Zmieniająca się rzeczywistość, do której trudno się dostosować,
sprawia, że nieustannie za czymś gonimy. Boimy się zatrzymać, aby
inni nas nie wyprzedzili, bo wtedy odpadniemy w rywalizacji. A co
jest stawką w tych zawodach? Kariera, dobre samopoczucie, pieniądze?
Chcemy więcej i więcej. Boimy się stracić to, co udało nam się od
życia wyszarpać. Jesteśmy jak worki bez dna, bez względu na to ile
włożymy i tak będzie mało. Dlaczego? Bo człowiek jest z natury istotą
poszukującą, nie mogącą nasycić się byle jakimi wartościami. Tęsknota
jest motorem napędzającym ludzkie działanie. Po grzechu pierworodnym
kobieta i mężczyzna utracili poczucie całkowitego spełnienia. Nadzy,
bo odarci z rajskiego spokoju przez wieki w trudzie szukają szczęścia.
Pchani żądzą posiadania zbudują nowe domy, a w ogrodach posadzą drzewa,
które nie zaspokoją ich łaknienia. Ich wnętrza będą pełne uciech,
wrażeń z podróży, nawet rozkoszy filozofowania i dumnych osiągnięć
nauki. Ci synowie i córki Babilonu będą marzyć czy na jawie, czy
we śnie o powrocie do rajskiego Ogrodu. Po omacku zaczną szukać Tego,
który "ulepił (ich) z prochu ziemi i tchnął w nozdrza tchnienie życia" (
Rdz 1, 7).
Człowiek, choć nie zawsze to sobie uświadamia, pragnie
prawdy i zespolenia się z tą prawdą. A pogoń za sławą czy dobrami
materialnymi jest tylko substytutem ukrywanych tęsknot. Tu dociekliwi
i sceptyczni mogą spytać, czy tak jest rzeczywiście? Czy też pragnienie
prawdy jest górnolotnym wymysłem moralizujących kaznodziei? Odpowiedzią
na to niech będzie historia kobiety, z urodzenia żydówki, z wyboru
katoliczki - Edyty Stein. Tak jak my, żyła ona w "zwariowanym" XX
wieku. Jej osobowość mocno przesiąknęła duchem tej epoki, bo jak
powiedziała: "świat składa się z kontrastów, lecz na koniec nic z
tych kontrastów nie pozostanie. Ostoi się jedynie wielka miłość".
Cała jej biografia była świadectwem poszukiwań tej Miłości. Edyta
odznaczała się niespokojną naturą, jakaś wewnętrzna tęsknota ciągnęła
ją ku poznaniu prawdy. Stało się to celem i obsesją jej życia, o
czym pisze: "moja tęsknota za prawdą była moją jedyną modlitwą".
Z autobiografii dowiadujemy się, że od najmłodszych lat była osobą
niezwykle ambitną: "Marzyłam o szczęściu i sławie. Byłam przekonana,
że jestem przeznaczona do czegoś wielkiego". Te aspiracje towarzyszyły
jej już od szkoły podstawowej, gdzie rozbudziły się w niej zainteresowania
humanistyczne. Wtedy formowały się najważniejsze rysy jej charakteru.
Mimo przyjaznego otoczenia matki, braci i sióstr siedmioletnia dziewczynka
z kapryśnego trzpiota zmienia się w cichą marzycielkę. Rodzeństwo
nazywało ją "księgą zamkniętą na siedem pieczęci".
Wraz z rozwojem intelektualnym otwiera się przed Edytą
tajemniczy świat ludzkiego wnętrza. Wychowała się w religijnej rodzinie
żydowskiej, w której, niestety, tylko matka i siostra Freda zachowywały
przepisy Tory. Pozostali stopniowo, z taktem, aby nie robić przykrości
matce, odchodzą od wiary ojców. Również Edyta mając 13 lat, we własnych
przemyśleniach dochodzi do Nietzscheańskiej tezy: "Bóg umarł". Do
21 roku życia deklaruje się jako ateistka. Jej poglądy przystają
do laickich tendencji panujących w Europie na początku XX wieku.
Młoda panna Stein jest dzieckiem swojej epoki, i to bardzo uzdolnionym.
Studiuje psychologię, filozofię, germanistykę i historię. Żądza intelektualnego
poznania wypełnia ją całą i owocuje zaangażowaniem w działalność
organizacji studenckich. Na uczelni jest jedną z pierwszych kobiet,
dlatego nic dziwnego, że sympatyzuje z feministkami. Zdobywa mocną
pozycję na uniwersytecie, przed nią perspektywa kariery pedagogicznej.
To prawdziwy sukces dla kobiety tamtych czasów, ale nie dla Edyty.
Gnana ambicją, aby zaspokoić wewnętrzny niedosyt, ulega fascynacji
modnym prądem filozoficznym - fenomenologią. Zgłębia tajniki duszy
ludzkiej pod kierunkiem mistrza Husserla. Wrocław, Getynga, Fryburg,
Bergzabern - jak w kalejdoskopie zmieniają się miejsca jej pobytu.
Doktor filozofii, asystentka profesora, potem nauczycielka i wykładowca,
zatroskana feministka - jaką jeszcze niespodziankę zgotuje życie
tej ambitnej kobiecie?
Mimo uznania ze strony świata nauki, w którym znalazła
także przyjaciół, Edyta ciągle nie czuje się na swoim miejscu. Wiele
publikuje, jeździ po kraju z odczytami. Książki stają się formą pomocną
w poszukiwaniu prawdy, a przecież prawda jest najważniejsza. W jej
środowisku zaczęli pojawiać się też chrześcijanie, prawdziwi świadkowie
Jezusa - Max Scheler, Adolf Reinach z żoną Pauliną, Jadwiga Conrad-Maritius.
Pani Stein prowadzi z nimi rozmowy na tematy religijne, dużo czyta
o historii chrześcijaństwa, poznaje Pismo Święte, ale jeszcze nie
ulega fascynacji Chrystusem. Nic dziwnego, ze sceptycyzmem podchodziła
do wszelkich wyznań religijnych. Spotykała Żydów, którzy przeszli
na protestantyzm, aby zapewnić sobie lepszą pozycję społeczną. To
nie dla niej. Ona nie szukała powierzchownej wiary, pod którą kryłyby
się egoistyczne pobudki. Edyta była wymagająca, dążyła do całej prawdy,
a nie do półśrodków. Żydówka - ateistka bacznie obserwuje wyznawców
Dobrej Nowiny. Zwiedzając katedrę we Fryburgu, dostrzega w ciemnym
wnętrzu rozmodloną kobietę. Wprawia ją to w zdumienie, o czym pisze
we wspomnieniach: "Do synagog i kościołów protestanckich, które odwiedzałam,
szło się tylko na nabożeństwo. Tu natomiast zjawił się ktoś wśród
codziennej krzątaniny w puściutkim kościele, jak na jakąś poufną
rozmowę". Edyta patrzyła z zazdrością na milczące spotkanie kobiety
z Bogiem. Kim jest ten Bóg, skoro można przyjść do Niego na chwilę
wytchnienia? Mur niewiary budowany na mocnym fundamencie rozumu zaczyna
się chwiać. A rozsypie się całkowicie pewnej nocy latem 1921 r.,
gdy Edyta czyta Życie św. Teresy z Avili napisane przez nią samą.
Po zamknięciu książki pani Stein powie: "to jest prawda". W jednej
chwili Bóg zaspokoił tęsknoty dociekliwego naukowca. Odtąd już nic
nie będzie takie samo. Stwórca objawił prawdziwe oblicze. Dziecię
narodu wybranego doczekało się swego Mesjasza, który jest samą Prawdą
i Miłością. Jego tajemnicy nie rozszyfruje rozum, lecz miłosne oddanie
się Jego woli. To stanie się pragnieniem Edyty. Wszystkie ambicje
intelektualne zostaną podporządkowane poznawaniu Boga. Młoda konwertytka
odkryje, że: "kto szuka prawdy, ten szuka Boga". Wypadki potoczą
się szybko - chrzest, bierzmowanie, powołanie do życia kontemplacyjnego
- to wszystko jest konsekwencją oddania się Jezusowi. Edyta wchodzi
w zażyłość z Umiłowanym. Przeżywa radość, pełnię zaślubin z Oblubieńcem.
Jednak droga zjednoczenia z Chrystusem naznaczona jest krzyżem. Jako
karmelitanka - s. Teresa Benedykta od Krzyża ginie w obozie w Oświęcimiu.
Na tym nie koniec jej historii. Po zgorszeniu krzyża przychodzi poranek
zmartwychwstania. Duchowe oddziaływanie s. Teresy Benedykty zatacza
szerokie kręgi.
Co osiągnęła ta kobieta o przerośniętych ambicjach? Proces
beatyfikacyjny, kanonizacja przez Jana Pawła II, a poza tym konkretni
ludzie, dla których karmelitanka stała się drogowskazem w zmaganiach
wewnętrznych. Edyta, tak jak każdy człowiek, odczuwała nienasyconą
tęsknotę za szczęściem. Nie zadawalała się złudnymi namiastkami Raju.
Szybko spostrzegła, że zewnętrzne uznanie, sukcesy, nasycanie zmysłów
nie wypełnią ludzkiego wnętrza. Człowiek stworzony na obraz Boga
próbuje ukryć to podobieństwo pod płaszczem cynizmu czy hedonistycznych
zachowań. Na próżno, gdyż przez szczelnie utkaną powłokę zewnętrznego
zadowolenia przebija tęsknota za transcendentnym. Jeśli człowiek
zignoruje tę tęsknotę, to pozostanie w próżni duchowej, a jak mówią
mistrzowie duchowości: życie wewnętrzne nie znosi pustki. Wypełni
się szybko przygodnymi wartościami, które nie poddane oświeconemu
przez łaskę rozumowi, zrobią z sanktuarium duszy śmietnik. Wybór
należy do człowieka. To my, w każdej chwili mamy decydować, na jakie
tory skierujemy naszą ludzką tęsknotę za szczęściem. Gdy nasza wiara
nie ma nawet rozmiarów ziarnka gorczycy, a świat mami nas łatwymi
rozwiązaniami, możemy ze św. Teresą Benedyktą wołać:
Nie pytaj mnie o drogi mej tęsknoty,
jam jest kamieniem w mozaice Twej.
Ty złożysz mnie po prawej stronie,
ja wtulę się w Twe dłonie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu