Reklama

PULS wiary - PULS codzienności

Niedziela Ogólnopolska 11/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czego można się spodziewać po Telewizji PULS? Może rąbek tajemnicy odsłonią nam słowa i dotychczasowe dokonania jednego z jej twórców. Macieja Pawlickiego, wiceprezesa Telewizji Familijnej PULS, odpowiedzialnego za sprawy programowe, zastaję w biurze przypominającym futurystyczną celę mnicha: biurko, komputer, dwa telewizory i plastikowy termos z herbatą (bez dodatków), by nie musieć wychodzić z celi ani nie rozpraszać się wizytami sekretarki.

KS. HENRYK ZIELIŃSKI: - Co Pan uważa za swój życiowy sukces?

MACIEJ PAWLICKI: - Klarę, lat 6, Monikę, lat 4, i Kamila, lat 13. No i wspaniałą żonę - Magdalenę.

- A sukcesy zawodowe?

- Zawsze starałem się przekładać rzeczy wartościowe na język dostępny dla szerokiej publiczności. Robiłem to jako redaktor Filmu i jako dyrektor Programu I TVP Polskiej, gdzie wspólnie z Walemarem Gasperem, Andrzejem Horubałą i innymi tworzyliśmy w czasie najwyższej oglądalności programy wartościowe, ukazujące m.in. polską kulturę i historię. Wiele z nich zyskało ogromną widownię. Staraliśmy się przezwyciężyć bezwładnie przyjęty podział na programy wartościowe i programy rozrywkowe. Staraliśmy się przezwyciężyć getto programów religijnych, poszerzając pola, na których wartości były obecne - właśnie na sferę rozrywki. Tak tworzyć programy rozrywkowe i tak dobierać filmy, by ludzie wierzący oglądając telewizję, nie odczuwali dyskomfortu. Nie wszyscy politycy rozumieli sens naszej pracy, ale widzowie ją docenili.
Potem tworzyłem telewizję komercyjną RTL7. W innych warunkach sformatowaliśmy ją jako przyjazną dla młodej rodziny. I to się wówczas udało, także osiągnęliśmy sukces oglądalnościowy.

- I ostatnio promocja Polski na
Expo 2000 w Hanowerze, gdzie był Pan dyrektorem programowym polskiego działu...

- Chciałem pokazać światu Polskę tak, jak powinno się ją pokazywać - akceptując, doceniając i promując naszą tożsamość, naszą oryginalność. Zebrałem cięgi od sił "postępowych". Zarzucano mi, że pokazuję obraz Polski zaściankowej, że motto zapożyczone od Herberta: "Bądź wierny, idź", jest fatalne i nie będzie zrozumiane. Sugerowano, że nie należy pokazywać polskiej specyfiki, należy się jej wstydzić.
A okazało się, że trafiliśmy w dziesiątkę, że w polskiej specyfice jest jej siła. Na 189 krajów zajęliśmy czwarte miejsce, mieliśmy 3 miliony gości zachwyconych polskim pawilonem. Bo Polska, która nie wstydzi się swojej tożsamości, jest uzupełnieniem europejskiej mozaiki. A Polska zakompleksiona, która stara się pod każdym względem upodobnić do innych, nie jest ciekawa dla nikogo. Francuzi, Niemcy, Hiszpanie szanują swoją tożsamość i szanują tylko tych, którzy szanują samych siebie. W polityce, w gospodarce, w kulturze.

- W jakich okolicznościach rozstał się Pan ze swoją pierwszą redakcją, z tygodnikiem "Itd"?

- Prywatnie wyjechawszy na Zachód, w jednej z korespondencji opisywałem sytuację w Niemczech: trochę dobrze, trochę ironicznie. Zaznaczyłem: drukujcie całość albo wcale. Wszystko, co pozytywne, zostało wycięte, wydrukowano to, co negatywne. Zażądałem sprostowania. Itd odmówiło, ostrzegając, bym nie publikował sprostowania w Tygodniku Powszechnym, bo stracę pracę. Opublikowałem, straciłem pracę.

- Zdaje się, że to nie jedyna praca, którą Pan stracił ze względu na mało giętki kręgosłup?

- To, że musiałem odejść także z TVP i w pewnym sensie z RTL7, także miało swoje przyczyny. W RTL7 jeden z udziałowców intensywnie nakłaniał mnie do wprowadzenia filmów erotycznych i brutalnych kreskówek. Odmówiłem. Zdjęto niektóre programy publicystyczne, jak talk show prowadzony przez Cezarego Michalskiego i Rafała Ziemkiewicza czy program KOP z udziałem m.in. Wojciecha Cejrowskiego. Były też silne naciski na udziałowców ze strony prominentnych polityków.
Ale nie mówmy już o tym, nie chcę uchodzić za ofiarę. Wręcz przeciwnie. Wszystkie odejścia owocowały dla mnie czymś bardzo pozytywnym. Wygląda to, jakby szczególne etapy zostały dla mnie precyzyjnie zaplanowane tam, na Górze. Niczego mi nie żal, wiem, że to wszystko ma sens.

- Pańskie poczynania w mediach kończyły się zawsze zdobyciem dużej publiczności i dobrymi wynikami finansowymi. Czy jest szansa, że telewizja PULS osiągnie ekonomiczną samowystarczalność, jeśli Wasz sygnał dociera tylko do 13% polskich domów?

- To zasięg nadajników naziemnych. Do tego dodać trzeba telewizję satelitarną i kablową, i dlatego możemy być odbierani już w ponad 45% gospodarstw domowych w
Polsce, a do września spodziewamy się, że będzie to 52%. Jednocześnie trwa proces koncesyjny, w którym startuje nadawca, czyli prowincja Ojców Franciszkanów. Telewizja Familijna jest bowiem spółką wynajętą przez Franciszkanów dla zapewnienia oferty programowej. Bazowe, zatwierdzane przez parlament, dokumenty Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji mówią o równoprawnym traktowaniu podmiotów w dostępie do częstotliwości. Franciszkanie mają więc szczególne predyspozycje, aby te częstotliwości otrzymać, gdyż do tej pory mają ich kilkakrotnie mniej niż inni nadawcy. Liczymy tu na rozsądek i poczucie sprawiedliwości członków KRRiTV.
Chodzi zwłaszcza o częstotliwości w Lublinie, Częstochowie i Szczecinie. Dałoby to nam ponad 60% zasięgu w skali kraju. Polska widownia ma prawo liczyć, że umożliwi się jej oglądanie programowej alternatywy dla istniejących telewizji.

- Jak będzie sformatowana telewizja PULS?

- Trzeba ją oceniać w dłuższej perspektywie. Chcemy dać telewizję pogodną, rozrywkową i ciekawą, ale bezpieczną, bo nie szukającą sukcesu w przekroczeniach i plugastwie. Dającą poczucie stabilności świata wartości, potwierdzającą życiowe wybory naszych widzów. Owszem, niekiedy mogą się tu znaleźć rzeczy, które niektórych mogą rozczarować, może nawet drażnić. Patrząc na produkowane współcześnie seriale, trzeba mieć świadomość, że wybór jest niełatwy. A marzy nam się telewizja, która będzie oglądana nie tylko dlatego, że jest wartościowa, ale przede wszystkim dlatego, że jest dobra, rozrywkowa, relaksująca, dająca dobre samopoczucie.
Łatwo robić rzeczy ważne, ale dla elit, dla już przekonanych. I łatwo robić rzeczy plugawe, grać na tanich emocjach dla szerokiej publiczności, gdy się nią gardzi. Najtrudniej przekładać rzeczy wartościowe na język atrakcyjny i zrozumiały dla szerokiej widowni. Ale właśnie to jest naprawdę warte wysiłku.

- Rozumiem, że nie będziecie tworzyć okienek katolickich, ale pokazywać życie Kościoła jako część życia społecznego.

- Będą programy czysto religijne, jak choćby robiony wspólnie z KAI przegląd wydarzeń z życia Kościoła czy inne programy prowadzone przez duchownych. Natomiast robienie wyłącznie okienek to metoda ludzi, którzy chcą ograniczyć rolę Kościoła. Dziś niektórzy politycy lewicy martwią się, czy ta telewizja będzie aby wystarczająco katolicka. Chodzi im o to, by istniało przeciwstawienie - tu religia, a tam świat, tam życie, tam rozrywka. Odzielnie. By wartości zamknąć w getcie.
Nie deprecjonuję okienek katolickich, ale myślimy odwrotnie. Programy o życiu - te społeczne czy poświęcone problemom duchowym, i te mniej poważne, rozrywkowe, nasycone być mają treściami wynikającymi z nauki Kościoła, z zastosowania jej w codziennym życiu. Bez nieustannego i zawężającego krąg odbiorców przypominania o Źródle, ale w poczuciu wierności temu Źródłu.

