Reklama

Bo miłość jest najważniejsza

Niedziela kielecka 4/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Panią Ewę Banasińską poznałem kilka lat temu. Od kiedy ją tylko pamiętam, zawsze była radosna, uśmiechnięta. Z jej twarzy emanuje ciepło osoby, która odkryła sens swego życia, znalazła to, czego niektórzy z nas wciąż szukają: miłość do drugiego człowieka.

Niezwykła atmosfera domu rodzinnego

Reklama

Urodziła się w Kielcach i z tym miejscem związała prawie całe swoje życie. Wyjeżdżała stąd „zawsze na krótko” celem zdobycia wykształcenia, lecz tęsknota do miejsc, w których się wychowała, zawsze ściągała ją z powrotem. Trudno się dziwić. W Kielcach spędziła piękne chwile swojego życia. Otoczona miłością rodziców żyła w cudownym świecie. Mama pani Ewy pracowała w kieleckim oddziale PZU. Zrezygnowała z pracy, gdy babcia Ewy podpowiedziała, że miejsce matki jest przy dziecku, że to jej pierwsze i najważniejsze powołanie - służba życiu. Wszystko inne powinno znaleźć się na dalszym planie. O środki materialne nie trzeba zbytnio się troszczyć, gdy rodzina będzie razem, wszystko się dobrze ułoży. Dom utrzymywał tato, wspomagali rodzice chrzestni Ewy i babcia.
„Tato pracował w Najwyższej Izbie Kontroli, był jedyną osobą pracującą w tej instytucji nie należącą do partii. Zawsze byłam z niego bardzo dumna: był wszechstronnie uzdolniony - koledzy często przychodzili do jego gabinetu, by porozmawiać, każdy o własnych zainteresowaniach. Właściwie nie było dziedziny, która nie byłaby mu bliska. Miał też ogromną łatwość do nauki języków obcych, pisał wiersze i pięknie śpiewał. Był bardzo koleżeński i lojalny, nigdy nie mówił o nikim źle, a gdy taką rozmowę ktoś przy nim rozpoczynał, szybko zmieniał temat. Nigdy ani w domu ani w pracy nie podnosił głosu, nigdy nie chciał nikogo zastraszyć ani upokorzyć. Jedna z właścicielek apteki wyznała kiedyś, że tylko wtedy, kiedy kontrolę przeprowadza mój tato, nie musi zażywać środków psychotropowych. Przychodząc na kontrolę, brał ze sobą nawet termos z herbatą i kanapki, aby dać do zrozumienia, że nie wchodzą w grę najmniejsze nawet poczęstunki czy prezenty. Chciał być wolny w swoich ocenach.
Tato miał też niezwykłe poczucie humoru, dzięki temu wprowadzał zarówno w domu, jak i w pracy klimat radości. Często mówił mojej mamusi «jesteś taka piękna, gdy się uśmiechasz». Mnie też bardzo często przypominał: «keep smiling», tymi słowami kończył też każdy pisany do mnie list czy kartkę. Przez kilka ostatnich lat swego życia przy różnych okazjach składał mi dokładnie te same krótkie życzenia: «żebyś kochała i była kochaną». Ponieważ mamusia miała problemy zdrowotne, tato pomagał jej w domowych obowiązkach: sprzątał, prał, prasował, gotował. Mamusia odwzajemniała tę miłość. Obecnie bardzo często słyszę o tym, że w domach nie mówi się o miłości. Wtedy jestem trochę zdziwiona, trochę zaniepokojona - czy mój dom był normalnym domem? Bo my na temat naszej wzajemnej miłości mówiliśmy bardzo wiele. Słowa potwierdzane były gestami czułości i konkretnymi czynami, wyrzeczeniem, ofiarą. Tuż przed śmiercią tato przekazał mi słowa, które przyjęłam jako testament: «biedna mamusia - kochajcie się»”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W poszukiwaniu drogi życia

Reklama

Pierwszą szkołą, do której chodziła pani Ewa, była szkoła sióstr Nazaretanek. Do dziś pamięta wspaniałą atmosferę tego miejsca. Niestety, po czterech latach szkoła została odebrana zakonnicom przez państwo. Komuniści zaprowadzili nowe porządki. Przyszedł nowy dyrektor, wszystkie siostry zostały wyrzucone, część nauczycieli zwolniono. Partyjny dyrektor szykanował katolicką młodzież. Przychodził do uczniów klasy maturalnej, którzy uczęszczali na lekcje religii i otwarcie mówił im, że nie dostaną się na żadne studia. Wszelkie przejawy religijności były tępione. Przed salką katechetyczną stała osoba, która zapisywała nazwiska wychodzących z lekcji uczniów. Następnego dnia uczniowie ci otrzymywali na zajęciach najgorsze oceny.
Pani Ewa interesowała się muzyką, w ich domu zawsze było kilka instrumentów: mandolina, dwie gitary, flet, organki, ksylofon i oczywiście pianino. Dużo grała na mandolinie, a później w szkole na gitarze. Przepadała za górskimi wędrówkami. Pasję tę zaszczepił jej tato. „Każdą niedzielę spędzaliśmy poza miastem”. Zdobyli wszystkie wzgórza wokół Kielc, nie było takiego miejsca, w którym nie była z tatą w ramach niedzielnych wycieczek. Gdy po latach rodzice nie mogli jej towarzyszyć, szukała ludzi, z którymi mogła kontynuować swoją pasję. Chodziła na rajdy, jeździła na wycieczki krajowe i zagraniczne. Pokochała góry - Tatry, Beskid Sądecki, Pieniny, Bieszczady - wszystkie miejsca, w których można się wyciszyć, pomedytować, popatrzeć na piękno przyrody i dziękować Stwórcy za Jego dzieło.
„W wieku 17 lat zaczęłam zastanawiać się nad wyborem życiowej drogi. Dzięki wspaniałemu klimatowi rodzinnego domu od zawsze rozumiałam i czułam, że powołanie do małżeństwa i macierzyństwa to chyba najpiękniejsze powołanie. A jednak już w szkole średniej przychodziły mi do głowy (skąd?) inne myśli. Czy skoro jestem osobą wierzącą, nie iść «na całość» i nie oddać swego życia Bogu samemu. Wydawało mi się, że taka decyzja musi wiązać się z wstąpieniem do jakiegoś zgromadzenia zakonnego. Jednak na rekolekcjach dla maturzystów poznałam osobę (była opiekunką mojej grupy rekolekcyjnej), która mnie zafascynowała i choć nie chciała wywierać na mnie jakiegokolwiek wpływu, ale stało się... Baśka była fizykiem, pracowała na Politechnice w Gliwicach, była w trakcie pracy nad doktoratem. Miała wspaniały kontakt z ludźmi i, jak się później okazało, miała bardzo wielu przyjaciół. Ale to, co rzucało się w oczy, to jej umiłowanie modlitwy i pragnienie podtrzymywania oraz pogłębiania przyjaźni z Jezusem. To okazało się «zaraźliwe». Po powrocie z owych maturalnych rekolekcji czułam, że takich ludzi będę odtąd szukała, że będę szukała tak długo, aż znajdę! Zrozumiałam, że nie muszę wybierać między pełnym zaangażowaniem się w sprawy świata a pełnym oddaniem swego życia Bogu. Bo istnieje taka droga, która pozwala iść z Bogiem w świat. Odtąd bardzo bliskie stały mi się słowa z modlitwy arcykapłańskiej Jezusa: «Nie proszę, abyś ich zabrał za świata, ale byś ich ustrzegł od złego». Zrozumiałam, jak bardzo potrzebni są w świecie świadkowie Jezusa. Szczególnie, jak sądzę, oczekują na nich ludzie w trudnych życiowych sytuacjach. Dlatego wymarzyłam sobie pracę w Służbie Zdrowia, by być blisko tych, którym źle się dzieje. Dlatego też w przyszłości tak chętnie podjęłam sugestię bp. Piotra Skuchy, by uczynić krok ku zaistnieniu w Kielcach domowego hospicjum”.

W życiu nie ma przypadków

Reklama

W szkole średniej pani Ewa myślała czasami o tym, by zostać lekarzem, chciała pomagać ludziom. „Ponieważ jednak dość dużo chorowałam, przestraszyłam się, czy podołam tak trudnym studiom. Poszłam więc po najmniejszej linii oporu i wybrałam niesprawiającą mi większych trudności fizykę”. Studiowała w Poznaniu, tam miała rodzinę, u której mogła się zatrzymać. Po pierwszym roku, gdy okazało się, że ze wszystkich przedmiotów otrzymała oceny celujące, postanowiła przenieść się na drugi rok studiów do położonego bliżej ukochanych Kielc - Krakowa. „Tak tęskniłam do Kielc, że wydawało mi się, że jak wrócę do nich, to będę całować mury kamienic” - mówi z uśmiechem, dodając, że nie wyobraża sobie, aby mieszkać gdzieś indziej.
Po studiach młoda fizyczka skierowała swoje pierwsze kroki na Politechnikę Świętokrzyską, gdzie ku jej zdziwieniu od razu została przyjęta do pracy. „Poczułam się wspaniale w nowym środowisku, czułam się obdarzona życzliwością zarówno kolegów, jak i młodzieży”.
Gdy po raz pierwszy przyszła na zajęcia i stanęła przed tablicą z ogłoszeniami, podszedł do niej chłopak i powiedział: „Cześć, czy będziesz w naszej grupie?” - odpowiedziała, że tak. Jakież było jego zdziwienie, gdy weszła do sali i stanęła przy katedrze. Studenci byli bardzo skonsternowani. Po wykładzie przyszli przeprosić za to, że pozwolili sobie na spoufalenie się z wykładowcą. „A ja przecież cieszyłam się jak nie wiem co...”.
W tym czasie zaprzyjaźniła się z fizykiem jądrowym dr Anną Jasielską. „To ona nauczyła mnie, że trzeba modlić się również w miejscu pracy. Podczas przeprowadzanego kolokwium trzymała rękę w kieszeni i odmawiała Różaniec. Zaczęłam ją naśladować - to dobry sposób na zachowanie pokoju serca, a tym samym na wytworzenie sprzyjającego klimatu wśród zdających”.
Na politechnice pani Ewa przepracowała 9 lat. Pewnego dnia w Zakopanem, w drodze na Jaszczurówkę, gdzie odbywała się uroczystość ślubów wieczystych siostry urszulanki („stanowczo nie ma w życiu przypadków!”), spotkała szkolnego kolegę Stanisława Góździa, który zachęcił ją do tego, by przyszłościowo (w tamtej chwili nie było to jeszcze możliwe) „myślała o onkologii”. Pomysł ogromnie jej się spodobał. Trzeba było zacząć go realizować. Pierwszym etapem było uzyskanie zgody (porozumienie między zakładami) na przejście do Zakładu Medycyny Nuklearnej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Po kolejnych 9 latach (już po obronie pracy doktorskiej) rozpoczęła pracę w miejscu od młodości wymarzonym, czyli w szpitalu - w Świętokrzyskim Centrum Onkologii.
„Swoją pracę doktorską, przygotowywaną w ciągu 20 lat (sic!) w Krakowie i w Kielcach, zawiozłam do Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Dostałam wówczas piękny dar od Pana Boga. Trafiłam na niezwykłych ludzi, którzy przyjęli mnie z tak ogromną życzliwością, jakiej nigdy bym się nie spodziewała”. Za egzamin doktorski otrzymała pani Ewa ocenę bardzo dobrą, podobnie samą pracę ocenili recenzenci i promotor jako bardzo dojrzałą i zaprosili do dalszej współpracy naukowej. Ciekawą przygodą dla pani Ewy było też to, iż swoją pracę referowała na seminariach naukowych aż w trzech ośrodkach: w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Krakowie, na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu oraz na Wydziale Chemii Uniwersytetu Warszawskiego.

Każde życie jest cenne...

W maju 1988 r. na zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski został zaproszony ks. Eugeniusz Dudkiewicz z Gdańska (pallotyn), który przybliżył biskupom ideę hospicjum. Bp Piotr Skucha uznał, iż jest to wspaniała idea, którą trzeba wprowadzać w życie. „Biskup Piotr był moim spowiednikiem, dlatego był dla mnie silnym autorytetem moralnym. Widząc jego zafascynowanie sprawą, doświadczyłam wewnętrznego przymusu, by natychmiast zacząć działać”. Sprawy potoczyły się bardzo szybko. Pani Ewa zaprosiła ks. Dudkiewicza do Kielc. Już we wrześniu 1988 r. ks. Eugeniusz w kościele pw. Trójcy Świętej odprawił Mszę św., następnie w Wyższym Seminarium Duchownym poprowadził spotkanie założycielskie. Pani Ewa do współpracy zapraszała wszystkich, których znała, o których wiedziała, że są otwarci na potrzeby innych. „Wydarzenia tamtych lat odczytuję jako Jezusowe prowadzenie i opiekę Maryi nad naszym Hospicjum. W tym roku mija 20 lat od jego powstania. Dzięki Bogu nadal trwamy, nadal służymy pomocą ludziom, którzy tego potrzebują. Obecnie grupą wolontariuszy hospicyjnych opiekuje się ks. Grzegorz Pańczyk - jest asystentem kościelnym naszego Stowarzyszenia”.
Członkowie hospicjum domowego docierają do osób, których życie gaśnie. „Każde życie jest cenne, zarówno małego dziecka, jak i osoby starszej, schorowanej, każdą z takich osób powinniśmy nosić na rękach” - mówi pani Ewa dodając, że taki właśnie jest wymiar miłości i człowieczeństwa. Świat boi się śmierci, boi się choroby, nie umie sobie tego wszystkiego wytłumaczyć i nie chce tego zaakceptować. A przecież na naszych oczach Jan Paweł II swoim życiem świadczył o potrzebie dawania miłości drugiej osobie, a swoją chorobą i odchodzeniem do domu Ojca na oczach milionów ludzi pokazał, jaką wartość ma życie.

Ewa Banasińska
Urodziła się 18 grudnia 1949 r. w Kielcach. Po ukończeniu nauki w Szkole Podstawowej, a następnie w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Juliusza Słowackiego w Kielcach zdała egzamin dojrzałości w maju 1967 r. W lipcu 1968 r. rozpoczęła naukę na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii (kierunek - fizyka) Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po ukończeniu pierwszego roku przeniosła się na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie. Za dobre wyniki w nauce dwukrotnie otrzymała nagrodę rektorską. Jej praca magisterska została uznana za bardzo dobrą i opublikowana w kanadyjskim czasopiśmie naukowym (Canadian Journal of Physics). W ramach tej pracy autorka napisała własny program numeryczny w języku ALGOL i uruchomiła ten program na maszynie cyfrowej Odra 1204 w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. W lipcu 1975 r. podjęła pracę dydaktyczną w Zakładzie Mechaniki i Fizyki Ciała Stałego na Politechnice Świętokrzyskiej w Kielcach. Od roku 1984 pracowała w Zakładzie Medycyny Nuklearnej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Od roku 1993 pracuje w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach. Jest autorką 6 prac z dziedziny fizyki atomu oraz współautorką 11 publikacji w dziedzinie medycyny. Czynnie uczestniczyła w 4 konferencjach i 7 zjazdach naukowych w obu wspomnianych dziedzinach.
Od 20 lat jest prezesem Katolickiego Hospicjum Domowego dla Dzieci i Dorosłych im. Św. Franciszka z Asyżu.

Biuro Hospicjum mieści się przy ul. Jana Nowaka Jeziorańskiego 65/3, tel. 0 604 598 517.
Nr konta bankowego: 28 1020 2629 0000 9202 0097 7215

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

14 września - Święto Podwyższenia Krzyża

[ TEMATY ]

Święto Podwyższenia Krzyża

-C-designs/fotolia.com

14 września Kościół obchodzi Święto Podwyższenia Krzyża. Wiąże się ono z odnalezieniem drzewa krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, a także wyraża głęboki sens krzyża w życiu chrześcijanina. Istotą święta jest ukazanie tajemnicy Krzyża jako ceny zbawienia człowieka.

Początki święta związane są z odnalezieniem przez św. Helenę relikwii krzyża na początku IV wieku i poświęceniem w Jerozolimie bazyliki ku jego czci w 335 r. Na pamiątkę, tego wydarzenia, ostatecznie 14 września, w Kościele obchodzi się uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego.
CZYTAJ DALEJ

Kiedy troska o dusze staje się samowolą [Felieton]

2025-09-13 23:34

Karol Porwich/Niedziela

W piątkowe popołudnie opublikowany został list otwarty do abp. Józefa Kupnego autorstwa ks. Karla Stehlina FSSPX, przełożonego polskiego dystryktu. List, w którym możemy odnaleźć słowa stanowiące wyraz troski o „misję ratowania dusz” i niepodważalnej wierności tradycji. Zauważyć też można, że działanie Bractwa to nic innego jak heroizm wobec „upadającego Kościoła”. Kapłani Bractwa chcą chronić wiernych przed „zepsutymi rytami” po Soborze Watykańskim II. Brzmi heroicznie, dramatycznie wręcz. Tylko że… wierność w Kościele katolickim obejmuje nie tylko gorliwość o liturgię i nauczanie, ale również pełne posłuszeństwo papieżowi i biskupom.

W Liście padają słowa, że “Stolica Apostolska wydała wiele zarządzeń, które potwierdzają słuszność naszej misji od samego początku.” Podkreślony jest fakt, że papież Franciszek w liście apostolskim “Misericordia et misera” udzielił kapłanom Bractwa jurysdykcji do ważnego słuchania spowiedzi i rozgrzeszania. Jednak wkrada się w to pewna wybiórczość. Bo przecież w 12 punkcie czytamy: „Dla duszpasterskiego dobra wiernych, kierowanych wolą wyjścia naprzeciw ich potrzebom i zapewnienia im pewności co do możliwości otrzymania rozgrzeszenia, postanawiam z własnej decyzji udzielić wszystkim kapłanom Bractwa Św. Piusa X upoważnienia do ważnego i godziwego udzielania sakramentu pojednania.” Kluczowe są tutaj dwa elementy. Pierwszy to: dla duszpasterskiego dobra wiernych” – Papież Franciszek nie mówi, że czyni to jako „uznanie misji” Bractwa, lecz ze względu na dobro duchowe wiernych, którzy korzystają z ich posługi. Chodzi o to, by nie mieli wątpliwości co do ważności i godziwości sakramentu spowiedzi. Drugi: „udzielam upoważnienia” – papież nie stwierdza, że Bractwo ma je z mocy prawa czy własnej misji. Przeciwnie – uznaje, że takiego upoważnienia nie mieli i dlatego nadaje je swoją decyzją.To rozróżnienie jest istotne: papież działa z troski o wiernych, a nie jako potwierdzenie „kanonicznej misji” Bractwa. Właśnie dlatego Benedykt XVI pisał wcześniej, że „dopóki Bractwo nie ma statusu kanonicznego, jego duchowni nie pełnią żadnej posługi w sposób legalny”. Franciszek nie zmienił tego faktu, lecz zrobił wyjątek dla sakramentów: Pokuty i Pojednania oraz Małżeństwa, aby wierni nie żyli w niepewności co do sakramentów. Innymi słowy – to akt miłosierdzia wobec wiernych, a nie potwierdzenie misji Bractwa.
CZYTAJ DALEJ

Przewodniczący Episkopatu na Tydzień Wychowania: Niech nadzieja towarzyszy rodzicom, nauczycielom i uczniom

2025-09-15 08:53

[ TEMATY ]

abp Tadeusz Wojda SAC

Konferencja Episkopatu Polski

Tydzień Wychowania

www.tydzienwychowania.pl

Tydzień wychowania

Tydzień wychowania

Niech nadzieja towarzyszy wszystkim rodzicom, nauczycielom, duszpasterzom oraz uczniom i wychowankom - powiedział abp Tadeusz Wojda SAC, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, w nagraniu z okazji XV Tygodnia Wychowania. Rozpoczął się on w Kościele katolickim w Polsce 14 września i potrwa do 20 września.

Piętnasty już Tydzień Wychowania przypada w Roku Jubileuszowym poświęconym nadziei. Dlatego przyświeca mu hasło: „Wspólnota Nadziei”. „Niech ta nadzieja towarzyszy wszystkim: rodzicom, nauczycielom, duszpasterzom oraz uczniom i wychowankom. Niech będzie obecna szczególnie mocno w sercach nauczycieli religii” - powiedział abp Tadeusz Wojda SAC w nagraniu wideo z okazji tegorocznego Tygodnia Wychowania.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję