Dzieci nie mają poczucia czasu. Szczególnie wtedy, kiedy czas
próbują łączyć z wyobraźnią. Przyszłość wydaje się tak odległa, że
aż nierealna. Dla kilkulatka człowiek 30- czy 40-letni, to bardzo
sędziwy pan. Wyobrazić samego siebie za np. 50 lat to trudny problem.
Kiedy pisałem na marginesach zeszytów czy na różnych pismach daty
- 1947, 1950 czy 1962 zdawało mi się, że rok 2000 jest nieprawdopodobnie
odległy i po prostu będzie się go źle pisać. Lata przeleciały, rok
2000 pisze się całkiem dobrze.
Są jednak takie daty czy wydarzenia, które w naszym życiu
funkcjonują zawsze podobnie. Zdecydowana większość uczniów obiecuje
sobie, że w przyszłym roku szkolnym będzie się lepiej uczyć. To nic,
że nieraz po miesiącu już o tym nie pamięta. Podobne obietnice towarzyszą
tym, którzy dostali się na studia. Również ambitne plany mamy przy
podejmowaniu nowej pracy, a po otrzymaniu awansu idt., itp. Normalny
człowiek, któremu przydarzy się z własnej winy w jego życiu jakieś
nieszczęście czy wypadek, postanawia nigdy się nie znaleźć w takiej
sytuacji.
Odchodząc od konfesjonału mamy szczerą chęć poprawy.
Wracając z pielgrzymki, oczywiście dobrze przeżytej, staramy się
być lepsi dla innych. Wielu postanawia np. od Nowego Roku, od 1 stycznia,
obowiązkowo od północy - rzucić palenie.
Są więc jakieś granice, bariery czasowe, do których przykładamy
niemal magiczne znaczenie. Jeśli coś zostanie z tych naszych zamierzeń
czy planów zrealizowane - jesteśmy z siebie dumni. Ja przynajmniej
- tak. A jeśli coś się nie uda, nie wyjdzie - to nie załamujmy się.
Próbujmy jeszcze raz, aż do skutku.
Pisałem niejednokrotnie, że pielgrzymowanie, szczególnie
samotne, sprzyja refleksjom. Kiedy w ciszy kościoła, przed Najświętszym
Sakramentem rozmawiamy z Bogiem, z Maryją, zwierzamy się z naszych
porażek i mówimy o naszych sukcesach, to jest nam na duszy lżej.
A właściwie to po co to robimy? Przecież Bogu jest wszystko wiadome.
Ale w tej rozmowie to nie tylko Bogu przedstawiamy nasz "życiorys"
. To my sami w obecności naszego Stwórcy, naszej Matki robimy jakby
podsumowanie danego okresu z naszego życia. Jeśli są to zwierzenia
szczere, to i wnioski są konstruktywne.
Przy stole wigilijnym spotykamy się w szerszym gronie,
przede wszystkim z rodziną. Opowiadamy, co się wydarzyło w ostatnim
czasie. Ktoś umarł, ale też urodził się nowy wnuk. Jednemu się powiodło,
drugiemu wręcz przeciwnie. Potem kilka dni do Sylwestra i znów Nowy
Rok.
Przez cały kończący się rok 2000 cały Kościół poprzez
obchody Roku Jubileuszowego przygotowywał nas do tej daty ważnej,
najbliższej - do rozpoczęcia nowego wieku i nowego tysiąclecia. Dzieci,
młodzież, rodziny, wszystkie stany i zawody miały swoje jubileuszowe
spotkania z Ojcem Świętym. W naszych kościołach stacyjnych, "milenijnych
sanktuariach" w każdą sobotę słuchaliśmy słowa Bożego. Nawet do nich
specjalnie pielgrzymowaliśmy.
Mamy to wyjątkowe szczęście żyć na przełomie tysiąclecia.
Wykorzystujmy ten dar i naprawdę zróbmy coś z tym swoim życiem po
1 stycznia 2001 roku. Wielkie wydarzenia na świecie, klęski i zwycięstwa,
rekordy i wygrane, sensacje, wojny i rewolucje wypunktują nam dokładnie
media. My wypunktujemy swoje życie. Nigdy nie jest na to za późno.
Może się powtarzam, ale rozpoczynający się wiek upoważnia mnie do
tego. Przypomnijmy sobie, ile to razy Matka Boża nam pomogła. Okryła
nas swoim płaszczem, obroniła nas jak naszych praojców:
Gdy rycerz pohańca w śmiertelny bój brał, To ryngraf
Maryi go bronił od strzał.
Naszym ryngrafem były modlitwy wznoszone do Matki Bożej
Częstochowskiej, Rokitniańskiej, Grodowieckiej i tej na małym obrazku,
pamiątki z dzieciństwa. Ale i dobre uczynki też. I zobowiązania,
które staraliśmy się realizować - też.
O bądź nam puklerzem, silniejszym od twierdz,
Broniących dusz naszych, umysłów serc!
Spróbujmy na nasze życie spojrzeć nie tak po świecku.
Spójrzmy z mocą, jaką daje nam nasza wiara. Miejmy świadomość, że
planując dużo, obiecując sobie samemu wiele, nie jesteśmy sami. Towarzyszy
nam Ta, która jest obecna na całym naszym maryjnym, życiowym szlaku.
Spójrz na łzy nasze, przyjmijże w ofierze
I Próśb wysłuchaj, co niesiemy szczerze.
Popatrzmy na nasze mieszkania. Czy wszędzie jest znak
krzyża, figurka Matki Bożej, obrazek o treści religijnej. Nie chodzi
o wielkie obrazy, jak te, które dawnej wisiały nad łóżkiem, ale o
znak, o świadectwo, że jest to dom katolicki, że nie jesteśmy tutaj
jedynymi mieszkańcami, że mieszka z nami Ktoś jeszcze. Bardzo nam
potrzebny, ale i bardzo przez nas kochany. Może właśnie zacznijmy
od tego, by z krzyżem w domu wejść w trzecie tysiąclecie. A wtedy
spełnią się słowa z pieśni do Matki Bożej Sokalskiej:
Przed Twym obrazem przez całe wieki
Dawałaś biednym znaki opieki,
Okaż i dzisiaj Matczyne serce,
Pociesz nas w smutku i poniewierce.
Życzę wszystkim miłym Czytelnikom nowego "wizerunku",
nowego "życia" w Nowym Roku, w Nowym Wieku, w Nowym Tysiącleciu.
Sobie oczywiście też, gdyż mam nadzieję, że i ja w czymś się poprawię
i w czymś się zmienię. Jak nie zejdziemy z Maryjnego szlaku, to nam
się uda.
Pomóż w rozwoju naszego portalu