- Sądzi Pan zatem, że do szerokiej widowni trzeba dotrzeć sposobem?

- Tak. W roku 1991 istniał w TVP program na żywo Studio otwarte. Prowadził go dziennikarz Marek Siwiec z Trybuny Ludu. Dyskusja była o aborcji. Nie wytrzymałem, pojechałem na Woronicza, by zabrać głos. Stojąc w grupie przeciwników aborcji, długo zgłaszałem się do głosu, Siwiec mi go nie udzielał, program się kończył. Wtedy ostentacyjnie przeszedłem do grupy zwolenników aborcji. Siwiec, chyba mile zdziwiony, natychmiast udzielił mi głosu. Wypowiedziałem się kwieciście i stanowczo przeciw aborcji, budząc wściekłość obecnych feministek. Fortelem dorwałem się do głosu i jednoznacznie spuentowałem długą dyskusję. Więc szukajmy sposobu, warto docierać do bardzo szerokiej widowni.

- Zdaje się, że problemem będzie nawet znalezienie dobrych kreskówek dla dzieci.

- Kreskówki na świecie poszły w złym kierunku. Dominuje tendencja, by tandetne kino akcji, gdzie pełno prymitywnych pościgów, mordobić i strachów, wprost przenosić na filmy dziecięce. Dominuje tandeta, zwłaszcza japońska. Na szczęście, jest nieco produkcji wartościowych, ale stanowi to 10-15% rynku. Wybieramy więc starannie.

- Czy nie obawia się Pan, że niektóre osoby znane z innych stacji, a teraz współtworzące ofertę programową PULSU, nie zostaną zaakceptowane przez odbiorców?

- Ma Ksiądz pewnie na myśli Waldemara Ogińskiego w TOK FM oraz Manna i Maternę. Program Ogińskiego, w życiu prywatnym doktoranta historii u profesora Roszkowskiego, jest świadomą autokreacją. Jeżeli posłucha się go na dłuższą metę, to okaże się, że pod wieloma względami to konserwatywny publicysta, mówiący w imieniu przeciętnego słuchacza. W radiu czasem używał słów, na które u nas sobie nie pozwoli. Ale nie wyrzeknie się normalnego, ostrego widzenia spraw ani swojego dynamizmu i umiejętności oddziaływania na emocje.
Zaś Wojciech Mann i Krzysztof Materna są najlepszymi w Polsce specami od rozrywki. Nie zawsze się z nimi zgadzam. Jako dyrektor Jedynki miewałem z nimi spory, ale oni nigdy nie zrobili nic niegodziwego. Sądzę, że widzowie PULSU w zaskakująco wielu sprawach podzielą ich punkt widzenia. A w rozrywce są świetni, a naszą ofertę traktują jak wielkie wyzwanie. Wierzę, że się sprawdzą.
Oczekujemy też wyrozumiałości ze strony radykałów, że nie jesteśmy tylko dla nich. Chcemy bowiem trafić ze swoim programem również do ludzi nie całkiem przekonanych, którzy nie słuchają rozgłośni religijnych. Może siłą bezwładu oglądają czasem różne plugastwa, bo nie mają innego wyboru. Chcemy pokazywać rozrywkową alternatywę - normalny świat, życzliwy ludziom, chcemy udowodnić, że dobra rozrywka nie musi żywić się duchową padliną.

- Pańska żona powiedziała mi niedawno, że przez osiemnaście lat nauczyła się Panu ufać, bo wszystko, co pan robi, jest głęboko przemyślane. Czy tak jest i tym razem?

- Ciszę się, że Magda patrzy na to z wiarą i zaufaniem. Ale czy patrzy spokojnie? To jest najtrudniejsze z przedsięwzięć, w których uczestniczyłem. Ale jeśli się powiedzie, da największą satysfakcję. Jeśli Zakon Franciszkanów będzie nadawcą komercyjnego, szeroko oglądanego programu, a jednocześnie wiernego nauce Kościoła, to będzie to najpiękniejsza rzecz, jaka w życiu zawodowym może się zdarzyć. A wsparcie żony i jej wiara w sens moich działań są dla mnie najważniejsze.

