Wigilii Paschalnej – liturgii sprawowanej w noc Zmartwychwstania Pańskiego – przewodniczył w katedrze wrocławskiej abp Józef Kupny, obecni byli także biskupi pomocniczy bp Jacek Kiciński i bp Maciej Małyga. W homilii metropolita tłumaczył, że ta niezwykła noc jest czuwaniem na cześć Pana: – Trzymając w rękach świece staliśmy się podobni do ludzi, którzy wierni ewangelicznej zachęcie oczekują ponownego przyjścia Chrystusa. Aby, gdy powróci, zastał nas czuwających.
Zaznaczał, że wygaszone na początku światła w kościele powinny nam uświadamiać potęgę Chrystusa i Jego moc: – Słyszeliśmy, jak diakon niosący paschał aż trzykrotnie śpiewał „Światło Chrystusa” i za każdym razem podnosił paschał do góry. Chrystus – światłość świata – oświeca drogi życia każdego człowieka, demaskuje brzydotę grzechu, pokonuje ciemności śmierci i jest dla nas nadzieją na przejście z ciemności śmierci do jasności zmartwychwstania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Jak szybko nasze świece zapalone od paschału rozświetliły wnętrze katedry. To znak dla każdego, że nawet wtedy, kiedy w naszym życiu idziemy przez ciemną dolinę niepowodzeń, cierpień, poczucia samotności, grzechu, wystarczy dotknąć się światłości, dotknąć się Chrystusa, aby On swoim blaskiem, ciepłem, miłością zaczął leczyć nasze skołatane serca, nasze rany – podkreślał arcybiskup
Wskazywał, że światłość Chrystusa prowadzi człowieka również do świętości: – Nieprzypadkowo już od wieków święci na obrazach przedstawiani są w promieniach padającego z nieba światła, w aureolach. Oni pozwolili, by ogień miłości Chrystusa wypalił w nich wszelkie formy egoizmu, pozwolili światłu Chrystusa wejść w ciemne, zamknięte zakamarki serca. Bo człowiek może przyzwyczaić się do pewnych form zła i to w taki sposób, że staje się ono dla niego niewidoczne – są tacy, którzy nie widzą, że cały czas popełniają zło. Nie widzą, że ranią najbliższą osobę, że są „nieznośni”. Temu sprzyjają też grzechy społeczne, przekonanie, że coś jest dopuszczalne, bo przecież wszyscy tak robią, taki jest świat, na tym polega nowoczesność. W tym wszystkim można się pogubić, zwłaszcza jeśli zapominamy, że źródłem wszelkiego zła społecznego jest nagromadzenie grzechów indywidualnych. Kiedy odwracamy się od światła Chrystusa, w którym wyraźnie widać najmniejsze zło. Światło Chrystusa pozwala nam zobaczyć siebie w całej prawdzie.
Reklama
Podkreślał, że właśnie ku światłu Chrystusa zwracali się ludzie święci: – Byli takimi jak my, mieli rożny charakter czy temperament, który raz ułatwiał, a raz utrudniał kontakt z bliźnim. Mieli swoje słabości, wady, grzechy. Ale to, co czyniło ich świętymi, to głęboka więź z Jezusem, ciągła praca nad sobą, szukanie i realizowanie w swoim życiu woli Bożej.
Abp podzielił się także swoim świadectwem spotkania ze świętymi: – Miałem to szczęście znać ówczesnego jeszcze metropolitę krakowskiego kard. Karola Wojtyłę – był to czas moich studiów teologicznych w Krakowie. Widziałem, jakim był człowiekiem, potem spotykałem go podczas jego pielgrzymek do Polski, sam jeździłem do Watykanu jako rektor seminarium duchownego. Miałem to szczęście, że moim profesorem był kandydat na ołtarze zamordowany przez komunistów ks. Blachnicki. To byli normalni ludzie, ale jakże inni, dlatego, że zwracali się ku światłu Chrystusa, szli za światłem Chrystusa i w tym świetle patrzyli na swoje życie i na otaczający ich świat. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć jeszcze raz, że święty to wcale nie znaczy bez grzechu, niepopełniający błędów. Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, sami siebie oszukujemy – taki ktoś nie jest święty, ale jest człowiekiem ślepym, nie żyje w prawdzie.
Metropolita podkreślał również w homilii, że Bóg posłał swojego Syna, by ten przekonał ludzi o Boskiej miłości, która nie waha się przez cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie doprowadzić wszystkich do nieba. – Przez wcielenie Chrystus zjednoczył się z każdym człowiekiem. Przyjmując ludzką naturę stał się prawdziwym człowiekiem. Dając świadectwo o sobie jako o Synu Bożym, równocześnie pozwalał się poznać jako człowiek. Jezus po ludzku kochał i po ludzku cierpiał – mówił. I dodawał: – Chrystus z własnej woli, zgodnej z wolą Ojca, powodowany niewyobrażalną wręcz miłością, chce być zjednoczony z człowiekiem i w sposób definitywny dokonał tego przez przymierze krwi w tajemnicy odkupienia. Ale jakby tego było mało, dał nam Siebie w Eucharystii. Za mało było mu być na zewnątrz człowieka, zapragnął być w jego wnętrzu, w jego sercu, dlatego dlatego dał nam Siebie pod postacią chleba i wina.
– Chrystus zmartwychwstając otworzył nam bramy nieba, zaprosił nas do nieba i tylko od nas zależy, czy to zaproszenie przyjmiemy. Czy zrobimy wszystko, by z ciemności przejść do światła, które prowadzi nas do nieba – zakończył metropolita.