Muzykujący Peruwiańczycy znani są mieszkańcom Kutna. W okresie wakacyjnym można było ich spotkać na ulicach i skwerach, gdzie swą grą i śpiewem wzbudzali duże zainteresowanie i z reguły przychylność ulicznej widowni. Ich żywa, pełna dynamiki i temperamentu muzyka i tym razem jawiła się wielu zasłuchanym jako skarga, niemal płacz nad losem żyjącego w nędzy - nie tylko - peruwiańskiego ludu. Muzycy znad Amazonki w swych utworach bardzo cierpią, mocno tęsknią i ogromnie pragną. Czego? Tego, co wszyscy chrześcijanie na świecie: miłości i szczęścia, braterstwa i pokoju dla rodzin i narodów, dla całego świata. Tu zapewne tkwi źródło naszej sympatii, zainteresowania i akceptacji dla prezentowanej przez trójkę sympatycznych Peruwiańczyków muzyki. Jak powiedział nam jeden z uczestników koncertu: "Przez skórę czułem, gdy grali, że mój sarmacki duch dobrze współbrzmi z indiańskim ukochaniem wolności, która przecie jednako smakuje, tak tu nad Wisłą, jak i tam daleko nad Amazonką".
Nic dodać, nic ująć. W obliczu panoszącej się wszędzie: na koncertach, w radiu, a przede wszystkim w dyskotekach pseudomuzyki, czy wręcz antymuzyki - koncert w kościele mógł być w dosłownym tego słowa znaczeniu - kojeniem ran na duszy. Może zatem warto tu przypomnieć organizatorom wielu "nowoczesnych" koncertów muzycznych słowa, jakie wypowiedział Paul Claudel: "Od muzyki piękniejsza jest tylko cisza". Oczywiście, miał na myśli prawdziwą muzykę.
Szkoda, że tak pokojowo i doskonale muzycznie usposobieni Indianie zza Atlantyku gościli w grodzie nad Ochnią zaledwie jeden dzień i koncertowali tylko w kościele pw. św. Jana Chrzciciela na Osiedlu Tarnowskiego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu