Spór o dzieci nienarodzone w USA
W obszernym artykule w New York Times z 6 lipca Robert Pear
omawia nową inicjatywę administracji prezydenta George´a W. Busha,
mającą chronić życie dzieci nie narodzonych i zapewnić opiekę lekarską
dla noworodków i ich matek. W Stanach Zjednoczonych wiele kobiet
nie ma uprawnień do korzystania z publicznej pomocy lekarskiej dla
siebie i dla swego przyszłego potomstwa. Projekt poprawy tego stanu
rzeczy został opracowany w postaci memoriału Dennisa G. Smitha, dyrektora
centrum pomocy medycznej, w ramach urzędu finansującego opiekę zdrowotną (
Health Care Financing Administration). W memoriale postuluje się
udostępnienie tego rodzaju opieki medycznej przede wszystkim dla
osób o niskich dochodach. (Za rodzinę o niskich dochodach uważa się
w tym kontekście rodzinę, której miesięczny dochód nie przekracza
368 dolarów na osobę.)
Autor artykułu zwraca uwagę, że w Stanach Zjednoczonych
ok. 43 milionów obywateli nie korzysta z ubezpieczenia zdrowotnego;
z tego ok. 10 milionów stanowią dzieci. Niektórzy kongresmeni już
wcześniej zwracali uwagę na stosunkowo wysoką śmiertelność niemowląt
i matek przy porodach. Jest ona w USA najwyższa wśród krajów wysoko
rozwiniętych.
Projekt Dennisa G. Smitha wywołał negatywne reakcje i
protesty amerykańskich organizacji feministycznych. Wiceprzewodnicząca
stowarzyszenia "Narodowe Partnerstwo Kobiet i Rodzin", popierającego
prawo kobiet do dowolnego przerywania ciąży, Laurie Rubiner, oświadczyła,
że próbuje się w ten sposób doprowadzić do uznania, że płód w łonie
matki jest osobą ludzką. Feministki nie chcą się z tym zgodzić.
Poglądy Amerykanów na karę śmierci
W najnowszym biuletynie znanego instytutu badania opinii społecznej
The Gallup Organization ukazał się artykuł jego redaktora naczelnego,
Franka Newporta, podsumowujący wyniki ankiet na temat kary śmierci,
przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych w okresie przed i po egzekucji
terrorysty Timothy´ego McVeigha.
Na różnie sformułowane pytania w tej sprawie odpowiedzi
były następujące:
- 65% respondentów popiera karę śmierci za morderstwo,
- 52% popiera karę śmierci jako alternatywę dla kary
dożywocia bez szansy wyjścia kiedykolwiek na wolność,
- 82% uważało, że słuszne jest zastosowanie kary śmierci
wobec McVeigha, który w zamachu bombowym zabił 168 niewinnych ludzi
i sam przyznał się do dokonania tej zbrodni.
Autor zwraca uwagę na ważność poprawnego formułowania
pytań w tego rodzaju ankietach, gdyż niewłaściwie postawione pytanie
może spowodować zniekształcenie wyniku, czyli niezgodne z rzeczywistością
odczytanie poglądów społeczeństwa na daną kwestię.
F. Newport przypomniał też, że instytut Gallupa urządza
co pewien czas ankiety na temat kary śmierci, począwszy od 1930 r.
Najniższy, jak dotąd, procent zwolenników kary śmierci (42%) ujawnił
się w 1966 r., a najwyższy (80%) niedawno, w 1994 r. Zaznaczył wreszcie,
iż osoby deklarujące się jako przeciwnicy kary śmierci w pewnych
określonych przypadkach czynią wyjątek, opowiadając się za jej zastosowaniem.
Tak właśnie było w sprawie McVeigha, którego zbrodnia i wina nie
ulegały wątpliwości.
"Katastrofa dla sportu"
Takim tytułem opatrzył swój artykuł w Berliner Zeitung z 14
lipca Jens Weinreich. Autor porównuje w nim decyzję Międzynarodowego
Komitetu Olimpijskiego o przyznaniu Pekinowi prawa do urządzenia
Igrzysk w 2008 r. do postanowienia MKOl o Olimpiadzie w Berlinie
w 1936 r. Odrzuca przy tym argument, którym niektórzy publicyści
już zaczęli uzasadniać "uchwałę pekińską", że mianowicie obecność
licznych cudzoziemskich sportowców, kibiców i dziennikarzy skłoni
reżim komunistyczny w Chinach do przestrzegania praw człowieka i
do złagodzenia represji wobec przeciwników politycznych i wyznawców
zabronionych religii (m.in. katolicyzmu uznającego zwierzchność Papieża). Weinreich uważa, że będzie na odwrót: reżim chiński uzna, podobnie
jak Hitler przed 65 laty, że świat pogodził się z jego poczynaniami
i że wobec tego może zacząć pozwalać sobie na znacznie więcej. Autor
przypomina, że stadiony sportowe w Chinach używane są nie tylko do
zawodów, lecz i do publicznych rozstrzeliwań skazańców.
Co więcej - pisze dalej - Chiny także z czysto sportowego
punktu widzenia nie nadają się na organizatora Igrzysk Olimpijskich.
Podobnie jak niegdyś w ZSRR i w NRD, tak teraz w Chinach w dalszym
ciągu stosuje się "hodowlę" rekordzistów za pomocą diety hormonalnej
powodującej nienaturalny rozrost mięśni. Tacy zawodnicy przez kilka
lat biją rekordy, ale niebawem stają się ludzkimi wrakami, niezdolnymi
do normalnego życia.
O tym wszystkim łatwo zapomniano, ponieważ dzisiejsze
Olimpiady stały się miejscem gigantycznej promocji i reklamy handlowej.
Zaś Chiny z ich komunistyczną gospodarką rynkową i 1255 milionami
ludności mają szansę stania się największym targowiskiem świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu