Miałem sporą przerwę w pisaniu. Wszystko za sprawą studniówki. Zrobili mnie głównym szefem od spraw organizacyjnych i na mojej głowie było dopinanie wszystkiego na ostatni guzik. Do dziś jeszcze muszę odsypiać ten studniówkowy kocioł. Właściwie to nawet nie mam specjalnej ochoty, aby pisać, jak się bawią na studniówkach współcześni maturzyści. Wystarczy, że było fajnie, choć nie mógłbym napisać, że zdarzyło się coś zupełnie nadzwyczajnego. Jedno jednak odkrycie zawdzięczamy studniówkowej zabawie. Od tamtego wieczoru nasz zewnętrzny wygląd stał się zupełnie nie do poznania. Przeprosiliśmy marynarki i spodnie w kancik, dziewczyny zaczęły ubierać całkiem eleganckie spódnice. Cała ta przemiana zaczęła się dosłownie na godzinę przed studniówką. Tuż przed wspólną zabawą spotkaliśmy się na ostatniej naradzie. Każdy był już bardzo odświętnie ubrany i nagle poczuliśmy, że zawiało inną atmosferą, cieplejszą i poważniejszą. Doskonale podsumował to Wojtek: " Słuchajcie, jak zakładałem dzisiaj garnitur i krawat, to chciało mi się panicznie śmiać i pomyślałem sobie, jaka to będzie niezła zabawa zobaczyć całą kalasę w garniturach i eleganckich damskich kostiumach. Teraz patrzę tak na was i myślę sobie, że wcale tak frajersko nie wyglądamy. Coś w tych garniaczkach jednak jest". Spojrzeliśmy na siebie dokładniej i rzeczywiście, wcale nam nie było do śmiechu. Marcin, który zwykle chodzi w obskurnie postrzępionym swetrze i mocno wytartych dżinsach, nagle robił wrażenie inteligentnego chłopaka, któremu najwyraźniej coś się chce jeszcze w życiu zrobić. Magda, która już dawno przestała dbać o siebie i nie pamiętam, kiedy widziałem ją ostatnio w sukience, nagle stanęła przed nami w eleganckim granatowym kostiumiku. Słowo daję, inna dziewczyna, zamiast babochłopa mieliśmy przed sobą piękną kobietę. Można by to samo powiedzieć o każdym z nas. Poczuliśmy się bardzo dojrzale i bardzo sympatycznie. To pierwsze spostrzeżenie wzmocniło się podczas naszego wspólnego powrotu ze studniówki. Wracaliśmy akurat przez dworzec kolejowy. Nagle stanął przed nami świat brzydoty. Gdzieś na ławce siedziało kilku punków z pofarbowanymi włosami, z obrzydliwymi obręczami w uszach i nosie. Obok wejścia do sali z grami komputerowymi stało dwóch chłopaków w spodniach, w których krok wypada poniżej kolan, a całość wygląda tak, jakby napchali sobie do środka po cztery pampersy. Na peronie siedziały trzy dziewczyny, ubrane przeciętnie, ale okropnie wymalowane i do tego z papierosami w ustach. Może nie były takie brzydkie, ale w tych malowidłach i z petami w ustach były całkowitym zaprzeczeniem kobiecego piękna. Całą naszą grupką zatrzymaliśmy się na chwilę w dworcowym bufecie. Czekaliśmy na pociąg do Kłomnic, którym miał odjechać Marcin. My, w naszych garniturkach, i dziewczyny w eleganckich kostiumikach wyglądaliśmy jakby nie z tego świata. "Dzisiaj dopiero przejrzałem na oczy - wykrzyknął nagle Konrad". - Przecież daliśmy sobie wcisnąć jakiś kult brzydoty. Te wszystkie ogolone głowy, pofarbowane czupryny, buty jakby z księżyca, spodnie z dziurami, swetry poniżej kolan i rozczochrane włosy - przecież to absurdalny kult brzydoty. Czy nie czujecie się lepiej i poważniej tak jak teraz?". Rzeczywiście, dzięki tym naszym nowym strojom zaczęliśmy patrzeć na siebie inaczej, traktować siebie poważniej i z większym szacunkiem i widzieć w sobie piękno, którego dotąd nie umieliśmy zobaczyć. A mówią, że szata nie zdobi człowieka....
Pomóż w rozwoju naszego portalu