W końcu udaje nam się spotkać. Jak zwykle pogodny i uśmiechnięty. Zaprasza mnie do swojego pokoju na poddaszu. Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać. A jest o czym, gdyż dom powoli zmienia swoje oblicze.
Wchodzimy kamiennymi schodami. "Nie będziemy ich zmieniać, mają swój niepowtarzalny urok" - mówi ks. Mirosław Tosza, założyciel wspólnoty "Betlejem". Wydeptane stopnie, jak w klasztorze Shaolin, przypominają,
że kiedyś w tym budynku mieściła się szkoła i dzieciaki miliony razy zbiegały i wbiegały na piętra. Połowa pierwszego poziomu, tu musimy sprawnie balansować, przechodząc po desce nad świeżą wylewką. Jeszcze
rzut oka na prawie gotowe pokoje, wygospodarowane z dwóch ogromnych klas. Od stycznia udało się przygotować kilka jedno- i dwuosobowych pokoi. "Musieliśmy wynająć specjalistów, gdyż sami nie dalibyśmy
rady wykonać tych prac. Ale widać efekty, a to cieszy" - mówi ks. Mirek. I wędrujemy dalej. Zanim dojdziemy do jego pokoju, wchodzimy do kaplicy Narodzenia Pańskiego. "Otrzymaliśmy zgodę Biskupa Ordynariusza
na przechowywanie Najświętszego Sakramentu" - mówi z dumą ks. Tosza. Pokazując jednocześnie przylepione do ściany krzyże, znak drogi krzyżowej. "Wykonał je niepełnosprawny sympatyk wspólnoty. Nad jednym
krzyżykiem pracował jeden dzień" - mówi. "24 grudnia po Pasterce celebrowanej w oratorium przenieśliśmy Najświętszy Sakrament do kaplicy na poddaszu - opowiada. - Po całonocnej adoracji podczas porannej
Mszy św. dziekan ks. Józef Lenda poświęcił tabernakulum i słowo stało się ciałem. Od tego dnia Najświętszy Sakrament jest przechowywany i adorowany w kaplicy". Wchodząc do kaplicy, nie sposób oprzeć się
wrażeniu, że wchodzi się do groty betlejemskiej. Surowość i prostota zachęca do modlitwy i refleksji, a centralnie umiejscowione okno wpuszcza promienie słońca, rozpraszając mroki ciemności duchowej i
fizycznej.
W końcu udaje nam się dotrzeć do pokoju ks. Mirka. Pracownia, sypialnia i gościnny w jednym. A to zaledwie na kilku metrach kwadratowych, na poddaszu ze ściętym dachem. To naprawdę jednoosobowa cela.
Pytam, czy wstając rano, nie zahacza głową o wystające okablowanie komputera. Odpowiada z uśmiechem, że miejsca jest wystarczająco dużo. A poza tym wszystko jest pod ręką. Dosłownie.
"Betlejem" to przede wszystkim ludzie. Wspólnota, która chce razem być, wzrastać w Bożej miłości i pomagać innym. To nie dom dla grzecznych panienek. I rzeczywiście domownicy mają splątane historie
życia. Obecnie w domu mieszka 13 osób, 4 z nich to członkowie wspólnoty "Betlejem", a 9 to mieszkańcy. I jedni, i drudzy kierują się pewnymi zasadami. Z tym, że członkowie wspólnoty mają więcej obowiązków.
Niemniej jednak zasadniczo w Betlejem nie ma żadnych podziałów. To ludzie sami decydują, jaki styl życia chcą realizować. Wszyscy tworzą wspólnotę dóbr, podejmują życie modlitwy i osobistą formację. Jednym
z podstawowych warunków przebywania w "Betlejem" jest właśnie modlitwa i podjęcie codziennej pracy na rzecz domu, wspólnoty. Może to być zarówno praca zawodowa, jak i działania na terenie domu. Członkowie
wspólnoty spotykają się na codziennej adoracji Najświętszego Sakramentu między 18.00 a 18.30. Wspólnie jedzą kolację. Co tydzień w czwartek odbywają się spotkania formacyjne. A w piątek gromadzą się,
by podsumować tydzień. Spotkanie jest w pewnym sensie "wentylem bezpieczeństwa". W tym czasie każdy może podzielić się z innymi swoimi uwagami, sugestiami, problemami czy nawet pretensjami, jak w rodzinie,
jak wśród przyjaciół.
Wraz z remontem domu wyłania się myśl wspólnego życia. "Nie chcemy od razu tworzyć pewnego stowarzyszenia, struktury, która by wyprzedzała życie. Z czasem okaże się, jaka forma będzie najlepsza. Pragniemy
stworzyć wspólnotę, w której nie ma anonimowości, a więzy między mieszkańcami układają się jak w rodzinie. W "Betlejem" chcemy leczyć dusze. A wszystko po to, by nawiązać głęboką relację z Bogiem. Ufam,
że to radykalnie odmieni życie wielu ludzi. Leczenie bezdomności, docieranie do osób zagubionych nie dokonuje się tylko przez terapię, często najgłębsze problemy kryją się za pytaniem o sens życia. A
najlepsze odpowiedzi daje Bóg" - stwierdza ks. Tosza. I ma rację.
Pomóż w rozwoju naszego portalu