Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Wigilia inna niż wszystkie

Jedne w bólu po stracie bliskiej osoby, inne z dala od rodzinnego domu. We wspomnieniach albo w środku surowej rzeczywistości. Wszystkie jakoś jednak piękne. Wigilijne wieczerze. O nich opowiada marynarz, córka oficera zamordowanego w Katyniu, mieszkaniec Donbasu, kresowiak i goprowiec

Niedziela bielsko-żywiecka 52/2017, str. IV

[ TEMATY ]

wigilia

MR

Zofi a Lamers ze zdjęciem swego taty

Zofi a Lamers ze zdjęciem swego taty

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Jeśli masz wachtę wtedy, dają ci do dyspozycji jakieś 20 min, aby uczynić zadość tradycji” – Piotr Wilinger, etatowy marynarz z Bielska-Białej.

„To, czy Wigilię na statku będzie się dobrze, czy źle wspominać, zależy od umiejętności kucharza. Raz miałem sposobność płynąć z kucharzem pół-Grekiem, pół-Arabem. W jego wykonaniu zestaw obiadowy był niezbyt zróżnicowany: jednego dnia gulasz z makaronem, drugiego gulasz z ziemniakami, a trzeciego gulasz z ryżem. Do tego dochodziła zupa z rybich głów, kompletnie niejadalna. Ten gość był wyjątkowo zaskoczony, gdy pokazaliśmy mu, że mięso wieprzowe można ubić i usmażyć w panierce. O tradycyjnej wigilijnej wieczerzy przy takim kucharzu można było tylko pomarzyć. Zresztą to był grecki statek i tutaj liczyły się święta prawosławne. Jednak i one kulinarnie były wielkim niewypałem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wigilia na morzu nigdy nie jest przewidywalna. Jeśli masz wachtę, wtedy dają ci do dyspozycji jakieś 20 min, aby uczynić zadość tradycji. Pamiętam, że w czasach, gdy nie było telefonów satelitarnych, po wieczerzy wigilijnej cała załoga łączyła się ze swoją rodziną, korzystając z radiostacji przybrzeżnych. Będąc np. u wybrzeży Brazylii nawiązywało się kontakt, dajmy na to, z radiostacją w Szczecinie i przez nią łączono się z najbliższymi. Raz zdarzyło się, że Szczecin wybrał nie ten nr stacjonarny, co trzeba i marynarz przez 20 min rozmawiał z żoną swego kolegi. Po standardowych pytaniach – jak się czują dzieci, co słychać w kraju – na koniec chciał się dowiedzieć, jak spisuje się ich nowo nabyty pies. – O, co ci chodzi. Przecież my nigdy nie mieliśmy psa – dało się słyszeć w słuchawce.

„Łamanie rozpoczyna najstarszy z rodu” – Oleg Bielewskij z ukraińskiego Jenakijewa w Donbasie.

„Wzbrannoj Wojewodie pobieditielnaja, jako izbawlszesia ot złych, błahodarstwiennaja wospisujem”, czyli „Tobie, walecznej Hetmance, my słudzy Twoi wybawieni od złego, zwycięskie i dziękczynne pieśni układamy”. Tak brzmią pierwsze wersy Kondakionu Bogarodzicy. W Wigilię odmawiamy wszystkie modlitwy z naszego modlitewnika, a po ich zakończeniu dzielimy się prosforą, wypieczonym kwaśnym chlebem. Według tradycji jej łamanie rozpoczyna najstarszy z rodu. Później następuje składanie życzeń i wieczerza, na której nie może zabraknąć czerwonego barszczu i kutii. 12 potraw na stole jednak nie mamy. Zgodnie z kalendarzem juliańskim, jaki mamy w cerkwi, Wigilię nie obchodzimy 24 grudnia, ale 6 stycznia.

Reklama

„Za coś takiego można było iść do więzienia” – Zofia Lamers, organizatorka recytacji patriotycznych, działaczka Klubu Inteligencji Katolickiej.

„To była moja pierwsza Wigilia bez ojca. Był grudzień 1939 r. Niemcy pozwolili nam wrócić do wilii, w której mieszkaliśmy przed wojną. Do dyspozycji oddali nam jeden pokój i kuchnię. Pozostałe 4 zatrzymali dla siebie. Zrobili w nich sztab. Miałam wtedy 7, a moje siostry 13 i 16 lat. Mama stanęła „na głowie”, żeby przygotować wieczerzę. Jej skromna emerytura nie wystarczała na zakup podstawowych produktów spożywczych. Często głodowałyśmy. Ale w Wigilię, jakimś cudem, udało się jej przyrządzić takie ziemniaczane jedzenie.

Gdy moja mama i siostry zaczęły śpiewać kolędy, zaniosłam się łzami. Strasznie tęskniłam za tatą, który – jak się później dowiedziałam – stał się ofiarą czystek sowieckich dokonanych na polskich oficerach w Katyniu, Starobielsku i Ostaszkowie. Kiedy za ścianą oficerowie zaczęli śpiewać „Stille nacht” (Cicha noc), łzy zaczęły mi kapać jeszcze mocniej. To byli Austriacy, nawet życzliwie do nas nastawieni. Na święta dostałyśmy od nich choinkę. Racjami żywnościowymi się jednak nie dzielili. Pamiętam, jak na Boże Narodzenie przyszedł do nich Żyd ze swoją córeczką. Dziewczynka recytowała im po niemiecku fragment z Księgi Ezechiela o kościach, które na powrót ożyją.

Reklama

Do willi, która usytuowana była na terenie szkoły, wróciłyśmy po trzech miesiącach wygnania. Wyrzucono nas z niej 9 września, bo cały teren przeznaczono na wojskowe koszary. Przez ten czas mieszkałyśmy kątem u znajomych. Gdy pozwolono nam na powrót do domu, musiałyśmy dostosować się do nowych warunków, np. trzeba się było meldować strażnikowi, który miał wartę. To wyglądało niczym areszt domowy. Pamiętam, jak kilka dni przed Wigilią wpadli do nas gestapowcy z psem, bo szukali taty. Pies węszył pod łóżkiem, aby sprawdzić, czy nie ma tam jakiejś kryjówki. Pasterka była wtedy odwołana, bo zaraz po zajęciu Rzeszowa Niemcy ogłosili godzinę policyjną. Do kościoła trzeba było nadłożyć prawie 3 km, bo część miasta, przez którą wiodła do niego najkrótsza droga, została wcielona do getta. W święta Bożego Narodzenia nikt nie śpiewał „Boże coś Polskę”. Za coś takiego można było trafić do więzienia.

„Dziadek brał łyżkę kutii i, niczym murarz-tynkarz, rzucał jej zawartość na sufit” – Józef Argasiński, repatriant z kresowego Wicynia (obecnie Ukraina).

„Tuż przed wieczerzą wigilijną do chałupy przynoszono świeżą słomę, tzw. dziaduch. Moszczono ją po całym klepisku. To sprawiało, że w jednej chwili zmieniała się cała aura. Nieprzyjemne zapachy ustępowały miejsca zapachom stodoły i pola. Na dodatek słoma stanowiła świetną izolację od zimnego klepiska. Dzieci uwielbiały w niej baraszkować, gubiąc przy tym orzechy, którymi je częstowano. Dorosłym też zdarzyło się upuścić coś w słomę, stąd też tak ważne było jej przetrząsanie, gdy po kilku dniach wyrzucano ją z izby. Wtedy oprócz orzechów znajdowano np. tak przydatne przedmioty jak drewniane łyżki. Oprócz „dziaducha” do chałupy wędrował snop żyta (chłop) i pszenicy (baby). Obydwa snopy były rznięte sierpem, a nie kosą, przez co miały równo ułożoną stopę.

Reklama

Wigilijna wieczerza miała bardzo rytualny charakter, zbliżony wręcz do aktu religijnego. Poprzedzała ją bardzo długa modlitwa, którą odmawialiśmy na klęcząco. Dla młodszych sygnałem do przyjęcia postawy stojącej było podniesienia się z klęczek nestora rodu. On też dzielił opłatek między zebranymi. Wszystkie potrawy, jakie jedliśmy, pochodziły z własnej uprawy lub z tego, co udało się zebrać. Był więc barszcz czerwony, zupa grzybowa, kompot z suszonych śliwek i gruszek oraz kutia, w której królowała pszenica łuszczona, miód, mak i migdały. Ryb wcale nie podawano. Kutia była podstawową potrawą, od której rozpoczynało się wieczerzę, a nie deserem. Na dodatek to za jej sprawą wróżono, czy nadchodzący rok będzie urodzajny, czy też nie. Wyglądało to tak, że dziadek brał łyżkę kutii i, niczym murarz-tynkarz, rzucał jej zawartość na sufit. Jeśli pszenica obficie oblepiała sufit, znaczyło to, że urodzaj będzie jak trzeba. A że dziadek miał własną pasiekę, kutia była zdrowo nasączona miodem, więc nad głowami wyraźnie było widać, że błogosławieństwa nowo narodzonej Dzieciny nam nie zabraknie. Oprócz kutii z sufitu zwisała również mała choinka udekorowana piernikami, aniołkami w sukienkach z bibuły czy orzechami. Wycinano ją z lasu, którego właścicielem był dziedzic, ale nikt nie robił z tego problemu.

Po zakończonej kolacji gospodarz brał do ręki siekierkę i wychodził do sadu. Stawał przed drzewem pestkowym: wiśnią, czereśnią, śliwą, takim, które słabo rodziło, przemawiał do niego i w jego korze robił dość obszerną ranę. Drzewo dostawało ultimatum: albo będzie owocować, albo zostanie wycięte. To okorowywanie bardzo często przynosiło żądane rezultaty. Dotyczyło to szczególnie tych drzew, które miały za dobre warunki bytowe i cały swój impet wzrostu wkładały w liście.

Reklama

Po sutej kolacji i kolędowaniu zmęczeni ludzie kładli się pokotem wokół skrzyni, na której wieczerzali – stołów nie było – i zasypiali. Nikt się nie przebierał, bo trzeba było jeszcze iść na Pasterkę.

W samym kościele też wiele się działo. Wykorzystując panujący wtedy tłok, kawalerowie przyszywali nićmi stojące obok siebie osoby. Proszę sobie wyobrazić, jakie zamieszanie się robiło, gdy ktoś – usiłując klęknąć – pociągał na siebie drugą osobę.

Nieodłącznym elementem świąt byli też kolędnicy. Obchodzili oni chałupy już po wieczerzy wigilijnej. Dla tych, co się nie postarali, wujna (żona wujka) piekła bułki z nadzieniem cebulowym. Ci porządni obdarowywani zostawali jajkami, orzechami czy jabłkami. Do tego dochodziła rywalizacja naszych chórów: męskiego i żeńskiego. Każdy z nich za punkt honoru stawiał sobie zebranie jak najwięcej pieniędzy na cele parafialne”.

„Gotowi musimy być zawsze” – Dawid Stec, goprowiec z Beskidzkiej Grupy GOPR.

„Pracujemy w systemie 12-godzinnym, od 8 do 20 i od 20 do 8, więc może się tak zdarzyć, że wieczerza wigilijna minie bez naszego udziału. Wszystko zależy od tego, o jakiej porze dostaniemy zgłoszenie. Do stołu zasiadamy więc wedle pewnego grafiku. Ci, co mają dzienny dyżur, jedzą wieczerzę przed 20, a ci, co nocny, po 20.

Na szczęście w ostatnich latach nie mieliśmy takich wezwań, które by to zaburzyły. Gotowi musimy być jednak zawsze. Ktoś, kto mieszka w przysiółku górskim, może rozchorować się w Wigilię i wtedy naszą rolą jest przetransportować go do miejsca, z którego odbierze go karetka”.

2017-12-20 12:28

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zapomniane tradycje świąteczne

Niedziela zamojsko-lubaczowska 51/2019, str. IV

[ TEMATY ]

święta

Boże Narodzenie

wigilia

tradycja

Joanna Ferens

Scenę narodzenia Jezusa przedstawiano także w domach

Scenę narodzenia Jezusa przedstawiano także w domach

Wieczór wigilijny to jeden z najbardziej wzruszających, barwnych, tradycyjnych i pachnących dni w roku. Kulminacyjny moment radosnego oczekiwania adwentowego, podczas którego spotykamy się w rodzinnym gronie na wspólnej, uroczystej i jakże przebogatej w tradycje wieczerzy.

Dziś, w XXI wieku, kolacja wigilijna wygląda już nieco inaczej niż kiedyś. Stała się komercyjna i spopularyzowana, nie ma w sobie już tej specyficznej atmosfery i klimatu, który posiadała jeszcze całkiem niedawno. Wiele zwyczajów i obrzędów wigilijnych, jak i świątecznych zachowało się jeszcze na polskiej wsi.

CZYTAJ DALEJ

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w Rzeszowie

2024-04-21 20:23

[ TEMATY ]

Wojownicy Maryi

Ks. Jakub Nagi/. J. Oczkowicz

W sobotę, 20 kwietnia 2024 r. do Rzeszowa przyjechali członkowie męskiej wspólnoty Wojowników Maryi z Polski oraz z innych krajów Europy, by razem dawać świadectwo swojej wiary. Łącznie w spotkaniu zatytułowanym „Ojciec i syn” wzięło udział ponad 8 tysięcy mężczyzn. Modlitwie przewodniczył bp Jan Wątroba i ks. Dominik Chmielewski, założyciel Wojowników Maryi.

Spotkanie formacyjne mężczyzn, tworzących wspólnotę Wojowników Maryi, rozpoczęło się na płycie rzeszowskiego rynku, gdzie ks. Dominik Chmielewski, salezjanin, założyciel wspólnoty mówił o licznych intencjach jakie towarzyszą dzisiejszemu spotkaniu. Wśród nich wymienił m.in. intencję za Rzeszów i świeckie władze miasta i regionu, za diecezję rzeszowską i jej duchowieństwo, za rodziny, szczególnie za małżeństwa w kryzysie, za dzieci i młode pokolenie. W ten sposób zachęcił do modlitwy różańcowej, by wzywając wstawiennictwa Maryi, prosić Boga o potrzebne łaski.

CZYTAJ DALEJ

Pierwszy Synod Diecezji Świdnickiej. Hasło, hymn i logo

2024-04-24 10:53

[ TEMATY ]

Świdnica

synod diecezji świdnickiej

diecezja świdnicka

Logo Pierwszego Synodu Diecezji Świdnickiej

Logo Pierwszego Synodu Diecezji Świdnickiej

Już w sobotę 18 maja w katedrze świdnickiej zostanie zainaugurowana uroczysta sesja Pierwszego Synodu Diecezji Świdnickiej. Tym czasem świdnicka kuria zaprezentowała logotyp wydarzenia.

Ważnymi znakami, które będą towarzyszyć wiernym w czasie tego ważnego wydarzenia, są specjalnie wybrane hasło, hymn oraz logo, odzwierciedlające duchową misję i cel Synodu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję