Reklama

Kultura

W Polsce, czyli nigdzie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z żalem trzeba stwierdzić, że szansa na dobre potraktowanie niesłychanie interesującego i ważnego tematu została zmarnowana.

„To historia oparta na faktach”

– taki jest pierwszy napis, który pojawia się na ekranie. Obrońcy filmu nie mogą się więc zasłaniać argumentem o autonomii utworu fabularnego, gdy „prawdę ekranu” próbuje się skonfrontować z „prawdą czasu” i gdy ta konfrontacja przynosi wyniki przemawiające na niekorzyść dzieła.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Filmowa lekarka Mathilde Beaulieu pracuje w misji francuskiego Czerwonego Krzyża, odnajduje na terenie Polski rannych Francuzów w celu przetransportowania ich do ojczyzny. Pierwowzór tej postaci – Madeleine Pauliac podczas jednej z wypraw, prawdopodobnie w Gdańsku, spotkała niemieckie zakonnice, które wielokrotnie – niektóre po 50 razy – były gwałcone; 15 zamordowano, 10 przeżyło, spośród nich połowa była w ciąży.

„Największym dramatem sióstr była decyzja: oddać dziecko czy odejść z klasztoru?” – mówi siostrzeniec Madeleine w którymś z wywiadów. I jest to rzeczywiście temat, z którego mógł się zrodzić znakomity film o ogromnej dawce tragizmu. Historia ta została jednak strywializowana. W narracji filmowej pierwszoplanową postacią staje się autorytarna przełożona klasztoru, a jej główną troską jest utrzymanie wszystkiego w tajemnicy – za wszelką cenę, choć nie wiadomo dlaczego.

Sowieckie gwałty

Reklama

Oprócz prawa każdego dziecka do życia, także dziecka poczętego w wyniku gwałtu, jedno jest w tym filmie bezsprzecznie prawdziwe: bestialstwo żołnierzy sowieckich wobec kobiet na terenach, przez które przechodził front II wojny światowej. Przez całe lata za żelazną kurtyną był to temat ze względów oczywistych zakazany. Fala gwałtów nie ominęła zakonnic, trzeba jednak uściślić, że miało to miejsce zasadniczo na terenach poniemieckich, które w wyniku nowego porządku jałtańskiego miały się znaleźć w granicach Polski, czyli na Warmii, Mazurach, Pomorzu i Śląsku.

Jeśli więc trzymać się realiów historycznych, klasztor pokazany w „Niewinnych” byłby klasztorem zakonnic niemieckich, ewentualnie z domieszką sióstr miejscowych, takich, które po wojnie deklarowały się jako autochtonki.

Nie mogły to być żadne mniszki klauzurowe. XIX-wieczna fala kasat zmiotła klasztory kontemplacyjne w Niemczech – w imię tej samej oświeceniowej filozofii, która, niestety, ogranicza horyzonty myślowe reżyserki Anne Fontaine i sprawia, że film nie jest wybitnym dziełem. Od połowy XIX wieku w bismarckowskich Niemczech tolerowane były ewentualnie, jako „społecznie użyteczne”, żeńskie zakony opiekujące się chorymi i – w mniejszym stopniu – małymi dziećmi. Najliczniejsze więc były: elżbietanki, boromeuszki, marianki, siostry szkolne de Notre Dame, służebniczki śląskie, katarzynki. Dlatego to one najbardziej doświadczyły sowieckich gwałtów.

Reklama

Np. 24 marca 1945 r. w Nysie, gdzie pod opieką księży i 200 sióstr zakonnych, głównie elżbietanek, pozostawało 2 tys. osób, przede wszystkim chorych i starców, ok. 180 sióstr zgwałcono, a 27 z nich zamordowano. Siostrom zgotowano prawdziwą gehennę. Były gwałcone wielokrotnie przez żołdaków, którzy – łącznie z oficerami – stali w długich kolejkach do swoich ofiar. Te, które się broniły, były albo zabijane od razu, albo katowane tak, że już nie mogły się bronić. Nie przepuszczono 70- i 80-latkom, nawet sparaliżowanym. Tylko na Śląsku Opolskim z rąk żołnierzy sowieckich zginęło ponad 80 sióstr z różnych zgromadzeń zakonnych, a setki innych przeżyły koszmar brutalnych gwałtów. Trwa proces beatyfikacyjny 10 elżbietanek. W kongregacji watykańskiej jest dokumentacja potwierdzająca męczeństwo 16 sióstr katarzynek z Warmii. Śmierć poniosło ponad 100 katarzynek, wcześniej gwałconych, jednak szczegóły udało się udokumentować w odniesieniu do kilkunastu.

Ofiarami gwałtów w zdecydowanej większości były siostry, które nie ewakuowały się przed zbliżającym się frontem, ponieważ nie chciały opuścić swoich bezradnych podopiecznych: dzieci, chorych, starców.

Filmowe odstępstwo od realiów historycznych, lokujące akcję w klasztorze klauzurowym, nie tylko niczemu nie służy, ale przeciwnie, sprawia, że gubi się prawdopodobieństwo i związany z tym realny tragizm na rzecz... – no właśnie, czego?

Jaki klasztor widzimy w filmie?

To grupka bezradnych, bezwolnych kobiet, odizolowanych od świata, od społeczeństwa, od hierarchii kościelnej, jakby żyły na bezludnej wyspie.

Akcja, zwróćmy uwagę, nie toczy się wiosną 1945 r., gdy przetaczał się front i gdy zakonnice były kilkakrotnie gwałcone, ale dopiero w grudniu 1945 r.! Przez te wszystkie miesiące jedyną osobą, na której spoczywa wyłączna i absolutna odpowiedzialność za życie wspólnoty zakonnej, jest przeorysza! Przez 9 miesięcy nie pojawił się tam żaden kapłan, spowiednik, nikt Mszy św. zakonnicom nie odprawiał, żaden biskup nie zainteresował się klasztorem w swojej diecezji? Przez tyle powojennych miesięcy mniszki siedziały w klasztorze i tylko śpiewały psalmy po łacinie, odcięte od sakramentów i pomocy ze strony Kościoła?

Reklama

Jest to tak nieprawdopodobne, że w świetle tej wiedzy postać przełożonej – która w pojedynkę decyduje o losach zgwałconych zakonnic, narodzonych dzieci i o przyszłości klasztoru – nie jest tragiczna, ale karykaturalna. Zwłaszcza gdy, tłumacząc się „odpowiedzialnością”, zostawia nowo narodzone i pośpiesznie przez nią ochrzczone dzieci w koszyku pod przydrożnym krzyżem i liczy na to, że zaopiekuje się nimi Opatrzność Boża.

Właściwie nie jest to klasztor, tylko coś na kształt sekty ze swoim guru, zamkniętej w murach klasztornych, ubranej w habity i śpiewającej psalmy.

Historyk, oglądając film, nie może nie spytać, dlaczego w grudniu 1945 r. polskie zakonnice miałyby się obawiać zamknięcia klasztoru przez władze komunistyczne tylko z takiego powodu, że kilka spośród nich miało urodzić dzieci poczęte w wyniku gwałtu.

Uwikłanie w konieczność tragicznych wyborów jest w przypadku bohaterki filmu pseudouwikłaniem, a doszukiwanie się w tej postaci jakiejś złożoności czy wielopłaszczyznowości, usprawiedliwiającej ewidentne zło, to ryzykowna akrobacja intelektualna i moralna. Również przykładanie do tego Arystotelesowskiej kategorii tragizmu wydaje się nadużyciem.

Przewidywalne schematy

Widać, że reżyserka filmu, mimo dobrej woli, jest uwikłana w stereotypy myślowe, także o życiu zakonnym. Niektóre sceny wzbudziły radosny szmer w sali kinowej podczas seansu, na którym byłam. Np. badanie lekarskie podczas rozpoczynającego się porodu musi być przerwane, bo na dźwięk dzwonu zakonnica musi odmówić „Anioł Pański”. Sama też się uśmiechnęłam. Z politowaniem.

Reklama

Z przełożoną skontrastowana jest – i to bez większej finezji – inna zakonnica, o otwartym umyśle; zaprzyjaźnia się z komunistyczną lekarką, od której uczy się ewangelicznej troski o życie narodzonych dzieci. To jeszcze jeden przewidywalny schemat i dość grubo ciosana opozycja.

Patchworkowa wspólnota zakonna?

Happy end jest na miarę nie tragedii greckiej, ale raczej telenoweli. Francuska komunistka doradza zakonnicom założenie sierocińca, w którym będą mogły ukryć także swoje dzieci, potem uszczęśliwione mniszki robią sobie „słitfocię” ze swoimi niemowlakami i wysyłają wybawczyni.

Jakaś klasztorna odmiana „rodziny patchworkowej”? Aż się prosi o kolejne odcinki, w których się okaże, jak niemądrym pomysłem był taki sierociniec i jakie dramaty zaczęły się w nim pojawiać. Czy zakonnice matki byłyby w stanie nie wyróżniać własnych dzieci wśród cudzych? Czy dziecko wiedziałoby, że jego matka jest zakonnicą? Czy dałoby się to ukryć przed innymi? A co się stanie za kilka lat, gdy komuniści upaństwowią sierociniec?

Dramatyczny dylemat, który trzeba było rozstrzygnąć w realnym życiu – czyli albo opuszczenie klasztoru razem z dzieckiem, albo pozostanie w klasztorze po oddaniu dziecka do sierocińca czy adopcji – był dużo mądrzejszy niż narracja filmowa.

Historia opisana przez prawdziwą Madeleine Pauliac, przefiltrowana przez umysł Anne Fontaine, została zmarnowana. Temat sowieckich gwałtów wojennych na zakonnicach nadal czeka więc na dobrego filmowca. I

2016-03-22 08:44

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realna obecność, czyli o relikwiach św. Jana Pawła II

W „Niedzieli” na Boże Narodzenie Czytelnicy znajdą wyjątkowy prezent pod choinkę. Będzie to płyta z filmem wyreżyserowanym przez Piotra Dziubaka pt. „Santo subito”. Jego narratorem jest ks. prał. Sławomir Oder, postulator w procesie kanonizacyjnym Jana Pawła II. W poszczególne niedziele Adwentu chcemy zgłębiać wątki, które zawiera film, aby przygotować się na jego obejrzenie w okresie świąt Bożego Narodzenia.
Film „Santo subito” rozpoczyna się w dalekiej osadzie Eskimosów przyjmujących z rąk swojego biskupa relikwie św. Jana Pawła II. Czym one są dla wiernych? Jakie znaczenie mają relikwie dla tych, którzy pamiętają św. Jana Pawła II, i dla tych, którzy Papieża Polaka znają tylko z telewizji? W pierwszym odcinku adwentowego cyklu próbujemy odpowiedzieć na te pytania. Za tydzień napiszemy o listach kierowanych do św. Jana Pawła II.

Z Janem Pawłem II jest zawsze inaczej. Świętych sprzed wieków, nawet przy dobrych chęciach, ledwo znamy. Jakieś stare ryciny, kronikarskie zapisy, hagiografia, wyblakłe malunki na kościelnych ścianach, sztywne portrety w strojach z epoki. Czasem ich życie wydaje się tak nierealne, jak nieosiągalna wydaje się ich świętość. Tymczasem Jan Paweł II jest jednym z nas. Pamiętamy jego głos, jego sylwetkę, to, jak się śmiał, jak mu błyszczały oczy, gdy słyszał ulubione piosenki, znamy jego poczucie humoru i to, że potrafił być twardy, gdy chodziło o ważne sprawy. Dlatego gdy ktoś mówi o relikwiach św. Jana Pawła II, to ogarnia nas innego rodzaju uczucie, niż gdy wspomina się o relikwiach np. średniowiecznych świętych. A ucałowanie ich jest oddaniem czci osobie bliskiej, znanej i kochanej. Jakbyśmy chcieli powiedzieć: „dziękuję”. To chyba główny powód, dla którego ludzie tak garną się do miejsc z relikwiami św. Jana Pawła II.
CZYTAJ DALEJ

Wiktor Zborowski o Magdzie Umer: była symbolem artystki, matki i przyjaciółki

2025-12-12 16:20

[ TEMATY ]

zmarła

Magda Umer

Wiktor Zborowski

Wikipedia/Martin Kraft

Wiktor Zborowski

Wiktor Zborowski

Magda Umer była symbolem artystki, matki, przyjaciółki, doskonałą erudytką z ogromną wiedzą o muzyce i literaturze - powiedział PAP aktor Wiktor Zborowski. Piosenkarka, wykonawczyni poezji śpiewanej oraz aktorka Magda Umer zmarła w wieku 76 lat.

- Była wielką artystką, poetką teatru, poetką estrady - powiedział w rozmowie z PAP aktor Wiktor Zborowski, który niejednokrotnie pracował z Magdą Umer. - Całą swoją twórczość „rysowała” cieniusieńką kreską Tadeusza Kulisiewicza. Było to delikatne, ulotne, zwiewne, takie ażurowe - ocenił. Zaznaczył, że była jednocześnie „wspaniale wykształconą osobą i doskonałą erudytką”. Miała wielką wiedzę o muzyce i literaturze.
CZYTAJ DALEJ

Papież o szopce w Watykanie i przeciw antysemityzmowi

2025-12-15 21:12

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Stając przed szopką odkrywajmy w sobie potrzebę poszukiwania w naszym życiu chwil ciszy i modlitwy, aby odnaleźć siebie i wejść w komunię z Bogiem - powiedział Papież na audiencji z okazji dzisiejszej inauguracji choinki i szopki w Watykanie. Zapewnił też o modlitwie za ofiary islamistycznego zamachu społeczność żydowską w Sydney, w którym zginęło 16 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.

W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję