Dzieciństwo wspomina jako „piękne, bo trudne”, wypełnione miłością i pracą. Gdybym miał się jeszcze raz urodzić, to tylko nad Czarną Hańczą w Suwałkach mówi ks. Folejewski. Właśnie stamtąd pochodzi. W czasie prymicji dziękował za to rodzicom. Był czwartym z dziesięciorga dzieci. Tata był szewcem; mama przed ślubem pracowała jako krawcowa, potem tylko zajmowała się domem i liczną gromadką. To, co najbardziej zostało mi w pamięci, to organizacja domu. Nie było dyskusji o tym, że trzeba coś zrobić. U nas w domu dzieci się nie hodowało, tylko wychowywało wspomina. Gdy miał 12 lat, razem z bratem rozładował 2 tony węgla. Mama, która dożyła pięknego wieku 97 lat, jeszcze pod koniec życia potrafiła wstać o 4 rano, żeby ugotować rosół dla syna, który miał ją tego dnia odwiedzić. Nawet jako staruszka trzymała pod poduszką małe lusterko, w którym się przeglądała zaraz po obudzeniu. Zamiłowanie do porządku i miłość do życia przekazała dzieciom. Jednak kiedy ks. Feliks zapytał ją tuż przed jej śmiercią, co jest najważniejsze, odpowiedziała, że modlitwa.
Światełko
Reklama
Już w dzieciństwie towarzyszyła mu myśl o kapłaństwie, był ministrantem. To nie było światełko podane przez ludzi, nikt mnie do tego nie namawiał opowiada ks. Feliks. Po szkole podstawowej usłyszał o małym seminarium, które prowadzili w Wadowicach pallotyni. 30 sierpnia 1949 r. pojechało nas pięciu pociągiem z Suwałk na drugi koniec Polski. Oni z rodzicami, ja z wielką walizką relacjonuje ksiądz. Pamięta szczegóły tamtej podróży o której godzinie mieli pociąg, jaką dorożką jechali przez zburzoną Warszawę, kiedy stanęli przed furtą pallotynów. Ks. Folejewski w wieku 80 lat ma doskonałą pamięć. Kiedy opowiada o różnych wydarzeniach, w których uczestniczył albo o których czytał, podaje datę. Zgodnie ze starą inteligencką tradycją, nazwiska podaje zawsze razem z imionami, cytuje z pamięci fragmenty utworów literackich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zapytany, czym jest dla niego kapłaństwo, ks. Feliks uśmiecha się, że nie może dobrze odpowiedzieć, bo jest księdzem dopiero od 55 lat: To jest dar i zadanie, jak napisał św. Jan Paweł II. I wdzięczność. Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że otrzymałem taką łaskę, bez żadnej zasługi z mojej strony. Dlatego cieszę się, że jest wieczność i że kiedyś będę mógł dziękować Panu Bogu bez końca.
Miłosierdzie to nie wzruszenia
Kiedy dzwoni się do ks. Folejewskiego do klasztoru Pallotynów w Warszawie, zamiast „słucham?” w słuchawce słychać: „Jezu, ufam Tobie”. Ksiądz jest wielkim czcicielem Bożego Miłosierdzia. Przez kilkadziesiąt lat wygłosił setki rekolekcji w Polsce i za granicą, pisał artykuły do gazet, udzielał wywiadów, organizował sympozja teologiczne. Już w niższym seminarium usłyszał o s. Faustynie. W nowicjacie pisał pracę na temat orędzia o Bożym Miłosierdziu, a podczas studiów na KUL-u poznał spowiednika s. Faustyny ks. Michała Sopoćkę. Miał także okazję poznać dwoje z jej rodzeństwa siostrę Józefę i brata Stanisława, który był organistą.
Reklama
Czym jest Boże Miłosierdzie? To nie jest tania uczuciowość. To bezgraniczne zaufanie. Człowiek powinien zaufać Bogu, ale też uświadomić sobie, jak bardzo Bóg mu zaufał; a potem przyjąć ten dar i przekazywać go mówi kapłan. Jeśli mam świadomość, że ktoś mnie kocha, to byłbym ostatnim niewdzięcznikiem, gdybym lekceważył i ranił tę miłość kontynuuje.
Ksiądz bez serca
Reklama
Wszystko, co ma człowiek życie, wiarę, talenty zawdzięcza Bożemu Miłosierdziu. Ale ks. Folejewski doświadczył tej prawdy w szczególny sposób. Od lat żyje ze zniszczonym sercem. Pierwszy zawał miał w 1980 r., potem drugi i trzeci. Gdy uczestniczyłem w uroczystości beatyfikacji s. Faustyny w 1993 r., prosiłem: Panie, jeśli dasz mi jeszcze trochę życia, poświęcę je na głoszenie Miłosierdzia opowiada. Po kolejnych kłopotach usłyszał, że jedyną szansą dla niego jest przeszczep serca. Korzystać z serca wyciętego innemu człowiekowi? nie potrafił tego zaakceptować. Wziął do ręki „Dzienniczek” s. Faustyny i trafił na nr 797: „Wiedz o tym, że oko Moje śledzi każdy ruch serca twego z wielką uwagą. Biorę cię na tę osobność, abym Sam kształtował serce twoje według przyszłych zamiarów swoich. Czego się lękasz?”. Zrozumiał, że te słowa są skierowane do niego. Poprosił lekarza o czas do namysłu. Pojechał na konsultacje do kliniki kardiologii w Krakowie. W sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach siedziałem przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Nie wiem, czy się modliłem. Na pewno nie prosiłem o cud. I nie tyle o zdrowie, ile o światło przy podejmowaniu decyzji i o pokój serca. Usłyszałem wewnętrznie słowa: „Twój przeszczep serca będzie miał na imię: Jezu, ufam Tobie!”. Ks. Feliks podziękował Panu Jezusowi, s. Faustynie i lekarzom, i wrócił ze spokojem do domu. Dzisiaj, chociaż ma serce jak sputnik (by-passy, stenty, kardiowerter), normalnie żyje i pracuje. Niedawno prowadził rekolekcje parafialne i jednego dnia głosił aż 9 katechez.
Odpuścić winowajcom
Po zamordowaniu przez komunistów ks. Jerzego Popiełuszki ks. Folejewski przejął po nim duszpasterstwo ludzi pracy. Zanim został wybrany na to stanowisko, jedna z jego wypowiedzi zapisała się w historii. Kiedy ks. Popiełuszko został porwany, ludzie modlili się w kościele św. Stanisława Kostki przez 11 dni i nocy. W końcu telewizja podała wiadomość o wyłowieniu ciała z Wisły i jeden z księży przekazał ją zgromadzonym. Na filmowych nagraniach z kościoła widać reakcję zgromadzonych: szloch, krzyk, rozpacz. Księża próbowali uspokoić ludzi, ale nie bardzo się udawało. Wtedy do mikrofonu podszedł ks. Folejewski i powiedział zdecydowanie: Czy my zdajemy sobie sprawę z tego, co się stało? Mamy męczennika, kandydata na ołtarze, nowego świętego. Dziękujmy za to Panu Bogu i pomódlmy się, abyśmy dzielnie znieśli tę rozłąkę. Rozpoczął modlitwę: „Ojcze nasz”. Kiedy doszedł do „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, powtórzył te słowa trzy razy. Ludzie, płacząc, powtórzyli.
Dzisiaj ks. Folejewski nie kryje zaniepokojenia sytuacją w Polsce i Europie. Martwi go, że Polacy odchodzą od Boga i dążą ku samozniszczeniu. Żałuje, że tak niewiele osób pamięta rady prymasa Stefana Wyszyńskiego, streszczające się najlepiej w zdaniu: „Bóg uwielbiony, człowiek uszanowany, ziemia obsłużona”.
W rodzinie
Ks. Folejewski świętował w tym roku swoje jubileusze razem z Rodziną Rodzin. Opiekę nad tym ruchem, założonym w 1952 r. przez prymasa Wyszyńskiego i jego współpracownicę z „Ósemki” Marię Wantowską, uważa za ważną część swojej duszpasterskiej pracy. Wśród tych rodzin zobaczyłem, czym jest służba i miłość. Nigdy nie miałem problemu, żeby zostawić różne swoje plany, by im służyć opowiada. Rodzina Rodzin w szczytowym okresie swojej działalności, pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, organizowała wyjazdy wakacyjne dla 800 dzieci. Gdy dzisiaj rodziny spotykają się na wakacjach, Mszach św. albo spotkaniach formacyjnych, ksiądz jako jedyna osoba pamięta wszystkie imiona.