Reklama

W wolnej chwili

Niezwykła historia Świecy Niepodległości. Dar Polaków dla papieża przetrwał wojnę

Historia tej świecy jest naprawdę niezwykła. Pierwotnie podarowana Piusowi IX - papieżowi zaangażowanemu na rzecz sprawy polskiej, staje się symbolem proroctwa i wraca do kraju, by później cudem ocaleć z zawieruchy wojennej. Dziś zapalana jest przez Prezydenta RP w każde Święto Niepodległości w wolnej i suwerennej Polsce.

2025-11-10 14:19

[ TEMATY ]

historia

Świeca Niepodległości

dar Polaków

YouTube/Archidiecezja Warszawska

Świeca Niepodległości

Świeca Niepodległości

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dar Polaków

Polska delegacja, która przybywa 29 czerwca 1867 r. do Rzymu na kanonizację świętego Jozafata Kuncewicza, ofiarowuje papieżowi Piusowi IX Świecę. Wykonana z dziewiczego wosku pszczelego, mierzy 180 cm wysokości, zdobi ją wizerunek Maryi i bogaty ornament kwiatowy. Ma być znakiem wdzięczności Polaków nie tylko za wyniesienie do chwały ołtarzy rodaka, ale także za zaangażowanie papieża na rzecz sprawy polskiej.

Po kanonizacji Pius IX nakazuje przenieść Świecę do założonego przez siebie Kolegium Polskiego. Poleca, by była tam przechowywana do czasu „aż ją ze sobą do wolnej Warszawy zabiorą”. Kustoszami Świecy są Zmartwychwstańcy, zgromadzenie zrodzone wśród polskiej emigracji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

10 lat później Pius IX przyjmując na audiencji polskich pielgrzymów, wypowie znamienne słowa:

Miejcie nadzieję, wytrwałość, odwagę i módlcie się, a ciemięzcy wasi runą i Królestwo Polskie powróci.

Podziel się cytatem

Po upływie półwiecza spełniają się prorocze słowa papieskie.

Symbol przedmurza chrześcijaństwa

Jest grudzień 1919 roku. Powoli odradza się młode państwo polskie. Następca Piusa IX papież Benedykt XV mianuje dwóch nowych polskich kardynałów: Edmunda Dalbora oraz Aleksandra Kakowskiego. I poleca im wypełnić prośbę swojego poprzednika.

Świeca ma być z Rzymu zawieziona do wolnej Warszawy. Jako symbol światła promieniującego z Kościoła, „symbol cywilizacji katolickiej” i „przedmurza chrześcijaństwa”. To znak wysiłków

Reklama

Stolicy Apostolskiej na rzecz zmartwychwstania Polski oraz jego potwierdzenie.

Poseł z Watykanu

Okoliczności zapalenia Świecy Niepodległości w wolnej Warszawie, które stało się wypełnieniem papieskiego życzenia, są niemal tak niezwykłe jak jego proroctwo. Przewieziona pociągiem dyplomatycznym do Warszawy 10 stycznia 1920 r., następnego dnia zostaje powitana w Pałacu Arcybiskupim, w obecności 18. biskupów wraz z nuncjuszem papieskim bp. Achillesem Rattim (późniejszym papieżem Piusem XI). W uroczystościach biorą udział marszałek Sejmu Ustawodawczego Wojciech Trąmpczyński, prezes Rady Ministrów Leopold Skulski, prezydent Warszawy Piotr Drzewiecki oraz Ignacy Paderewski.

Następnie w uroczystej procesji Świeca zostaje wniesiona do archikatedry warszawskiej. Mszy Świętej po odśpiewaniu Te Deum przewodniczy kard. Edmund Dalbor. Kulminacyjnym punktem uroczystości jest zapalenie Świecy Niepodległości, umieszczonej na wysokim świeczniku u stopni głównego ołtarza. Gdy rozlegają się wszystkie dzwonki w świątyni, do siedzącego obok Paderewskiego marszałka Trąmpczyńskiego podchodzą klerycy i prowadzą go do Świecy. Po chwili płonie jasnym blaskiem, a uczestnicy uroczystości przyklękają, dziękując Opatrzności Bożej za wypełnienie proroctwa Piusa IX o wolnej Polsce.

Przejmująca homilia bp. Pelczara

Reklama

Józef Sebastian Pelczar jako młody ksiądz studiujący w Rzymie, obecny na uroczystościach kanonizacyjnych św. Jozafata, słucha wówczas przesłania Piusa IX. W archikatedrze warszawskiej już jako biskup przemyski wygłasza poruszające kazanie. Mówi:

Nadszedł wielki dzień! Radujmy się i weselmy! Ta świeca jest dla nas jakby drogim posłem z Watykanu. Radujmy się ze wskrzeszenia ojczyzny, lecz trwóżmy o jej przyszłe losy. Błagać trzeba Pana, aby nie opuszczał Polski, aż do końca wieków.

Podziel się cytatem

Biskup Pelczar wskazuje na cztery symboliczne znaczenia Świecy Niepodległości. Nawiązując do postaci Maryi na woskowej relikwii podkreśla szczególne orędownictwo Maryi, która wstawiając się za Polską, wyprosiła łaskę wskrzeszenia Ojczyzny, na podobieństwo wskrzeszenia Łazarza.

Zaznacza, że świeca jest „drogowskazem dla posłannictwa narodu naszego” w niesieniu wiary i wartości chrześcijańskich na Wschód, bo Polska ma być „wałem ochronnym przed powodzią bolszewizmu i komunizmu”.

Ojcze wielkiego miłosierdzia, przebacz nam i błogosław Polsce, aby była potężną, światłą, szczęśliwą, a przede wszystkiem wierną Tobie, wierną swej Królowej Niebieskiej, wierną Matce Kościołowi i Stolicy Apostolskiej

Podziel się cytatem

– mówi kaznodzieja.

Jego słowa zyskują szczególne znaczenie zwłaszcza w obliczu Cudu nad Wisłą, który nastąpi zaledwie osiem miesięcy później. Namalowana na obrazie Kossaka Matka Boża Łaskawa, gromiąca wojska bolszewików, bardzo przypomina Jej wizerunek ze Świecy Piusowej.

Cudowne ocalenie

W jaki sposób Świeca Piusowa uniknęła losu zburzonej doszczętnie podczas Powstania Warszawskiego archikatedry warszawskiej? Opatrznościowo przeniesiona zostaje wcześniej do kaplicy, a później do kościoła warszawskiego seminarium duchownego przy Krakowskim Przedmieściu. Tu przechowywana jest do roku 2018.

11 listopada płonie w Świątyni Opatrzności Bożej

Reklama

W stulecie odzyskania niepodległości Świeca Niepodległości trafia po konserwacji do Świątyni Opatrzności Bożej. Od tej pory jest uroczyście zapalana przez Prezydenta RP ogniem z Grobu Nieznanego Żołnierza podczas Eucharystii w czasie kolejnych obchodów Narodowego Święta Niepodległości. W wolnej, niepodległej, suwerennej Polsce.

Jej dokładna kopia zostaje przekazana przez kard. Kazimierza Nycza na ręce kard. Pietro Parolina, jako dar polskiego narodu dla Ojca Świętego Franciszka

* Tekst powstał na podstawie referatu ks. Wojciecha Mleczki pt. Księża Zmartwychwstańcy kustoszami Świecy Niepodległości. Został on wygłoszony 12 listopada 2021 r. w wilanowskim Centrum Opatrzności Bożej podczas konferencji naukowej „Światło Zmartwychwstałej Ojczyzny – niezwykłe dzieje Świecy Niepodległości”.

Oceń: +11 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Premierowi brakuje długopisu

2025-11-15 10:12

[ TEMATY ]

felieton

Prezydent Karol Nawrocki

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Sto dni temu Karol Nawrocki stanął w Sejmie, złożył przysięgę i – wbrew przyzwyczajeniom ostatnich lat – nie zaczął swojej prezydentury od wojennego okrzyku, tylko od wezwania do jedności i osobistego przebaczenia. W inauguracyjnym orędziu nie było ani fajerwerków PR, ani łzawych opowieści o własnym życiu. Był za to bardzo konkretny plan: „Plan 21”, mocne akcenty suwerenności, sprzeciw wobec dalszego oddawania kompetencji do Brukseli, wsparcie dla inwestycji strategicznych – od CPK po modernizację armii – oraz zapowiedź naprawy ustroju i pracy nad nową konstytucją do 2030 roku. Do tego diagnoza: lawinowo rosnący dług, kryzys demograficzny, zapaść mieszkalnictwa.

„Polska jest na bardzo złej drodze do rozwoju” – powiedział prezydent. Trudno się z tą diagnozą spierać, nawet jeśli ktoś nie głosował na Nawrockiego. Minęło raptem sto dni i nagle okazuje się, że za wszystkie niepowodzenia rządu odpowiada właśnie on. Koalicja Obywatelska wypuszcza grote-skowy filmik, w którym prezydent zostaje ochrzczony „wetomatem”. Ugrupowanie, którego lider sam przyznał, że zrealizował około 30 procent własnych „100 konkretów na 100 dni” – ale w… 700 dni – teraz chce rozliczać głowę państwa z każdej decyzji. Donald Tusk już tłumaczył obywatelom, że obietnice go nie obowiązują, bo nie dostał „100 procent władzy”, więc trzydzieści procent powinno nam wystarczyć. Problem w tym, że dzień przed zaprzysiężeniem rządu, już po znanych wynikach i podziale mandatów, z sejmowej mównicy w dość butnym tonie te same zobowiązania potwierdzał, trzymając w ręku słynny program.
CZYTAJ DALEJ

Papieże i kino – piękno, które ocala

2025-11-15 18:36

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

Benedykt XVI

kino

papieże

Leon XIV

Vatican Media

Jan Paweł II podczas spotkania z aktorem i reżyserem Roberto Benignim

Jan Paweł II podczas spotkania z aktorem i reżyserem Roberto Benignim

Z okazji spotkania Leona XIV z przedstawicielami świata sztuki filmowej przypominamy kilka refleksji papieży na temat „siódmej sztuki”. Według papieży może ona rodzić harmonię, budzić na nowo zachwyt, ożywiać karty historii, promować humanizm zakorzeniony w wartościach Ewangelii. „Kino może pojednywać wrogów” – mówił Jan Paweł II.

Audiencja papieża Leona XIV z przedstawicielami „siódmej sztuki” 15 listopada w Pałacu Apostolskim w Watykanie wpisuje się w ciąg spotkań papieży ze światem filmu. Prześledzenie niektórych z tych refleksji pozwala zbudować pewien paradygmat dotyczący tego, co — według papieży — ten potężny język, narodzony pod koniec XIX wieku, może wywołać w umysłach, a przede wszystkim w sercach ludzi.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję