Reklama

Wiara

Chrystus wchodzi w nasze życie

[ TEMATY ]

wiara

diibdiib1/pixabay

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dobrze napisana powieść miewa fabułę ułożoną w ten sposób, że zaczyna się od jakiegoś drobnego wydarzenia, ot, wyszedł emeryt z pieskiem na spacer i zatrzymał się, żeby sąsiadowi powiedzieć „Dobry wieczór”. I z takiego wydarzenia wyrasta nagle kilka krzyżujących się wątków, mało tego: ma ono znaczenie na kilku odkrywanych kolejno planach, jest drugie i trzecie dno, słowem: kosmiczna intryga. Kto lubi powieści, zrozumie; kto nie lubi, niech teraz dopiero zacznie słuchać. Bo mniej więcej tak samo dzieje się, kiedy rozważamy Wcielenie Chrystusa. Zaczyna się bardzo prosto i zwyczajnie od danych historycznych: ot, narodziny jednego dziecka, ot, śmierć jednego skazańca. A kończy się - nie, właściwie nie kończy się wcale i nie skończy się nigdy. I wszyscy w tym jesteśmy. Ten biedny emeryt sam nie wie, w co się wplątał.

Nasz świat jest światem materialnym, więc z konieczności musi składać się z mnóstwa szczegółów, z części i cząstek. Może aniołowie widzą rzeczy prosto, ale nie my! My widzimy wciąż te części i cząstki, i toniemy w nich. I łatwo nam uwierzyć, że one są istotą rzeczywistości i celem jej istnienia. Tymczasem one zostały zaplanowane nie jako cel, ale jako tworzywo. Jean Vanier powiada, że gotowanie i zmywanie jest po to, żebyśmy mogli sobie wzajemnie świadczyć dobro. Może aniołowie niczego od siebie wzajemnie nie potrzebują, ale my potrzebujemy! I zaplanowani jesteśmy tak, żebyśmy potrzebowali; zaplanowani jesteśmy na konieczność miłości. A żeby mogła istnieć w naszym świecie miłość, potrzebne są w nim uczynki miłości; a żeby mogły istnieć uczynki miłości, potrzebna jest materia z całą swoją złożonością, potrzebna jest codzienność.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Codzienność więc stworzona została dla miłości, a nie sama dla siebie. I Bóg wszedł w naszą codzienność: jadł, pracował, ubierał się, spał. Widzimy Go w Ewangelii, jak jeździ łódką po jeziorze: cóż bardziej codziennego i zwykłego na bogatych w ryby wodach, niż łódka! Widzimy Go, jak idzie przez pole i jak je kolację u różnych ludzi; jak sprawdza pogodę zależnie od barwy nieba o zachodzie słońca; dowiadujemy się, że nosił tunikę i płaszcz, a na nogach sandały wiązane na rzemyki; że bywał głodny i że czasem był tak zmęczony, że zasypiał na miejscu i nie mógł już dłużej nauczać. Jego ludzkie siły nie dorównywały Jego boskiemu zapałowi; były ograniczone, jak nasze. Przyjął na siebie całą naszą codzienność, i wykorzystał to nasze tworzywo, ukazując przy okazji i nam, jak je wykorzystywać.

Reklama

A więc przede wszystkim, nie zatonąć w nim. U Lewisa w Listach starego diabła do młodegojest taka fantastycznie trafna scena, kiedy stary diabeł widzi, że „pacjent” (czyli człowiek, którego on usiłuje doprowadzić do potępienia), dotychczas niezachwiany ateista, nagle w ciszy biblioteki zaczyna snuć niepożądane myśli, które by go mogły doprowadzić do nawrócenia. Kusiciel nie jest jednak taki głupi, żeby zaczynać dyskusję i podsuwać mu argumenty. Raczej, wiedząc, jaki z pacjenta łakomczuch, podsuwa mu myśl, żeby do tak ważnego tematu wrócił od nowa po obiedzie. A gdy pacjent znalazł się na ulicy, pokazałem mu, opowiada, autobus i gazeciarza, roznoszącego najnowsze wydanie dziennika; i to wszystko do tamtych myśli tak mu nie pasowało, że uznał je za mrzonki. Odtąd też sam mawiał, iż jakiekolwiek by dziwne teorie przychodziły człowiekowi do głowy, kiedy siedzi samotny w atmosferze skupienia, najlepszą na nie odtrutką jest zdrowa dawka realnego życia (przez co, kończy diabeł z ironią, rozumiał autobus i gazeciarza).

Lewis był świetnym obserwatorem. Wiedział, że człowiek rzadko kieruje się logiką, a często - skojarzeniami, których źródło może być zupełnie przypadkowe. I że ta nasza przyzwyczajona codzienność wydaje się nam tak łatwo rzeczywistością jedyną. Nie ma żadnego rozumnego argumentu, dlaczego fakt, że autobus istnieje, jedzie i jest czerwony, a gazeciarz ma na sobie kurtkę w kratkę, miałyby nadawać im obu rangę absolutu, rzeczywistości jedynej. Ale kontrast między codziennością a zrozumieniem czegoś więcej może wywołać takie odczucie. Tak samo nie ma żadnego rozumnego argumentu na to, że fakt, iż nasze mieszkanie jest na takim to a takim piętrze, że pierwsze, co rano widzimy po obudzeniu, to zielone firanki, a nasz pies jest biały w czarne łatki - miałyby powodować, że to wszystko więzi nas w sobie i zamyka nam oczy na głębsze dno rzeczywistości. Piętro musi być któreś, firanki muszą być jakiegoś koloru i pies także. To wszystko nie jest absolut, tylko tworzywo: tworzywo naszej miłości. Chrystus tak tego używał.

Reklama

Po drugie, nie pogardzać codziennością. Wciąż się słyszy określenia w rodzaju „kierat”, „szara codzienność” itd. Nie jest szara: jest cała prześwietlona obecnością Boga. Nasza wina, jeśli tego nie potrafimy zauważyć, i nasza strata. Są ludzie, którzy by chcieli mieć codziennie przygody, i są tacy, którzy się o to pilnie starają, i oni to narzucają innym taki sposób wartościowania: dzień szary i dzień kolorowy, dzień nic nie wart i dzień upragniony. A kiedy w ich życiu przygoda staje się rzeczą zwyczajną, to chcą jeszcze większych przygód. Wybrzydza się taki człowiek na swoją posadę, że to jest przekładanie papierków, a on by wolał coś bardziej wzniosłego; a nie pomyśli, że przecież te papierki przekłada wśród ludzi i dla ludzi, i że piękno jego pracy polega na sposobie, w jaki będzie tych ludzi traktował. Kolegów, interesantów... Czy odejdą od niego uśmiechnięci, radośni i wdzięczni za jego życzliwość, czy też zrażeni jego bezdusznością i obojętnością. Albo siedzi taki w konfesjonale i tylko się trzęsie, żeby przyszedł jakiś spektakularny grzesznik - bo już mu się znudziło stare babki spowiadać. To by dopiero była przygoda; a tamto, szarzyzna. Będąc sama starą babką, powstrzymam się od komentowania.

Reklama

Po trzecie, to właśnie jest przecież to, w co wszedł Syn Boży przez Wcielenie. W całą naszą rzeczywistość: od rozwoju embrionu w łonie matki, aż po rozdzie­lenie duszy z ciałem przez śmierć. Poprzez wszystkie, już tu wyliczone i nie wyliczone, realia ludzkiego bytowania. Mógł inaczej; chciał tak właśnie.

Nie ma nic specjalnie imponującego w przyjściu na świat dziecka biednych ro­dziców w podróży. A okazało się: najważniejszy fakt w historii świata. Nie ma nic spe­cjalnie imponującego w monastycznym rozkładzie dnia, kiedy się już człowiek do nie­go przyzwyczaił i zmyła się z niego nowość. A okazuje się: sam fakt, że jesteśmy tam, gdzie Bóg nam wyznaczył miejsce, w strumieniu Jego woli, dostępnym nam przez po­słuszeństwo - ma wartość większą, niż gdybyśmy świat zawojowali. I może nie być nic specjalnie porywającego w zielonych firankach i białym piesku w czarne łatki; ale jeśli ten piesek zaświadczy kiedyś, jak go traktowaliśmy, to to już może właśnie okazać się godne radości aniołów.

Inaczej mówiąc: codzienność jest naszym udziałem we Wcieleniu Chrystusa. On w niej jest razem z nami. W co to dał się wciągnąć nasz emeryt z pieskiem... A św. Benedykt idzie jeszcze dalej: twierdzi, że przez cierpliwość mamy udział w Męce Chrystusa, a więc w tajemnicy Odkupienia. Gdzie tu proporcja: nasza cierpli­wość rzadko staje przed zadaniem trudniejszym niż spokojne wysłuchanie czyichś nudnych, nie pierwszy raz już słyszanych utyskiwań. A tu: Męka Chrystusa? Powiedzmy sobie szczerze: jaki męczennik, takie lwy. (Jest historyjka o biskupie Łozińskim, jak to siedział w sowieckim więzieniu w jednej celi ze swoim sekretarzem, a było tam bardzo dużo pluskiew. Tłukli te pluskwy i w pewnej chwili sekretarz powiada: „Och, wolałbym już na arenę!”, a biskup na to: „Jaki męczennik, takie lwy”.) Syn Boży wiedział, jak wiele musi odrobić za nas, a jak mało może bezpiecznie nam zostawić. Przecież i u św. Pawła znajdujemy to przekonanie, że Chrystus pozostawił nam coś do dopełnienia w swoim dziele i że nasz ból i trud jest właśnie po to, żebyśmy to dopełnili.

Reklama

Dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. Dla nas ludzi i dla naszego zbawienia został ukrzyżowany. Dla nas. A nam dano tę niewyobrażalną szansę, że możemy w tym mieć swój udział. Chciałoby się spytać: dlaczego w takim razie nie robimy tego jakoś głośniej, barwniej, z trąbieniem i wśród medialnych ewenementów? Dlatego, że i On sam zrobił to bardzo cicho. Na uboczu, z daleka od wielkich stolic i wielkiej polityki, od wielkich ośrodków kultury i sztuki. Przez kilka lat chodził po świecie jako wędrowny kaznodzieja - wielu takich było - a potem zginął jako pogardzany skazaniec: takich było jeszcze więcej. Jeżeli czegokolwiek uczą nas Jego dzieje, to tego właśnie, że nie istnieje żadna proporcja, żaden konieczny związek między wielkością dostrzegalną a wielkością prawdziwą, sukcesem ludzkim a zwycięstwem Bożym. Dla nas ludzi i dla naszego zbawienia Syn Boży zszedł na świat i dokonał odkupienia, a my o mało byśmy tego w ogóle nie zauważyli, szukając jedni przejawów niezwykłej wiedzy, drudzy przejawów niezwykłej mocy, a wszyscy tego, co nam się wydawało wielkie, a nie tego, co jest wielkie naprawdę.

Na szczęście każdemu z nas dana jest szansa jakoś naprawić ten błąd. W codzienności i przez cierpliwość.

Małgorzata Borkowska OSB, Rozważania o Wcieleniu Syna Bożego , Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

2015-01-07 13:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rekolekcje dla Rzeszowa

W dniach 17-28 lipca br. w Rzeszowie przebywało blisko tysiąc gimnazjalistów i licealistów – stypendystów Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Fundacja organizuje obozy dla swoich podopiecznych od 14 lat – co roku w innym mieście. Celem spotkania młodzieży ze wszystkich zakątków Polski jest zapoznanie jej z największymi ośrodkami w kraju oraz formacja duchowa i intelektualna

Tegoroczny obóz Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” rozpoczął się Eucharystią w katedrze rzeszowskiej, której przewodniczył bp Edward Białogłowski – biskup pomocniczy tej diecezji. Świątynia na rzeszowskim osiedlu Zalesie wypełniła się młodzieżą ubraną w charakterystyczne żółte koszulki – znak rozpoznawczy stypendystów. Młodych przywitały władze Rzeszowa w osobie prezydenta miasta Tadeusza Ferenca i władze województwa, które reprezentował Stanisław Kruczek – członek zarządu województwa podkarpackiego.

CZYTAJ DALEJ

Newsweek prawomocnie przegrał proces z biskupem świdnickim - oskarżenia były fałszywe!

2024-04-18 08:02

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

screen/Youtube

We wtorek 16 kwietnia w Sądzie Okręgowym w Świdnicy zakończyła się sprawa przeciwko "Gazecie Wyborczej" i dziennikarce Ewie Wilczyńskiej - zastępcy redaktora naczelnego wrocławskiego oddziału gazety o naruszenie dóbr osobistych biskupa Marka Mendyka. Bp Mendyk wygrał kolejny proces.

W sierpniu 2022 r. na łamach tygodnika „Newsweek” i portalu „Onet” pojawił się wywiad z Andrzejem Pogorzelskim, który oskarżył duchownego o molestowanie go w dzieciństwie. Mimo przedawnienia i braku dowodów informację szybko podchwyciły inne media, w tym „Gazeta Wyborcza”, wywołując poruszenie w opinii publicznej i falę hejtu wylewaną na biskupa świdnickiego.

CZYTAJ DALEJ

Fundacja Grupa Proelio: nowy przedmiot „edukacja zdrowotna” to permisywna edukacja seksualna

2024-04-19 14:27

[ TEMATY ]

edukacja

Adobe Stock

Od września 2025 r. w szkołach realizowany ma być nowy przedmiot „Edukacja zdrowotna”, który zastąpi „Wychowanie do życia w rodzinie”. - Ministerstwo Edukacji wraz z resortami zdrowia i sportu, pod przykrywką troski o zdrowie dzieci i młodzieży, planuje wprowadzić do szkół permisywną, deprawacyjną, edukację seksualną. W odróżnieniu od Wychowania do Życia w rodzinie nowy przedmiot może być obowiązkowy - alarmuje Grupa Proelio i zachęca do sprzeciwu wobec tych planów.

Ministrowie edukacji, zdrowia i sportu na wspólnej konferencji prasowej zapowiedzieli, że od września 2025 r. w szkołach realizowany ma być nowy przedmiot, który zastąpi „Wychowanie do życia w rodzinie” - „Edukacja zdrowotna”. Jego elementem ma być edukacja seksualna.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję