Wskutek działań wojennych oraz ciężkich warunków atmosferycznych wiele osób zwraca się do katolików z prośbą o pomoc, bez której nie przetrwają - alarmuje bp Jan Sobiło z diecezji charkowsko-zaporoskiej w Ukrainie.
Pochodzący z naszej diecezji bp Jan Sobiło zwrócił się do społeczności akademickiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego z prośbą o wsparcie misji humanitarnej prowadzonej w Zaporożu przez braci albertynów. - Już od 20 lat wspólnota Braci Albertynów przy Sanktuarium Boga Ojca w Zaporożu z wielkim zaangażowaniem pracuje wśród ubogich i wykluczonych. Na skutek działań wojennych, szczególnie na wschodzie Ukrainy znacząco wzrosła liczba bezdomnych, okaleczonych, uchodźców, starszych i bezbronnych oczekujących wsparcia. Zapasy, które gromadzimy, by się nimi dzielić, wyczerpują się bardzo szybko. Stąd moja serdeczna prośba o wsparcie, bez którego nie udzielimy pomocy osobom w skrajnie trudnej sytuacji życiowej - napisał bp Jan Sobiło. W odpowiedzi rektor ks. prof. Mirosław Kalinowski, w porozumieniu z Towarzystwem Przyjaciół KUL uruchomił zbiórkę pieniędzy na pomoc dla mieszkańców dotkniętej wojną Ukrainy. Odbyło się też spotkanie władz uniwersytetu z bratem Franciszkiem Grzelką, przełożonym generalnym Zgromadzenia Braci Albertynów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W dalekim Zaporożu
O pomocy niesionej ludności cywilnej w Zaporożu przez albertynów opowiedzieli bracia Franciszek Grzelka i Tomasz Pączek. Zaporoże, przed wojną niemal milionowe miasto we wschodniej Ukrainie, przyjęło tysiące uchodźców z terenów zniszczonych działaniami zbrojnymi i okupowanymi przez Rosjan. Chociaż najeźdźcy podeszli bardzo blisko miasta, zajmując m.in. znajdującą się w odległości ok. 50 km elektrownię, to samo Zaporoże nie zostało zdobyte. Jak podkreśla br. Franciszek Grzelka, „szczęśliwie miasto jest wolne; można też do niego dojechać z Polski”. - Nasi bracia pracują w Zaporożu od 20 lat i działają tam po albertyńsku, czyli prowadzą schronisko dla bezdomnych i otwartą kuchnię dla ubogich miasta. Przed wojną z pomocy korzystało ok. 150 osób, które codziennie przychodziły na talerz ciepłej zupy - opowiada. - Gdy zaczęła się wojna, do miasta przyjechało wielu uchodźców wewnętrznych, np. z Mariupola, dla których Zaporoże było pierwszym przystankiem na trasie wojennej tułaczki. Teraz po pomoc do naszych braci zwraca się nie 150, ale 1500 osób dziennie. W związku z tym na miarę naszych sił organizujemy systematyczne transporty z żywnością, którą przynajmniej raz w miesiącu dostarczamy z Krakowa do Zaporoża - mówi br. Franciszek. Ma nadzieję, że współpraca z KUL i ofiarność przyjaciół tej katolickiej uczelni pomoże zachować ciągłość dostaw żywności na wschód Ukrainy. - Kluczowe w niesieniu pomocy dla ludności Zaporoża jest organizowanie regularnych transportów żywności z Polski, których zakup wspierają ludzie dobrej woli, a także instytucje - podkreśla duchowy syn św. Brata Alberta. Jak zapewnia, Polacy, którzy przybywają do Ukrainy, są przyjmowani tam z wdzięcznością, zarówno ze strony służb mundurowych, jak i ze strony zwykłych obywateli. Są świadomi skali pomocy, którą Polska niesie Ukrainie, w tym także tego, że w kraju nad Wisłą mieszkają obecnie setki tysięcy ukraińskich kobiet z dziećmi.
Reklama
Cenna kropla
Zapewniając o wsparciu albertyńskiej misji na wschodzie Ukrainy, ks. prof. Mirosław Kalinowski przypomniał, że bracia prowadzą w Ukrainie wiele dzieł, nie tylko noclegownie i jadłodajnie, ale też piekarnie i świetlice dla dzieci. - Pomoc jest tam chętnie przyjmowana. Chociaż niektórzy mówią, że to jest kropla w morzu, to ta kropla wiele dobra czyni. Myślę, że dalsze zaangażowanie braci albertynów będzie owocowało dużymi korzyściami - powiedział ksiądz rektor. Z uznaniem odniósł się do humanitarnych misji, podejmowanych przez zakonników, którzy narażając własne życie spieszą z pomocą wszystkim potrzebującym.
Reklama
Więcej o akcji na www.kul.pl