Reklama

Kultura

Scena rodzinna

Każdy, kto dziś ogląda tę barokową wizualizację zaślubin Maryi i Józefa, staje się niejako świadkiem tego wydarzenia.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W Warszawie, mieście stołecznym, w przeszłości „nieujarzmionym” przez jakikolwiek system totalitarny, znajdują się liczne kościoły. Były one gwarancją wolności tego miasta i jego mieszkańców, przede wszystkim w epokach zniewolenia narzuconego przez zaborcę czy okupanta. Wiele ze świątyń usytuowanych jest na Starym i na Nowym Mieście. Niektóre z nich, jak kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa Oblubieńca, znajdują się na tzw. Trakcie Królewskim przy ul. Krakowskie Przedmieście. Świątynia ta zwyczajowo określana jest przez mieszkańców Warszawy jako kościół seminaryjny czy też – coraz rzadziej – pokarmelicki. Do chwili kasaty przeprowadzonej w 1864 r. przez carat świątynia wraz z budynkiem klasztornym należała bowiem do karmelitów bosych. Po tym akcie unicestwienia zakonu w budynkach poklasztornych znalazło siedzibę seminarium duchowne.

Kościół został zbudowany w II połowie XVII wieku na planie krzyża. To bardzo ważna informacja, odnosi się bowiem nie tylko do bryły architektonicznej, ale też do idei Europy w ogóle. Europa od jej zarania budowana była na tym właśnie planie, czyli według etosu Ewangelii, z respektem dla zbawczego dzieła Jezusa Chrystusa. W kościele Karmelitów Bosych zrealizowany został zakonny schemat architektoniczny dotyczący świątyń. Korpus świątyni ujęty jest trzema parami kaplic. Prezbiterium ma wydłużony kształt; między nim a dalszą częścią świątyni jest transept, czyli prostopadła do osi kościoła nawa. Wezwanie kościoła wiąże się z jednym z ołtarzy, które się w nim znajdują.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Świadome „tak”

W tzw. bocznym ołtarzu Matki Bożej Różańcowej znajduje się późnobarokowa grupa rzeźbiarska zatytułowana Zaślubiny Najświętszej Maryi Panny ze św. Józefem. Pochodzi ona z warsztatu Jana Jerzego Plerscha (Johanna Georga Plerscha), żyjącego w XVIII wieku jednego z najwybitniejszych rzeźbiarzy warszawskich niemieckiego pochodzenia. W ołtarzu za grupą rzeźbiarską, niejako w jej tle, znajduje się ikona Matki Bożej Tychwińskiej.

Reklama

Rzeźby zostały wykonane w 1771 r. z drewna polichromowanego. Przebija z niego kolor złoty, wskazujący na niebo. Pierwotnie rzeźby znajdowały się w nieistniejącym już dziś kościele Dominikanów na Krakowskim Przedmieściu, w którego miejscu wznosi się pałac Staszica. Grupa rzeźbiarska przetrwała kataklizmy dziejowe, w tym II wojnę światową. Bomby spadające na Warszawę w 1944 r. w czasie Powstania Warszawskiego ominęły kościół, chociaż miasto zostało zamienione w gruzowisko. Uszkodzone zostały tylko jego fasada i niektóre rzeźby.

Nazwa „grupa rzeźbiarska” wiąże się z tworzącymi ją trzema figurami. Są to Najświętsza Maryja Panna i św. Józef w chwili zaślubin; między tymi świętymi postaciami usytuowana jest figura arcykapłana religii biblijnego Izraela. Artysta uwiecznił w swoim snycerskim dziele emocjonalność ślubujących małżonków, ujawniającą się nie tylko na ich twarzach, ale i w gestykulacji.

Grupa rzeźbiarska przedstawia scenę rodzinną. Każdy, kto dziś ogląda tę barokową wizualizację i ją kontempluje, staje się niejako świadkiem, a nawet uczestnikiem tego wydarzenia. Być może taki był zamiar artysty, który chciał wprowadzić oglądających jego pracę w podniosłą, a w głębi radosną uroczystość zaślubin, które dają początek małżeństwu i rodzinie.

Oczy Maryi i Józefa się nie spotykają. Nie patrzą oni na siebie, co nie oznacza, że się nie widzą. Józef swoje spojrzenie kieruje na obrączkę, którą trzyma w prawej dłoni. Maryja również patrzy na obrączkę – znak miłości i wierności małżeńskiej, która za chwilę ma być nałożona na Jej palec. Zapewne scena ta niesie określone przesłanie. Święte postaci chcą się podzielić swoim przeżyciem, podkreślić rangę posłuszeństwa woli Bożej, nie zawsze wszakże tożsamej z planami człowieka. Zamyślona czy też smutna twarz Józefa nie symbolizuje przygnębienia tudzież rozpaczy. Jego wybór życiowy – decyzja, by wziąć Maryję za małżonkę – nie był ślepym poddaniem się losowi, życiową przegraną, lecz był świadomym „tak”, powiedzianym wpierw Bogu, a następnie swojej żonie.

Reklama

Rysy twarzy Maryi potwierdzają Jej ufność i odwagę. Oblicze Jej jest pogodne. Promieniuje radością, szczęściem. Szaty Maryi i Józefa zostały przełamane przez rzeźbiarza na wysokości bioder, są bardzo wyraźnie udrapowane. Święty Józef jest bosy, Maryja natomiast ma na stopach sandały. Arcykapłan stojący na niewielkim podium jest w obuwiu. Prawa noga Maryi i lewa noga Józefa opierają się o to podium, co wskazuje symbolicznie na ich wejście w przestrzeń świętości zajmowaną przez arcykapłana. Ślubujący małżonkowie zostali objęci gestem otwartych rąk tegoż arcykapłana, który symbolicznie wskazuje na Bożą opiekę nad nimi oraz ich ochronę, na błogosławieństwo i pomoc z nieba nad małżeństwem, które jest właśnie inicjowane.

I chociaż rzeźba jest stabilna, to tworzące ją figury są dynamiczne. Nie zostały one zatrzymane w ruchu – on nadal trwa... W Zaślubinach uwiecznione zostały wewnętrzne przeżycia świętych postaci, które mogą się stać tematem kontemplacji dla osób patrzących na tę scenerię. Maryja i Józef spieszą ku sobie, by spełnić wolę samego Boga wobec nich, a przez nich – wobec całego świata, wobec ludzi wszystkich epok.

Wielkie poruszenie

Po bokach grupy rzeźbiarskiej widnieją w nieznacznym oddaleniu figury św. Joachima i św. Anny, rodziców Maryi. Postaci te również emanują emocjami. Jest to zrozumiałe, zaślubiny bowiem to uroczystość, którą niezwykle głęboko i z wielkim poruszeniem serc przeżywają rodzice państwa młodych, szczególnie rodzice nowo poślubionej córki.

Ukryta królewskość

Wydarzenie zaślubin było cudem, czyli znakiem Bożym. Józef – biedny cieśla o królewskim pochodzeniu poślubił Maryję – skromną, pokorną, nieznaną prawie nikomu Dziewczynę. Ukryta królewskość Józefa wskazuje nań jako na Oblubieńca z Pieśni nad pieśniami i z księgi Psalmów Dawidowych.

Reklama

Szczęście w ofierze

Fakt, że kościół jest świątynią seminaryjną, ma niebagatelne znaczenie. Pod opieką św. Józefa od dziesięcioleci przygotowują się do kapłaństwa zastępy nowych prezbiterów Warszawy i archidiecezji warszawskiej. Święty Józef, który poślubił Maryję, jest dla przyszłych kapłanów wzorem całkowitego zaufania Bogu, podjęcia odpowiedzialności za swoje życie oraz życie innych ludzi i wytrwania w nich. Wspólnota seminaryjna żyjąca przy kościele Świętych Małżonków ma się upodabniać do Rodziny w Nazarecie, w której Jezus przez lata przygotowywał się do zadań powierzonych Mu przez Boga Ojca. Mąż Maryi i opiekun Jezusa ma stanowić wzór nie tylko dla kleryków, lecz także dla wychowawców, którzy ich kształcą i formują. Mową, słowami św. Józefa były jego czyny, stąd pełną lekcję życia otrzymują przyszli kapłani od swoich pedagogów na podstawie nie tylko ich słów, ale nade wszystko – ich postępowania.

Święty Józef z Traktu Królewskiego w Warszawie jest wzorem osobowym dla osób żyjących w małżeństwie, dla samotnych i celibatariuszy – wszystkich, którzy swoje szczęście złożyli w ofierze dla Chrystusa i Kościoła, dla innych ludzi.

2021-11-30 08:34

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy wiecie, że...

...jedną z najpiękniejszych rzeźb, jaka kiedykolwiek powstała, jest Pieta watykańska? Wyrzeźbił ją Michał Anioł, gdy był jeszcze dwudziestoparoletnim młodzieńcem, zabiegającym o rozgłos w świecie sztuki. Do XVIII wieku Pieta znajdowała się w kaplicy św. Petroneli, następnie została przeniesiona na obecne miejsce w Bazylice św. Piotra.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Japonia: ok. 420 tys. rodzimych katolików i ponad pół miliona wiernych-imigrantów

2024-04-23 18:29

[ TEMATY ]

Japonia

Katolik

Karol Porwich/Niedziela

Trwająca obecnie wizyta "ad limina Apostolorum" biskupów japońskich w Watykanie stała się dla misyjnej agencji prasowej Fides okazją do przedstawienia dzisiejszego stanu Kościoła katolickiego w Kraju Kwitnącej Wiśni i krótkiego przypomnienia jego historii. Na koniec 2023 mieszkało tam, według danych oficjalnych, 419414 wiernych, co stanowiło ok. 0,34 proc. ludności kraju wynoszącej ok. 125 mln. Do liczby tej trzeba jeszcze dodać niespełna pół miliona katolików-imigrantów, pochodzących z innych państw azjatyckich, z Ameryki Łacińskiej a nawet z Europy.

Posługę duszpasterską wśród miejscowych wiernych pełni 459 kapłanów diecezjalnych i 761 zakonnych, wspieranych przez 135 braci i 4282 siostry zakonne, a do kapłaństwa przygotowuje się 35 seminarzystów. Kościół w Japonii dzieli się trzy prowincje (metropolie), w których skład wchodzi tyleż archidiecezji i 15 diecezji. Mimo swej niewielkiej liczebności prowadzi on 828 instytucji oświatowo-wychowawczych różnego szczebla (szkoły podstawowe, średnie i wyższe i inne placówki) oraz 653 instytucje dobroczynne. Liczba katolików niestety maleje, gdyż jeszcze 10 lat temu, w 2014, było ich tam ponad 20 tys. więcej (439725). Lekki wzrost odnotowały jedynie diecezje: Saitama, Naha i Nagoja.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję