Wolę Rasztowską za Radzyminem stosunkowo łatwo odnaleźć na mapie, trudniej zlokalizować w terenie. Kręta asfaltowa droga, wokół której wyrastają zadbane domy, monitorowane systemem ochrony.
Na pytanie gdzie można tu znaleźć kościół padają rozbieżne odpowiedzi: "Stąd to bardzo daleko, jakieś 2 kilometry"; "Zupełnie blisko, wystarczy skręcić w prawo".
- Tak to już w życiu bywa" - komentuje Proboszcz parafii Świętych Piotra i Pawła ks. Józef Podkoński - dla jednych bywa dalej, dla innych bliżej.
- Z moich wyliczeń wynika, że na coniedzielną Eucharystię przychodzi ponad 50% parafian. Wspólnota jest niewielka i liczy około 1320 osób - powstała z parafii Klembów (dwie wioski)
i Radzymin (część Emilianowa). Ludzie są bardzo ofiarni i potrafią zaangażować się w życie parafialne. Nasza Rada Parafialna działa od momentu powstania parafii w 1993 r. Należy
do niej grupa aktywnych parafian, którzy wcześniej tworzyli Komitet Budowy Kościoła.
Pierwszy proboszcz parafii ks. Wojciech Zdun zaczynał tworzenie wspólnoty od nabożeństw w świetlicy. W 1989 r. rozpoczęto budowę kościoła, a uroczysta konsekracja nastąpiła 7 lat
później w uroczystość Apostołów Piotra I Pawła.
Codzienność
Tak jak wszyscy ludzie, również mieszkańcy Woli Rasztowskiej miewają swoje problemy. Większość z nich utrzymuje się z pracy zarobkowej w Warszawie. W Emilianowie działa zakład Naftobaza,
w którym wiele osób znajduje zatrudnienie. O bezrobociu na razie nie mówi się głośno, ale dużym problemem pozostaje alkoholizm, który rodzi wiele rodzinnych konfliktów. Na razie nie stworzono
jeszcze formalnej parafialnej grupy charytatywnej zajmującej się przeciwdziałaniem patologii. Parafia współpracuje w tej sprawie z Gminną Komisją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i Gminnym
Ośrodkiem Pomocy Społecznej.
- Władza samorządowa pomaga nam również w organizowaniu wyjazdów dla dzieci z najbiedniejszych rodzin. Co roku w święto Matki Kościoła organizujemy Gminny Festiwal Pieśni Maryjnej,
w którym uczestniczy 6 szkół podstawowych. Myślę, że na tym poziomie jesteśmy zwykłą parafią, która nie ma jeszcze bogatych tradycji, o których warto pisać - za wyjątkiem jednej - dodaje
z uśmiechem Ksiądz Proboszcz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Polsko, ojczyzno moja
Zanim spotkał się Wschód z Zachodem w Woli Rasztowskiej, księdzu proboszczowi przedstawiono studenta teologii UKSW z Wilna, Witolda Grycewicza.
- Chciałem mu jakoś pomóc, ale lokalizacja mojej parafii nie gwarantowała dobrego dojazdu do Warszawy. Wiedziałem, że w Polsce nie ma za bardzo na kogo liczyć. Pomogłem mu znaleźć stancję
w Ząbkach pod Warszawą. Pomimo odległości nie straciliśmy kontaktu. Dzięki rozmowom z Witkiem powoli poznawałem specyfikę życia Polaków na Litwie, ich codzienne problemy. Te wyobrażenia szybko
zostały zweryfikowane za sprawą zaproszenia na Litwę od rodziców Witka. Podczas jednej z wizyt w Wilnie obejrzałem występ Dziecięcego Zespołu Pieśni i Tańca "Strumyk". Byłem zachwycony
tradycyjnym repertuarem, umiejętnościami wokalnymi młodych artystów. Zapragnąłem, aby poznali ziemię swoich przodków, a moi parafianie mogli zobaczyć w ich wykonaniu wiązanki pieśni i tańców
litewskich, wileńskich, suity: kaszubską, górnośląską, lubelską - opowiada o pierwszym spotkaniu ze "Strumykiem" Ksiądz Proboszcz.
Zespół na tyle spodobał się mieszkańcom Woli Rasztowskiej, że w tym roku po raz czwarty przyjedzie do Polski, tym razem, aby uświetnić 7 czerwca obchody 10-lecia parafii pw. Świętych Piotra i Pawła.
- Przyjazd dzieci, to nie tylko rozrywka, ale ogromny trud organizacyjny. Chcemy oprócz Mazowsza pokazać im całą Polskę, a to wymaga ustalenia o wiele wcześniej szczegółowego programu pobytu.
Myślę, że nic na tym polu nie udałoby mi się wskórać, gdyby nie moi parafianie - wręcz licytują się, która z rodzin będzie gościć u siebie dzieci.
Reklama
"Było cudownie"
Tymi słowami Jadwiga Szlachtowicz - kierownik zespołu "Strumyk" relacjonowała dla Kuriera Wileńskiego pobyt w Polsce 40-osobowej grupy dzieci ze Szkoły Podstawowej w Kolonii Wileńskiej.
Reportaż opisuje wszystkie etapy podróży: Wolę Rasztowską, Radzymin, Częstochowę, Kraków, Warszawę. Zawsze scenariusz spotkania się powtarza: wizyta i koncert w zaprzyjaźnionej miejscowej parafii,
zwiedzanie miasta i nocleg u rodzin polskich, a następnie poranne wyruszanie dalej. Konkluzja reportażu miała za zadanie uświadomić, że było to coś więcej niż tylko zwiedzanie turystycznych
atrakcji:
"To niezwykła podróż. Obfitowała w występy oraz spotkania z Rodakami. Cieszymy się, że dzięki naszym Przyjaciołom mogliśmy tak dużo zwiedzić. Niektóre dzieci były po raz pierwszy w Polsce.
Inne gościły już tu kilkakrotnie. Ale wszystkie jednocześnie orzekły, że było cudownie!".
Wspominany fragment relacji z Kuriera Wileńskiego bywa dla ks. Józefa Podkońskiego w trudnych chwilach czynnikiem motywującym do organizowania kolejnych wyjazdów dla małych Polaków z Wilna.
Jak nie stracić ani jednego dnia z życia?
Tradycja kontaktów ze Wschodem znajduje również swoje odzwierciedlenie w wystroju kościoła w Woli Rasztowskiej.
- Spotkałem się już z opinią, że nasza świątynia swoim wnętrzem przypomina kościoły katolickie na Wschodzie. Nasz kościół jest nowy, niepowtarzalny klimat nadają mu krzyże autorstwa prof. Jerzego
Machaja. Po prawej stronie prezbiterium widnieje obraz Matki Bożej z Ostrej Bramy. - pokazuje świątynię Ksiądz Proboszcz.
Plac kościelny ogrodzono metalowym parkanem, na betonowym fundamencie. Chodnik i parking wyłożony kostką brukową przeplatają zielone przestrzenie z równo przystrzyżoną trawą. Swoje pasje
ogrodnicze ks. Józef Podkoński uzasadnia słowami: - Kiedyś usłyszałem wypowiedź kard. Kazimierza Świątka - biskupa Pińska i Mohylewa na Białorusi: "Dzień bez chociażby kilku minut spędzonych w otoczeniu
kwiatów i zieleni, jest dniem straconym". Staram się zatem nie tracić ani jednego dnia z życia.