłoniach. Wierzę, że narodził się w dłoniach wszystkich
kapłanów.
W Rzymie tej nocy Jezus narodził się w dłoniach swego
najwierniejszego kapłana i proboszcza świata - Jana Pawła II: "Słowo
Ciałem się stało".
Klęczałam tej nocy, myśląc o tym misterium. Klęczałam,
prosząc o wierne kapłaństwo dla Ciebie, mój Synu.
Ofiarowałam Narodzonemu ubogą stacyjkę matki na pielgrzymim
szlaku. Bazylika była wypełniona nadzieją radości, nadzieją zbawienia.
Kilkutysięczna rzesza ludzi, przedstawicieli świata, wybranych nie
dla zasług i nie dla nagrody, otaczała konfesję św. Piotra, przy
której składał Ofiarę Pierwszy Kapłan świata. Pogodny Pielgrzym,
choć pochylony pod krzyżem cierpienia. "Ojcze nasz..., bądź wola
Twoja..., przyjdź Królestwo Twoje" - wołał z mocą Jan Paweł II. Tę
moc i tę wiarę brali zeń otaczający ołtarz kapłani i wierni. Mieszały
się języki w tym wołaniu. "Gdy dookoła mówią językami, dźwięczy pośród
nich jeden, nasz własny" (Karol Wojtyła).
Słyszałam mowę polską, choć w najbliższym otoczeniu byli
tylko cudzoziemcy. Jednak tej nocy nikt nie był cudzoziemcem. Wszyscy
byli swoi, bliscy, bliźni. Uśmiechy, znaki pokoju, dobre słowa, dobre
życzenia. Nie dla wszystkich wystarczyło miejsca w Bazylice. Wiele
tysięcy ludzi modliło się na Placu św. Piotra. Widzieli Ojca Świętego
na telebimach ustawionych na schodach Bazyliki. Jan Paweł II jechał
przez Plac św. Piotra, aby otworzyć Święte Drzwi Bazyliki i ogłosić
Jubileusz 2000-lecia Chrześcijaństwa. Każdy chciał być dotknięty
jego spojrzeniem, jego błogosławieństwem. Słyszałam, jak ludzie prosili
o błogosławieństwo dla swoich rodzin, dla najbliższych... Spotkałam
kapłana, który mówił, że przyjechał do Rzymu, bo potrzebował "fizycznej"
jedności z Piotrem i Kościołem. Ze wzruszeniem mówił, że Ojciec Święty
na niego spojrzał i że po to spojrzenie przyjechał. Może był bardzo
samotny? Może był bardzo zraniony?
Wtedy zapytałam siebie, po co ja przyjechałam na tę Noc
do Rzymu? I wiedziałam na pewno, po co! Może w Niebie porozmawiamy
o tym więcej. Myślę, Synu, że Cię to zakończenie nie dziwi! W Niebie
będziemy wiedzieli już wszystko.
Synu Kochany, modlę się, abyś zawsze pamiętał, że Jezus
rodzi się każdego dnia przez Twoje słowa i przez Twoje konsekrowane
dłonie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu