W Polsce wiele rodzin nadal „zaciska pasa”, aby jakoś „wiązać koniec z końcem”, i jak co roku o tej porze wiele osób zamierza poszukiwać szczęścia za granicą. Ludzie często pożyczają
pieniądze od swoich bliskich czy sąsiadów po to, aby wyjechać do pracy za granicą i „odbić się od dna”. Mają nadzieję, że będzie im lepiej.
W gazetach, nawet tych szanowanych, pojawiają się setki ogłoszeń oferujących niezłe zarobki za granicą. Pewnie i w tym roku wiele osób skusi rzekomo lepsze życie również we Włoszech. Mechanizm jest
bardzo prosty. Ktoś daje ogłoszenie, podając tylko numer jakiegoś telefonu komórkowego, potem inkasuje pieniądze i znika, a telefon milczy. Setki naszych rodaków corocznie daje się na to nabrać. A potem
długa podróż, nadzieja na większe pieniądze i... bezsilność. Praca jest może na dzień lub dwa, ale przecież już następni jadą z Polski. Mimo corocznych ostrzeżeń, apeli i ogłoszeń, nic się nie zmienia.
Ludzie przyjeżdżają dosłownie z całej Polski: z Wrocławia, Katowic, Poznania, Lublina, Rzeszowa, Wałbrzycha, Olsztyna...
We Włoszech szczególnie złą sławę mają okolice Foggi, Neapolu, Rzymu, a także Sycylia. To tu wyspecjalizowała się grupa oszustów, która „nabija w butelkę” tych, którzy mają nadzieję, że
może im się uda. Prawda jest nieco inna. Potem jest płacz i bezradność, bo nie ma za co wrócić do Polski. Dzisiaj we Włoszech rzadko kto bez znajomości języka czy też legalnych dokumentów może znaleźć
pracę. Ta „na czarno” często kończy się tragicznie. Musimy pamiętać, że od Polaków dużo „tańsi” są Rumuni, Ukraińcy czy też Albańczycy. Im też nie jest łatwo.
Zanim więc zdecydujesz się na taką podróż, zastanów się - czy naprawdę warto? Bo może się to dla Ciebie skończyć tragicznie. Takie przypadki zdarzają się niemalże codziennie... I zamiast konkretnych
pieniędzy pojawiają się jeszcze większe długi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu