Ewangelia ukazuje nam Chrystusa jako uzdrowiciela duszy i ciała. Przypomnijmy w zarysie, jak pojmowany był człowiek w dziejach, na jakie zapadał choroby i jakiego potrzebował uzdrowienia.
Niektórzy widzieli w człowieku jedynie organizm biologiczny. Człowiek był postrzegany jako gatunek przyrodniczy zamykający się jedynie w materii. Dzięki szczęśliwemu przypadkowi, czy też dzięki ewolucji, doszedł do rozumności i podporządkował sobie przyrodę. Typowymi przedstawicielami takiego widzenia człowieka byli marksiści. Ich troska o człowieka sprowadzała się jedynie do zaspokajania potrzeb biologicznych, materialnych. Pomylono tu człowieka ze zwierzęciem.
Przeciwny pogląd reprezentowali spirytualiści, którzy z kolei człowieka mylili z aniołem. Mieli w pogardzie ludzkie ciało i wszystko, co materialne, co doczesne. Zabiegali jedynie o zdrowie ludzkiego ducha i uważali, że o ciało, jako źródło wszelkiego zła, nie warto dbać, więcej - należy je mieć w pogardzie.
Pośrodku tych poglądów ukształtowała się myśl chrześcijańska, która widziała człowieka jako syntezę ducha i materii. Przez ciało i procesy biologiczne z nim związane człowiek jest podobny do zwierząt, zaś przez ducha, który w sposób wolny poznaje, myśli i kocha, jest podobny do Boga. W człowieku widziano zarówno choroby duchowe, jak i cielesne.
Ewangelia opowiada, jak do Chrystusa przyniesiono paralityka. Ludzie widzieli w nim tylko jego kalectwo fizyczne, paraliż ciała. Jezus sięgnął do jego wnętrza. Dlatego dojrzał w tym człowieku nie tylko jego chorobę, ale również zranionego ducha. Ogarnięty dobrocią, widząc wiarę u tych, co go przynieśli, uzdrowił najpierw chorego ducha, mówiąc: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mk 2, 5b).
W tym momencie zaszła w paralityku wewnętrzna przemiana, której nikt jednak z obecnych nie zauważył, zresztą nie mógł zauważyć. Aby więc uwierzytelnić tę wewnętrzną przemianę, Jezus po chwili dodał słowa: „Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu” (Mk 2, 11). Chory wstał na oczach wszystkich, wziął swoje łoże i wyszedł uzdrowiony na duchu i na ciele.
Martwimy się, gdy widzimy, jak niektórzy dziś mało zabiegają o zdrowego ducha, jak raczej dbają o zdrowie ciała i o pomyślność doczesną, finansową, ekonomiczną. A jednak Chrystus zwraca nam uwagę, jak ważny jest w człowieku zdrowy duch. Dlatego pamiętaj, że twoją wielkość mierzy się wielkością twego serca, jakością, stanem twego ducha. Nie obraź się, gdy powiem ci, że o twojej wartości nie stanowi twoje mienie, twoje mieszkanie, twoje stanowisko w pracy. To wszystko kiedyś zostawisz, tak jak zostawili ci, którzy już odeszli na tamten świat. To wszystko zostawisz, a duch twój powędruje na spotkanie z Bogiem, a potem w dniu ostatecznym połączy się znowu z twoim ciałem, by na wieki pozostać w domu Pańskim.
Jakie wnioski wynikają na dziś i na jutro naszego życia z ogłoszonego słowa Bożego, które próbowaliśmy zgłębić? Nasze ziemskie życie nie sprowadza się tylko do procesów biologicznych. Nosimy w sobie życie duchowe. Stąd też powinnyśmy dbać nie tylko o zdrowie ciała, ale również o zdrowie ducha.
Jezus ma moc uzdrawiania naszego ducha i naszego ciała. Także społeczności ludzkie, takie jak rodzina czy naród, winny być leczone przede wszystkim na płaszczyźnie ducha, czyli w sektorze wartości duchowych, moralnych, etycznych. Jeśli będziemy tylko myśleć o ekonomii i o leczeniu tkanek materialnych, wykluczając normy moralne, to organizm rodzinny czy narodowy nie będzie dobrze funkcjonował, bo o szczęściu i pomyślności człowieka nie decydują tylko wartości materialne. Stąd też w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym, a także w świecie kultury, nauki i sztuki winniśmy bardziej akcentować wartości etyczne, religijne, które utrzymują w lepszej kondycji ducha naszych wspólnot, czy to rodzinnych, czy narodowych. A jeżeli w tych dziedzinach potrzebujemy pomocy, najlepsze lekarstwo znajdujemy u Chrystusa, w Jego słowie i w Eucharystii.
Oprac. ks. Łukasz Ziemski
Pomóż w rozwoju naszego portalu
