Z ks. Bolesławem Zieburą - proboszczem parafii Świętej Trójcy w Strzelcach koło Kutna rozmawia Andrzej Stachowicz
Andrzej Stachowicz: - Strzelce są dużą wioską położoną przy drodze z Kutna do Płocka, siedzibą gminy i parafii. Może kilka słów o parafii i posługujących w niej kapłanach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Bolesław Ziebura: - Wioska stanowi regionalne centrum, jest siedzibą gminy i znanego w kraju zakładu doświadczalnego, zajmującego się hodowlą buraków cukrowych. Parafia liczy sobie dokładnie 2140 wiernych, a ja jestem tu już od dziesięciu lat. Przez większy okres tego czasu posługuję sam. Kiedyś, gdy punkty katechetyczne rozrzucone były po wioskach i nie było świeckich katechetów, był w parafii potrzebny wikariusz. To głównie na jego barkach spoczywała katecheza. Pomagał także w duszpasterstwie proboszczom, którzy z reguły byli już starszymi ludźmi. Teraz, kiedy są w gminie tylko dwie szkoły podstawowe i gimnazjum oraz troje katechetów, nie ma żadnych problemów z prowadzeniem katechezy. Z dziećmi - co warte podkreślenia - pracują ludzie wykształceni. Katecheta, który uczy w gimnazjum jest po ATK w Warszawie i po historii na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, ma dwa fakultety. Dwie panie katechetki także mają wymagane przepisami wyższe wykształcenie.
- Ksiądz tak ciepło mówi o katechetach. Chyba doskonale pracują...
Reklama
- Tak jak wszędzie - tak mi się wydaje. My musimy o jednej rzeczy nie zapominać, że katecheci mają swoje rodziny. Mają swoje dzieci, swoich mężów, swoje żony, mają swoje obowiązki w domach. Muszę wyrazić uznanie swoim katechetom. Mimo tych wszystkich obowiązków, starają się, jak mogą, żeby dobrze uczyć w szkole i w miarę możliwości trwać przy swoich wychowankach w kościele.
- Wielu kapłanów mówiło mi, że każda parafia ma swoją specyfikę, koloryt, charakter. Jesteśmy w sercu Polski. Na niezmiernie okaleczonej i trudnej, ale jakże pięknej mazowieckiej ziemi. Nie brak tu wspaniałych ludzi, którzy z pokorą i zadziwiającą cierpliwością znoszą liczne upokorzenia i zniewagi.
- Jedna podstawowa rzecz, która charakteryzuje tę parafię, to jest to, że ludzie chodzą tu do kościoła. W zwykłą niedzielę w kościele jest 70 proc. mieszkańców - to jest coś pięknego.
Jest bardzo dużo Komunii św. Ludzie pojęli tę prawdę katolicką, że raz w miesiącu, raz na dwa miesiące przystępują do spowiedzi św., a Komunię św. przyjmują w każdą niedzielę. Bardzo mnie to raduje
i napawa nadzieją na przyszłość. Zawsze ludziom mówię, że przeszkodą w przyjęciu Komunii św. jest tylko brak wiary i grzech ciężki świadomie popełniony. A ponieważ wiarę mają, a grzechów ciężkich nie
popełniają, wobec tego nie ma żadnych przeszkód do przyjmowania Komunii św. Mamy więc tu w parafii około czterdziestu tysięcy Komunii św. rocznie - na takiej "parafince".
- Wiadomo jednak, że prawdziwa wiara to nie tylko przyjmowanie Komunii św. A jak z chrześcijańskim postępowaniem?
Reklama
- Jestem o to spokojny. Jeśli wziąć pod uwagę czasy, w jakich żyjemy, i to, jak się ludzi ze wsi traktuje, to z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, iż żyją po chrześcijańsku z całą pewnością. Właściwie bez przerwy nadstawiają drugi policzek i potrafią, jak na razie, zachować spokój. Moi parafianie to ludzie bardzo sympatyczni i mili. Byłem już w dwu parafiach i ta jest pierwszą, w której księdza się naprawdę ceni i szanuje. Ksiądz jest tutaj księdzem, to się wyczuwa i jest to ogromnie ważne dla każdej ze stron. To się nie zawsze i nie wszędzie zdarza. Jest coś jeszcze bardzo ciekawego, o czym trzeba powiedzieć. Podejrzewam, że byli tu różni księża, ale o żadnym się nie słyszy złego słowa. O wszystkich księżach mówią dobrze.
- No tak. To ja teraz rozumiem, dlaczego niektórym w tym kraju taki pełen wiary, prawdziwie polski pejzaż się nie podoba. Wykrzykują na lewo i prawo o jakimś ciemnogrodzie, parafiańszczyźnie, ksenofobi, zapyziałym polskim zaścianku. Takich słów się dziś używa na określenie prostych wiejskich środowisk.
Reklama
-Tu mamy typową wieś, choć w samych Strzelcach rolników dużo nie ma. We wsi jest zakład doświadczalny, który zatrudnia około stu osób, dając im pracę, a ich rodzinom utrzymanie. Gdyby ten zakład upadł,
to tu zapanowałaby zupełna nędza. Na szczęście zakład w sposób wprost fantastyczny prowadzi dyrektor Wojciech Błaszczak, przybyły tu z Poznańskiego. Jest bardzo wymagającym, ale i szanującym ludzi szefem
i pracodawcą. Nie znosi bumelowania i alkoholu. Ludzie to doceniają i podkreślają na każdym kroku, że tylko dzięki niemu ten zakład jeszcze funkcjonuje i ma bardzo dobre wyniki gospodarcze. Ludzie cieszą
się także z rozpoczętego procesu uwłaszczenia, który sprawia, że w końcu coś swojego będą mieli na własność. Zakład sprzedaje im służbowe mieszkania po bardzo niskich, symbolicznych wręcz cenach.
Jeśli zaś chodzi o okoliczne wioski, to niektóre z nich - tak jak w całej Polsce - wyludniają się. Sądzę, że za dziesięć, piętnaście lat nie będzie śladu po nich. Są takie wsie, gdzie nie ma ani jednego
małego dziecka, zdecydowana większość mieszkańców stanowią ludzie starzy i bardzo starzy. Te wioski jeszcze jako tako funkcjonują, ze względu na emerytury, jakie ludzie otrzymują. Strach pomyśleć, co
byłoby, gdyby nie te skromne pieniądze. Ludzie nie mieliby za co urządzić pogrzebu.
- A co z tym zaściankiem, tym ciemnogrodem, o którym tyle w polskojęzycznych gazetach?
- Nie ma czegoś takiego. U nas ludzie są mądrzy, naprawdę mądrzy. To są ludzie, którzy interesują się i życiem Kościoła, i życiem Ojczyzny. Jak się chodzi po kolędzie, to poruszają przeróżne tematy, zarówno
te dotyczące gminy, jak i te traktujące o powiecie i kraju. Dość dobrze orientują się w sytuacji. Wiedzą doskonale, co robi wójt i starosta, jakie są kłótnie "na górze" i o co. Czytają gazety i potrafią
podchodzić krytycznie do wielu zawartych w nich informacji. Mają świadomość manipulacji i niestety zwykłego kłamstwa, które stało się niemal chlebem powszednim. Wiara, wierność wartościom i patriotyzm
tych ludzi są godne najwyższego szacunku a nie drwin.
Jestem spokojny o wiarę tych ludzi, choć obserwuję oczywiście pewne niepokojące zachowania, głównie wśród młodzieży. Chodzi tu o coraz większy, niebezpieczny relatywizm ich postaw i preferowany przez
nich konsumpcyjny styl życia. Niektórzy potrafią już po kazaniu opuścić kościół i do końca Mszy św. błąkać się lub ganiać wkoło świątyni. Nie zawsze rozumieją, że źle robią. Jest to niepokojące i wymaga
szybkiego działania wychowawczego. Ludzie dorośli, szczególnie ci starsi, z wielką godnością przyjmują swój los, który dziś dla wielu oznacza biedę lub zwyczajną już nędzę. Myślę, że nieraz tylko głęboka
wiara pozwala im trwać i mieć nadzieję na lepsze dni.
- Dziękuję Księdzu za rozmowę.