Kazimierz Kulas: - Czym jest dla Księdza powołanie do kapłaństwa?
Ks. Mariusz Antczak: - Powołanie do kapłaństwa - jak przypomina nam Ojciec Święty Jan Paweł II - jest jednocześnie darem i tajemnicą. Jest ono najpierw darem. Nikt z ludzi nie może przypisywać sobie prawa do bycia kapłanem. Jest ono niezwykłym darem Bożej miłości i Bożym pomysłem. Jest wyrazem troski Boga o człowieka - owocem Bożej łaski. Kapłaństwo jest jednocześnie tajemnicą. Tajemnicą spotkanie dwóch wolności: wolności Boga, który powołuje oraz wolności człowieka, który odpowiada na to powołanie. Nasze życie powinno być nieustannym szukaniem woli Pana Boga w konkretnych sytuacjach i odpowiedzią na nią.
- Jaka była Księdza droga do kapłaństwa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Urodziłem się i wychowałem na ziemi sieradzkiej. Kiedy przystąpiłem do I Komunii św., zostałem włączony do grona ministrantów. W tym czasie pojawiły się pierwsze sygnały mojego powołania do kapłaństwa w dziecinnych słowach: „Będę księdzem”. To słowa, które wypowiada dziecko, nie rozumiejąc ich znaczenia, kierując się emocjami lub innymi względami. Lata upływały, a ja dorastałem poznając świat i ludzi. Po zdanej maturze moim marzeniem było zostać żołnierzem, a słowa z lat dzieciństwa poszły w niepamięć. Dostałem się do Szkoły Chorążych Wojsk Łączności i Informatyki w Legnicy. I tutaj Pan Bóg upomniał się o swoje. Może wydawać się to dziwne, że w wojsku, ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
- Kiedy pojawiła się decyzja o wstąpieniu do seminarium?
Reklama
- Miałem okazję uczestniczyć w Misjach św., kiedy to obraz Matki Bożej Hetmanki Żołnierza Polskiego pielgrzymował do parafii wojskowych w całej Polsce, również do naszej szkoły w Legnicy. Byłem wówczas kadetem na I roku. Ksiądz kapelan poprosił nas o pomoc w przygotowaniu tej pięknej uroczystości. Ze względu na to, że byłem w dzieciństwie ministrantem, zgłosiłem się, aby służyć pomocą. Muszę przyznać, że pierwszy raz uczestniczyłem w takich uroczystościach w środowisku wojskowym i zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Po skończonych rekolekcjach wydawało się, że wszystko wróciło do codziennego porządku. Jednak nie do końca. Coś się zaczęło dziać w moim sercu. Pojawiła się myśl o wstąpieniu do seminarium duchownego. Myślałem, że to przypływ emocji i że niebawem minie. Ale tak się nie stało. Ta myśl powracała do mnie niemalże każdego dnia. Trwało to około półtora roku. Wreszcie powiedziałem o swoich przeżyciach i rozterkach kapelanowi, który pomógł mi w podjęciu decyzji. Dowiedziałem się wtedy, że istnieje Wyższe Seminarium Duchowne Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego przy Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. I wtedy poczułem, że tam jest moje miejsce. Spotkałem się na wstępnej rozmowie z bp. Sławojem Leszkiem Głodziem - na poligonie dla kapelanów w Wędrzynie, gdzie zostałem przyjęty do seminarium. Postanowiłem jednak najpierw skończyć szkołę chorążych i w czerwcu 1998 r. miałem promocję na stopień młodszego chorążego. Bardzo krótki czas pracowałem na Głównym Węźle Łączności w Warszawie, a następnie podjąłem już studia seminaryjne.
- Gdzie pełnił Ksiądz posługę?
- Święcenia kapłańskie przyjąłem 30 maja 2004 r. Moją pierwszą placówką duszpasterską była parafia pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Skierniewicach. Byłem kapelanem Batalionu Łączności i Ośrodka Szkolenia Biura Ochrony Rządu w Raduczu. Na początku było trudno, wszystko nowe i nieznane. To tam właśnie, będąc wikariuszem, poznawałem duszpasterstwo od strony praktycznej. Myślę, że dobrze wykorzystałem ten czas, dojrzewając w kapłaństwie. Najważniejsze, żeby być człowiekiem. Kapłan powinien być dla ludzi - z ludu wzięty i dla ludzi przeznaczony. Dlatego zawsze byłem otwarty na innych i starałem się znaleźć czas dla każdego, służąc radą, dobrym słowem, czy po prostu słuchając. Piękne jest to, kiedy dostrzegasz, że Bóg działa poprzez ciebie, jak stajesz się narzędziem w Jego ręku, aby pomagać drugiemu człowiekowi, aby jednoczyć go z Bogiem. I nie ma piękniejszej nagrody za trud kapłański, jak doświadczenie bliskości Boga w swoim życiu.