- Czego można życzyć PULSOWI?

- Cierpliwości i pewnego kredytu zaufania ze strony widzów. Prosimy o modlitwę i współdziałanie w tworzeniu programu. Liczymy na żywy kontakty z widzami, na doradzenie nam i na krytykowanie nas, bo na pewno z tego będziemy wyciągać wnioski. To przecież nasza wspólna szansa.

- Dziękuję za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wniebowstąpienie Pańskie

Niedziela podlaska 21/2001

[ TEMATY ]

wniebowstąpienie

Monika Książek

Czterdzieści dni po Niedzieli Zmartwychwstania Chrystusa Kościół katolicki świętuje uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Jest to pamiątka triumfalnego powrotu Pana Jezusa do nieba, skąd przyszedł na ziemię dla naszego zbawienia przyjmując naturę ludzką.

Św. Łukasz pozostawił w Dziejach Apostolskich następującą relację o tym wydarzeniu: "Po tych słowach [Pan Jezus] uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: ´Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba´. Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry, zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości drogi szabatowej" (Dz 1, 9-12). Na podstawie tego fragmentu wiemy dokładnie, że miejscem Wniebowstąpienia Chrystusa była Góra Oliwna. Właśnie na tej samej górze rozpoczęła się wcześniej męka Pana Jezusa. Wtedy Chrystus cierpiał i przygotowywał się do śmierci na krzyżu, teraz okazał swoją chwałę jako Bóg. Na miejscu Wniebowstąpienia w 378 r. wybudowano kościół z otwartym dachem, aby upamiętnić unoszenie się Chrystusa do nieba. W 1530 r. kościół ten został zamieniony na meczet muzułmański i taki stan utrzymuje się do dnia dzisiejszego. Mahometanie jednak pozwalają katolikom w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego na odprawienie tam Mszy św.

CZYTAJ DALEJ

Czerwińska Pani, módl się za nami...

2024-05-11 20:50

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Wołajmy do Matki Bożej Czerwińskiej słowami modlitwy: Maryjo, Pani Czerwińska, otaczaj miłością wszystkie rodziny i bądź obecna w każdym polskim domu.

Rozważanie 12

CZYTAJ DALEJ

Film "Brat Brata" o Jerzym Marszałkowiczu [Zaproszenie na premierę]

2024-05-12 15:18

Agnieszka Bugała

br. Jerzy Adam Marszałkowicz

br. Jerzy Adam Marszałkowicz

13 maja o godz. 16:30 w Kinie “Nowe Horyzonty” we Wrocławiu odbędzie się premiera filmu “Brat brata” w reżyserii Andrzeja Kotwicy. O filmie poświęconym Jerzemu Marszałkowiczowi opowiada ks. Aleksander Radecki.

Osoby skupione wokół tej produkcji długo zastanawiały się, jaki tytuł nadać temu filmowi: - Toczyła się bardzo burzliwa dyskusja wśród wszystkich zainteresowanych i był cały szereg innych propozycji. Ostatecznie zwyciężyła koncepcja “Brat brata”. Warto tu zaznaczyć, że odpowiednie nazwanie “Jureczka” było trudne. Z jednej strony chodził w sutannie, ale my wiemy, że święceń nie miał. W Towarzystwie Pomocy Brata Alberta Chmielowskiego nazywano go bratem. Podopieczni nazywali go różnie. Nazywali go m.in “ojczulkiem”. Sam tytuł: “Brat brata odczytuje podwójnie. Brat w kontekście jego relacji z bezdomnymi mężczyznami, bo głównie się nimi zajmował i brat św. br. Alberta Chmielowskiego. Nie da się ukryć, że tak jak znałem ks. Jerzego Marszałkowicza, dla niego ideałem niemal we wszystkim był św. brat Albert Chmielowski i zawsze się odwoływał do niego - zaznaczyl ks. Radecki, dodając: - I w swoim stylu nie chciał zgubić tego sposobu potraktowania bezdomnego. Brat Albert Chmielowski widział Chrystusa sponiewieranego w tych bezdomnych. Więc stąd moim zdaniem tytuł: “Brat Brata” - brat brata świętego Alberta Chmielowskiego i brat brata bezdomnego. Tak ja rozumiem ten tytuł.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję