Reklama

Wiara

Mała doktórka

S. Emilia Potoczna, imię zakonne: Bohdara, ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w Łabuniach, 5 marca 2015 r. skończyła 100 lat. W uroczystościach jubileuszowych uczestniczyły siostry ze wspólnoty, oraz liczni goście, którzy znają Jubilatkę i pragnęli podziękować Bogu za wszelkie dobro otrzymane z jej rąk. Mszy św. w kaplicy klasztornej przewodniczył biskup diecezji zamojsko-lubaczowskiej Marian Rojek, który podczas homilii, wyrażając wdzięczność za życie i posługę s. Emilii, zapalił świecę, mówiąc: – Chcieliśmy podziękować Twojej mamie i tatusiowi za to, że mieli odwagę Cię przyjąć, kochać i przygotować do odpowiedzialnego życia zgodnie z Twoim powołaniem... Wśród gości była też Stanisława Pradyszczuk, która jako 4-miesięczne dziecko została przez s. Emilię wyleczona z pęcherzycy. Jubilatka zawsze szczęśliwa i radosna, z wielkim poczuciem humoru, nie dowierza, że ma 100 lat.

Niedziela Ogólnopolska 19/2015, str. 24-25

[ TEMATY ]

zakonnica

siostry

Małgorzata Godzisz

S. Emilia Bohdana Potoczna FMM

S. Emilia Bohdana Potoczna FMM

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Urodziła się 5 marca 1915 r. we wsi Izdebki (powiat Brzozów, diecezja przemyska) w rodzinie wielodzietnej. Jej ojciec był rolnikiem. Później rodzice przenieśli się do wioski Racice k. Kruszwicy (powiat Strzelno, parafia Polanowice, diecezja gnieźnieńska). Ojciec kupił tam ziemię i ją uprawiał. – Kiedy jeszcze byliśmy w mojej rodzinnej miejscowości, miałam wtedy 3 lub 4 lata, mój tato przyjechał do domu jako żołnierz – wspomina s. Emilia. – Zaczęłam się z nim bawić, a on chwycił mnie w ramiona, huśtał i mocno całował, i cieszył się, że zobaczył mnie żywą. Miałam braci i z nimi dokazywałam. Byłam ruchliwa, wszędzie weszłam i wolałam zabawy chłopców niż dziewczynek. Nie lubiłam szyć, bo to taka babska robota.

Reklama

Do Pierwszej Komunii św. Emilia przystąpiła w drugiej klasie. Szkołę 7-klasową skończyła w Racicach. Należała do harcerstwa, a potem do „Młodych Polek”. O klasztorze zaczęła myśleć, mając 15-16 lat. O Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi dowiedziała się z „Rycerza Niepokalanej”. W tym czasopiśmie wyczytała, że siostry prowadzą adorację Najświętszego Sakramentu i wyjeżdżają na misje. – Ach, jak ja się radowałam, że będę misjonarką! – przypomina sobie s. Emilia. – Napisałam do sióstr, ale rodzice nie dali mi pozwolenia, by pójść do klasztoru, więc musiałam czekać do 20. roku życia. Co za Boska siła była we mnie i wytrwałość w tym czekaniu na pozwolenie i wstąpienie do zgromadzenia... – zauważa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Całowałam klamki na pożegnanie

– W końcu rodzice wyrazili pisemną zgodę – kontynuuje wspomnienia s. Emilia. Pojechała pociągiem do Zamościa, a z Zamościa bryczką do Łabuń. Przyjechała o godz. 17. S. Assunta zaprowadziła ją do kaplicy, gdzie siostry miały nabożeństwo. – Jezus był wystawiony w monstrancji – opowiada. – Powiedziałam do Niego: „Jezu, to Ty jesteś, ja przyszłam do Ciebie na służbę” i z radości się rozpłakałam. Po nabożeństwie przyszła do mnie do furty m. Jozafata (Zofia Szeptycka), która wtedy zajmowała się postulantkami, i serdecznie się ze mną przywitała.

Reklama

– Do postulatu zostałam przyjęta 29 listopada 1934 r. – opowiada s. Emilia. – Cieszyłam się, że osiągnęłam to, co chciałam. Obłóczyny miałam dopiero po roku postulatu, 15 grudnia 1935 r. Bałam się, że będę usunięta z klasztoru za spóźnianie się na adoracje, ale wszystko dobrze się skończyło, choć w ukryciu całowałam już ściany i klamki drzwi na pożegnanie. Jakże wielką radością, wprost nie do opisania, była dla mnie uroczystość składania ślubów czasowych 15 grudnia 1937 r. – wtedy śluby składało się przed Świętą Hostią, którą kapłan trzymał w ręku przed składającą. To było coś pięknego. M. Klara zaproponowała mi, także innym siostrom, pójście do szkoły pielęgniarskiej, gdyż było w planie, że siostry obejmą szpital w Zamościu. Ucieszyłam się, że będę pracowała przy chorych, a szczególnie że przyda mi się to na misjach. Szkołę pielęgniarską kończyłyśmy w Warszawie u s. Żurawskiej (szarytki)...

To nas uratowało

– Siostry były w szpitalu na wykładzie, gdy przyszła siostra dyrektorka i powiedziała, że rano wybuchła wojna – opowiada s. Emilia. Wyszły ze szpitala, a nad głowami warczały samoloty. Szczęśliwie wróciły do domu. Szkoła została przerwana, a młodym siostrom m. Jozafata poleciła jechać do Łabuń, gdyż uważała, że w Warszawie jest niebezpiecznie.

Reklama

– Wynajętym wozem z jednym koniem wyjechało nas 10 sióstr – wspomina s. Emilia. – Na wozie były nasze bagaże, a my szłyśmy pieszo. W drodze 8 sióstr odłączyło się – pojechały do Łabuń pociągiem lub samochodem. Przy wozie z furmanem została tylko s. Maksyma i ja. Wyjechałyśmy z domu 2 lub 3 września i w czasie podróży cały czas byłyśmy pod gołym niebem. Podczas nalotów kładłyśmy się na ziemię wśród traw, buraków, kartofli albo kręciłyśmy się wokół drzew, żeby nas nie zobaczono. Na każdym kroku groziła śmierć. Na szosie krew płynęła strugami, leżały porozrywane ludzkie ciała i wiele trupów. W jednym miejscu, gdy były silne naloty, s. Maksyma schowała się pod wóz, a mnie kazała iść do stajni. Jak się okazało, było tam wielu polskich żołnierzy. Gdy ich zobaczyłam, krzyknęłam: „Boże, przecież mi nie wolno przebywać z mężczyznami!” i chciałam wyjść, ale oni chwycili mnie za płaszcz i zawołali: „Nie wolno siostrze teraz wychodzić na podwórko, bo Niemcy nas zobaczą!”. Gdy bomby zaczęły spadać, uklękłam i zaczęłam odmawiać „Pod Twoją obronę” oraz inne modlitwy. Żołnierze też poklękali i bardzo pobożnie wspólnie ze mną się modlili. Dokoła wszystko się paliło. Po jakimś czasie samoloty odleciały i nastąpiła cisza. Odetchnęliśmy. W tym momencie żołnierze schwycili mnie i nie patrząc na to, czy im wolno, czy nie, zaczęli mnie ściskać! Myślałam, że z tej radości mnie uduszą. Mówili: „Jak dobrze, że siostra była tu z nami! Razem się modliliśmy i to nas uratowało. Bóg ustrzegł nas od śmierci”. Dziękowali i całowali mnie po rękach – wspomina s. Emilia.

Serce ścisnęło się z bólu

Gdy siostry dojechały do Starego Zamościa, zobaczyły wiele wojska. Z jednej strony wojsko niemieckie, z drugiej – radzieckie. Wtedy s. Maksyma zadecydowała, że trzeba wracać do Warszawy. Gdy wróciły, miasto było już zniszczone, jednak dom ocalał. I tak po miesiącu i 6 dniach położyły się spać do łóżka. To była dla nich wielka radość. Później wraz z innymi siostrami s. Emilia skończyła szkołę pielęgniarską, a w maju 1940 r. zdała egzaminy końcowe i otrzymała dyplom.

Reklama

W sierpniu 1941 r. s. Emilia przyjechała do Łabuń. Siostry nie mieszkały już w pałacu, bo zostały wysiedlone do Radecznicy – tylko 4 siostry mieszkały w Kasztelanówce, a w pałacu zamieszkało wojsko niemieckie. – Ja też pojechałam do Radecznicy – kontynuuje swą opowieść s. Emilia. – Pracowałam tam z chłopcami, których było wielu. Jednego dnia przyjechała do klasztoru piękną karocą hrabina Róża Zamoyska i poprosiła m. Klarę o siostry, bardzo jej potrzebne do pielęgnacji biednych, chorych, wojennych dzieci w założonym przez nią szpitaliku w Zwierzyńcu. M. Klara zgodziła się i na drugi dzień przyjechał po siostry powóz. Pojechałyśmy tam we dwie, s. Izajasza i ja. To było w 1942 r. Pamiętam, jak hrabina Zamoyska otworzyła nam jeden z pokoi szpitalika, gdzie było dużo dziecięcych ciał. Gdyśmy to zobaczyły, serce ścisnęło się nam z bólu... Niektóre ciała już się rozkładały... W tym szpitaliku pracowałyśmy 3-4 miesiące, dopóki były dzieci. Potem powróciłyśmy do Radecznicy.

Nie było miejsca w gospodzie

Gdy klasztor ojców w Radecznicy palił się w wyniku bombardowania przez Niemców, siostry wraz z dziećmi ugasiły pożar i uratowały budynek. Ojcowie wraz z ludźmi uciekli do lasu, został tylko jeden brat. W sierpniu 1944 r., gdy wojna się skończyła, siostry wyjechały z Radecznicy do Klemensowa razem z 200 osieroconymi dziećmi. W Klemensowie nadal pracowały z chłopcami. 18 sierpnia 1950 r. s. Emilia z s. Orestą wyjechały do Łabuń do pracy z małymi dziećmi w Państwowym Domu Małego Dziecka i Samotnej Matki – w miejscu, gdzie teraz jest Dom Dziecka. Ważnym wydarzeniem tamtego czasu były narodziny czworaczków w dniach 11-12 sierpnia 1954 r. Siostra miała z nimi dużo kłopotu, bo były bardzo słabe. Wśród tej czwórki była jedna dziewczynka – Basia – i trzech chłopców: Czesio, Tadzio i Józio. Wszystkie przeżyły. – Bardzo te dzieciaki polubiłam – uśmiecha się s. Emilia. – W 1963 r. noworodki i samotne matki przeniesiono do odbudowanego pałacu w parku. W tamtym czasie, by można było przyjąć samotną matkę, musiała ona mieć skierowanie. Pewnego razu późną jesienną porą, gdy wiatr zacinał i padał deszcz ze śniegiem, a nasze dzieci spokojnie spały w łóżeczkach, pracownice zobaczyły przez okno kobietę z dzieckiem na ręku i powiadomiły mnie o tym. Wyszłam na balkon, aby się przekonać, kto to jest. Często do nas przychodziły łabuńskie matki ze swymi chorymi dziećmi, żeby zrobić im zastrzyk albo udzielić jakiejś pomocy pielęgniarskiej. Tym razem była to samotna matka, która powiedziała, że przyjechała z maleńkim dzieckiem do zakładu. Zapytałam o skierowanie. „Nie mam” – odpowiedziała. „Bez skierowania nie może pani być przyjęta”. A ona: „Mnie ludzie powiedzieli, że w Łabuniach są siostry, które przyjmą mnie z dzieckiem, bo tam takie kobiety przyjmują. Jeżeli siostry mnie nie przyjmą, to gdzie ja teraz, w taką pogodę, pójdę z dwutygodniowym maleństwem?”. Wiedziałam, że przyjmowanie bez skierowania jest surowo zabronione, ale pomyślałam, że ona jest w takiej sytuacji, jak Matka Boża w Betlejem. Ta kobieta nie miała dachu nad głową, bo rodzice wypędzili ją z domu. Przez głowę przemknęły mi słowa kolędy: „Nie było miejsca dla Ciebie...”.

