Tylko 40 proc. obywateli uczestniczyło w wyborach parlamentarnych: ok. 12 mln na prawie 30 mln uprawnionych. Kto wie, czy bardziej trafne nie byłaby więc diagnoza, że obywatele zbojkotowali te wybory?
W każdym państwie jest grupa obywateli w ogóle niezainteresowana wyborem władz. Można, rzecz jasna, domyślać się, że w Polsce zakończone właśnie 4-letnie rządy lewicy pogłębiły rozczarowanie wielu ludzi do demokracji, że wielu obywateli utwierdziło się w przekonaniu, że demokratycznie nie da się naprawić kraju, bo sprawy zaszły już za daleko w złym kierunku... Socjologowie i politolodzy są dziś bezradni w udzieleniu wiarygodnej odpowiedzi, dlaczego po raz kolejny (tym razem frekwencja była najniższa od 15 lat!) 60 proc. obywateli „nie skorzystało z demokracji”. Jeśli trafne byłoby przypuszczenie, że większość obywateli utraciła wiarę w skuteczność i przydatność obecnej „polskiej demokracji” w rozwiązywaniu palących spraw kraju - to byłby to poważny argument na rzecz pożądanej i głębokiej zmiany Konstytucji, na rzecz jak najszybszej zmiany pookrągłostołowej „trzeciej Rzeczypospolitej” (w jej dzisiejszym wydaniu) na praworządną wreszcie „czwartą Rzeczpospolitą”. Warto przypomnieć, że obecna Konstytucja właśnie umożliwia jakże wieloma swoimi zapisami tę skandaliczną korupcję, ten rażący brak sprawiedliwości i praworządności, którego w nadmiarze byliśmy świadkami przez minione cztery lata, pod rządami lewicy wszelkiej maści. Ale przypomnijmy i to, że również i wcześniejsze rządy AWS, na skutek i na gruncie tejże właśnie Konstytucji, niewolne były od pokusy traktowania władzy jako okazji do bogacenia się rządzących. Postawmy jednak kropkę nad „i”: obecna, niedobra Konstytucja, jest skutkiem politycznej współpracy b. komunistów z SLD i Unii Wolności, gdy dzisiejsza Platforma Obywatelska wchodziła jeszcze w skład tej ostatniej. Stąd wolno obawiać się, że dzisiejsza PO będzie „hamulcowym” pożądanych, prawno-ustrojowych przemian w Polsce. Jednak to niedobre struktury władzy, określone w Konstytucji, zachęcają i umożliwiają korupcje, kolesiowate układy i inne patologie władzy. Może więc te 60 proc. obywateli, które zbojkotowało wybory parlamentarne, oczekuje innej, bardziej wiarygodnej Konstytucji, więc i innej demokracji w Polsce? Może jest to sygnał, by wzmocnić władzę wykonawczą i zamiast rządów parlamentarno-gabinetowych ustanowić system prezydencki? Może w nowej Konstytucji odejść trzeba od pustych, deklaratywnych zapisów konstytucyjnych, których pełno w obecnej Konstytucji, świadomie, z premedytacją tak właśnie, a nie inaczej sformułowanych przez b. komunistów i „różową lewicę”, aby mogli łatwo łowić ryby w mętnej wodzie lichego prawa?... Jest i inne źródło obywatelskiej nieufności do obecnej polskiej demokracji: właśnie nadmiar lichego prawa, krępującego obywateli, uchwalanego, jak się wydaje, wyłącznie w interesie dzikiej i pazernej biurokracji państwowej oraz nieformalnych grup interesu - co pokazały dobitnie afery Rywina, „Orlenu”, PZU i tak wiele, wiele innych. To nie przypadek, o nie...
Za dużo złego prawa, w którym gubi się już nie tylko zwykły obywatel, ale i sądy - stąd mnożenie nowych urzędów (na przykład „rzeczników rozmaitych praw”), co wcale nie poprawia sytuacji przeciętnego obywatela na co dzień, bezbronnego wobec prawa, które broni biurokratę i łapownika. Więc i - niezależnie od potrzeby naprawy Konstytucji - wiele dobrego poczynić można rozsądnym ustawodawstwem, likwidującym prawne absurdy, pułapki i zbędną dżunglę postsocjalistycznego ciągle jeszcze ustawodawstwa (np. koncesje obowiązujące w ponad 300 tzw. obszarach gospodarczych!). Jest wreszcie paląca sprawa obecnej ordynacji wyborczej do Sejmu właśnie, która pozostawia w kręgu nader wąskich koterii - sztabów wyborczych (ledwo kilkadziesiąt osób w skali całego kraju!) - zasadnicze decyzje: kto w ogóle może kandydować do Sejmu... Może Polacy nie zbojkotowaliby i tych wyborów, i to w tak wielkim stopniu, gdyby i do Sejmu obowiązywała wreszcie ordynacja większościowa?
Nie miejmy złudzeń: ewentualna koalicja PiS i PO będzie trudna. Po stronie PO przeszkodą w pożądanych zmianach może być przywiązanie do „rządów koleżeńskich”, wyniesione z przeszłości tej partii (wszak to niegdysiejszy Kongres Liberałów, który dorobił się w narodzie ksywki „Kongres Aferałów”, a potem integralna cześć Unii Wolności z czasów, gdy uchodziła równie samozwańczo, co „na wyrost”, za „partię ludzi rozumnych”...). Czym skorupka za młodu nasiąknie... - także skorupa polityczna. Po stronie PiS może objawić się (acz nie musi) nadmierna wiara w to, że nowymi regulacjami prawnymi da się wyeliminować nagromadzone zło - zamiast równolegle uwalniać obywateli od całkiem zwyczajnie zbędnych regulacji, nagromadzonych zwłaszcza od chwili przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Ale przypomnijmy i to, że obydwie te partie, tak PO jak PiS były zwolenniczkami akcesu do UE; przeciwna była Liga Polskich Rodzin i Unia Polityki Realnej. Dziś, gdy każda ustawa - zanim poddana zostanie pod sejmowe głosowanie - sprawdzana jest pod kątem „zgodności z prawem unijnym” - nowa koalicja będzie miała mocno związane ręce, bo wcześniej związała je, by tak rzec, sama sobie.
Ja pokazuje demokratyczna praktyka, decydujące dla nowego rządu są pierwsze lata czteroletniej kadencji: nadają impet, rozmach, styl, kreślą wiarygodną perspektywę obywatelom - albo wikłają rząd w sprawy drugorzędne, personalne przepychanki, partyjniackie walki o wpływy, posady, kontrolowanie przepływu pieniędzy.
Po lewicowych rządach, prawdziwym „bagnie i korycie”, Polska znalazła się w bardzo trudnej sytuacji: wewnętrznej, gospodarczej (i zaniechanych, trudnych, niepopularnych reform), a także międzynarodowej (postępująca izolacja, mimo członkostwa w NATO i UE). Na starcie nowej koalicji życzyć wypada powodzenia „w dobrym dziele”, a przede wszystkim, wobec tak nabrzmiałych problemów, wzniesienia się na ponadpartyjniacki poziom, tę kulę u nogi każdej demokracji, a tej polskiej, młodej i nieopierzonej jeszcze - szczególnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu