Być może ta sprawa najlepiej ilustruje stan, do którego zostało przez rząd PO-PSL doprowadzone państwo polskie. Szefowie Agencji Wywiadu i Służby Kontrwywiadu Wojskowego odchodzą na emeryturę w dniu zaprzysiężenia Sejmu. Wraz z nimi ma odejść całe kierownictwo tych służb – tak w każdym razie podała stacja telewizyjna TVN24. Podobnie dzieje się w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w której – jak też podała stacja TVN24 – najważniejsi dyrektorzy złożyli już wnioski o przejście na emeryturę.
Co to oznacza? Ano to, mówiąc najprościej, że panowie generałowie i inni wysocy funkcjonariusze służb specjalnych nie mieli i nie mają poczucia więzi z naszym państwem, a jedynie z określoną partią. Partia odchodzi od władzy, oni razem z nią. Ta konstatacja jest bardziej druzgocąca niż słynna opinia Bartłomieja Sienkiewicza, szefa MSW, że polskie państwo „istnieje tylko teoretycznie”, choć niewątpliwie nadaje tej opinii bardzo wymowne uzasadnienie. Przecież służby specjalne to niesłychanie ważne, newralgiczne miejsce dla całego państwa. To one mają nas chronić, ostrzegać, przeciwdziałać niebezpieczeństwom. W czasach terroryzmu, rozwiniętego szpiegostwa ze strony Rosji i innych zagrożeń trudno przecenić wagę profesjonalnych służb specjalnych. Tam muszą pracować ludzie o nastawieniu propaństwowym, tam rzeczywiście – zgodnie z ich nazwą – służy się Polsce. Jednak w przypadku 8 lat rządów Platformy – czysto teoretycznie, jak się okazuje.
Czy można sobie wyobrazić, żeby szefowie służb w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i ich najważniejsi funkcjonariusze porzucali pracę z dnia na dzień, bo zmienił się rząd? Nie można. Bo byłoby to działanie na szkodę państwa, wbrew jego interesom. Ale czy takie racje kiedykolwiek interesowały koalicję PO-PSL?! Po prostu, dobrali ludzi na swoją miarę.
Żaden polski rząd w ciągu 10 lat obecności Polski w Unii Europejskiej nie odważył się dotąd przedstawić realnego bilansu zysków i strat. Mechaniczne zestawienia liczb, składki członkowskiej i rzekomo otrzymanych unijnych subwencji są przysłowiowym wierzchołkiem góry lodowej na oceanie półprawd i kłamstw. W jego odmętach giną ogromne kwoty, bezszelestnie drenujące nasz budżet, jak chociażby sześć i pół miliarda euro zdeklarowane przez premiera Donalda Tuska na ratowanie Grecji i innych unijnych bankrutów, a także trzysta milionów euro wpłaconych ekstra do unijnego budżetu przez Polskę w grudniu ubiegłego roku, aby ratować niedopinający się unijny budżet. Skoro tylko w 2012 r. z tytułu tzw. rabatu brytyjskiego, czyli za Wielką Brytanię, wpłaciliśmy ponad dwieście milionów euro, to robiąc bilans, powinniśmy tę kwotę pomnożyć przez dziesięć. Mało kto liczy straty z tytułu opłat celnych, które dawniej wpływały do polskiego budżetu, a teraz 75 proc. tej kwoty przekazujemy Unii. Przyjęcie limitów połowowych, mlecznych, cukrowych i innych zniszczyło naszą konkurencyjność i doprowadziło do likwidacji wielu miejsc pracy. Wliczone do bilansu zysków pięć miliardów euro unijnych dotacji na modernizację polskiej kolei w większości przepadnie. Fakt ten sprytnie się przemilcza. Ogromne bezrobocie utrzymujące się na poziomie kilkunastu procent, przy bezprecedensowej fali niespotykanej dotychczas emigracji, skłania do pytania: skoro oficjalnie jest tak dobrze, to dlaczego realnie jest tak źle? Sztandarową laurką unijnej propagandy sukcesu są odcinki budowanych dróg, mosty, czyli infrastruktura. Jak jednak podkreślają ekonomiści, z każdego euro przeznaczonego na polskie drogi trzy czwarte wraca do krajów starej Unii poprzez zagraniczne firmy realizujące u nas lukratywne kontrakty. Nie słychać, aby ktoś interesował się losem wielu polskich firm podwykonawczych, które zbankrutowały. Napływające unijne środki to tak naprawdę nasza składka członkowska przełożona z polskiej kieszeni do unijnej, a stamtąd przesłana z powrotem do Polski. Koronnym argumentem euroentuzjastów jest twierdzenie, że obserwowane zmiany w Polsce „robią wrażenie”. Nic dziwnego, gdyż przy każdej unijnej inwestycji widnieją symbole Unii Europejskiej i informacja, skąd pieniądze na jej realizację napłynęły. Jednakże w miejscach zamkniętych kopalń, stoczni, zburzonych cukrowni nie widać szyldu z informacją: „tu istniał zakład, który zlikwidowano na żądanie UE”. Upamiętnienie tych faktów za pomocą widocznej informacji i symbolu Unii byłoby pierwszym krokiem do wyrównania unijnego bilansu, przynajmniej w sferze emocji i wrażeń.
Wiadomość o tym, że Bóg zstąpił na ziemię i narodził się Betlejem, jest najpiękniejszym przesłaniem, jakie może otrzymać człowiek, a wraz z nim całe stworzenie. Pomimo upływu czasu oraz corocznych obchodów, ta niezwykła nowina wciąż pozostaje nowa, niezmiennie napełnia serca radością, poszerza spojrzenie, aby nic nie umknęło oczom, daje niezłomną nadzieję nawet pośród największych trudności.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.