Przyjęłam tę kobietę. Sama postarałam się o urzędowe skierowanie i wszystko dobrze się skończyło... – wspomina s. Emilia.

2015-05-05 14:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

RPA: zabito amerykańską misjonarkę - opiekunkę sierot

[ TEMATY ]

śmierć

zakonnica

Archiwum ks. Dariusza Kajzera

Policja południowoafrykańska aresztowała dwóch podejrzanych o zabicie amerykańskiej zakonnicy, 82-letniej s. Mary Paule Tacke ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Przenajdroższej Krwi (CPS), znanego jako misjonarki z Mariannhill.

Według informacji agencji Fides, samochód s. Mary został zatrzymany przez grupę mężczyzn w niedzielę 15 czerwca w okolicach miejscowości Mthatha, gdy zakonnica jechała odwiedzić jeden z sierocińców, który założyła. Wsiedli oni do pojazdu i odjechali, ścigani przez policję. Pościg zakończył się, gdy auto wywróciło się w okolicach Qokolweni. Porywacze zdołali uciec. W samochodzie policjanci znaleźli pistolet, ale nie było w pojeździe siostry zakonnej.
CZYTAJ DALEJ

Rok dwóch papieży – podsumowanie

2025-12-30 06:47

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Leon XIV

pl.wikipedia.org

Papież Franciszek i papież Leon XIV

Papież Franciszek i papież Leon XIV

Mijający rok przebiegał pod znakiem pontyfikatów dwóch papieży: Franciszka, zmarłego w Poniedziałek Wielkanocny 21 kwietnia i jego następcy – Leona XIV, wybranego 8 maja. Każdy z nich na swój sposób odcisnął piętno na roku 2025.

Zanim 14 lutego Ojciec Święty Jorge Bergoglio trafił do rzymskiej kliniki im. A. Gemellego z powodu obustronnego zapalenia płuc, zdążył od 16 stycznia przyjąć 14 polityków – mężczyzn i kobiet – z 8 krajów i 5 organizacji międzynarodowych. Pierwszą z tych osób była Nosipho Nausca-Jean Jezile z Republiki Południowej Afryki, przewodnicząca Światowego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Żywnościowego, ostatnim zaś – premier Słowacji Robert Fico, którego papież przyjął w Watykanie tuż przed wyjazdem do szpitala.
CZYTAJ DALEJ

Aby Ziemia stała się Niebem

2025-12-30 20:12

Archiwum rodzinne

Ks. Wacław Buryła

Ks. Wacław Buryła

Piękne jubileusze świętuje w tym roku ks. Wacław Buryła – 45-lecie kapłaństwa i 50-lecie pracy twórczej. To dobra okazja do refleksji nad poezją i powołaniem.

Ks. Buryła, jak sam podkreśla, miał cudowny dom i cudowną rodzinę. Ale w szkole średniej – był wówczas uczniem technikum budowlanego – doświadczył samotności. I wtedy Pan Bóg podał mu dwa koła ratunkowe: wiarę i poezję. Najpierw zaczął czytać książki o różnorodnej tematyce, a później sięgnął również po poezję. – Ludzie boją się poezji, nie rozumieją jej. Problem polega na tym, żeby nie poprzestawać na jednym poecie. Gdy trafimy na autora, który myśli podobnie jak my, wtedy i jego poezja do nas trafi – mówi ks. Buryła.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję