"Błogosławieni ubodzy w duchu..." - rozpoczyna swe kazanie na górze Chrystus (Mt 5, 3). Wygłoszone wtedy błogosławieństwa bywają nieraz nazywane "przykazaniami Nowego Testamentu" i choć
w rzeczywistości przykazaniami nie są, to ich znaczenie dla chrześcijanina jest tak ogromne, iż dopuszczalne jest używanie takiego określenia. Spośród nich na pierwsze miejsce wysuwa się to
mówiące o duchowym ubóstwie. Cóż takiego jest w braku bogactw, że to właśnie od tego Chrystus zaczyna swe nauczanie? Jakie z kolei niebezpieczeństwo kryje się w dobrach
materialnych, że "łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego"?
Najpierw "ustalmy pojęcia", byśmy wiedzieli, nad czym się zastanawiamy. Według nauki Pisma Świętego to nie bogactwa same w sobie są złe; to raczej osłabiona skutkami grzechu pierworodnego
natura ludzka ma skłonność do złego z nich korzystania. Zauważmy, że już w Dekalogu Pan Bóg zawarł jakby podwójne przykazanie w tej kwestii - "nie będziesz kradł, nie
będziesz pożądał żadnej rzeczy...". Skoro Bóg każe nam tak ostrożnie podchodzić do tej kwestii, oznacza to, że nasza natura jest skłonna do nadużyć w tej dziedzinie.
Człowiek, któremu bogactwa i żądza posiadania przesłoniły wszystko inne, nie tylko staje się groźny dla bliźnich, ale nawet dla samego siebie. Korzyść, zysk, wzbogacenie się są jego jedynymi
pragnieniami. Dla osiągnięcia celu uczyni wszystko z krzywdą drugiego człowieka i zaniedbaniem własnego zbawienia włącznie.
Ciekawe jednak jest to, że posiadanie dóbr ziemskich wcale nie musi oznaczać niebezpieczeństwa zapomnienia o Bogu i zbawieniu. Wręcz przeciwnie - bogactwo dobrze używane może
służyć miłości Boga i bliźniego. Dlatego to słyszymy "ubodzy w duchu"; nie tyle chodzi tu o faktyczny brak czegokolwiek, co raczej o odpowiednie nastawienie
do posiadanych rzeczy. Prawdziwie ubogim w duchu może być człowiek wielkich bogactw, który jednak umie się nimi dzielić, pomagać, wykorzystywać je dla dobra własnego i innych. Biedak
nie mający nic może nie być ubogim w duchu, gdy morderczo pragnie posiadania i jest gotowy zrobić wszystko, by zdobyć cokolwiek.
Są to niejednokrotnie sprawy bardzo trudne do rozróżnienia - co jest zdrowym zabieganiem o zdobycie środków do życia i utrzymania rodziny, a co już grzesznym przywiązaniem.
Łatwo jest określić dobro i zło, gdy występują "w czystej postaci" - bogacz dążący "po trupach" do jeszcze większych majętności, człowiek skąpy nie umiejący niczym się podzielić, zazdrośnie
strzegący swego dobytku. Sprawa staje się trudniejsza, gdy czerń i biel dobra i zła mieszają się w jakąś trudną do przejrzenia szarość. Mówiąc o wielbłądzie
i uchu igielnym, Chrystus przestrzega, jak trudno zachować duchowe ubóstwo, gdy się posiada wielkie dobra. Widzimy to i dzisiaj szczególnie wtedy, gdy ktoś w sposób łatwy
wejdzie w ich posiadanie. Znamy pełne pogardy dla innych spojrzenia "nowobogackich", którym się wydaje, że odpowiednio wysoki stan konta bankowego może zrównoważyć ich braki w wielu
innych, ważniejszych dziedzinach życia. Znamy też takich, którzy twierdzą, że są ubodzy i potrzebują wsparcia, ale otrzymując je, nie przeznaczają go bynajmniej na najważniejsze potrzeby; wolą
wydać je na alkohol czy inne używki. Tym bardziej, że bieda nie zawsze jest skutkiem nieszczęścia, wypadku, niezależnych od człowieka wydarzeń; niejednokrotnie bywa owocem lekkomyślności czy wręcz zuchwałego
liczenia na "naiwność i łatwowierność" ludzi o otwartym sercu na czyjeś nieszczęście. I tak na przykład nieraz mamy wątpliwość, czy wspomóc datkiem żebraka, jeśli mamy
uzasadnione podejrzenie, że jego stan wynika ze skłonności do używek. Co byśmy wtedy nie zrobili, mamy wątpliwość - bo przecież pomóc trzeba, ale czy na pewno tej osobie...
Sprawa bogactwa i biedy, pomagania potrzebującym czy wreszcie naszego własnego nastawienia do posiadanych dóbr nie zawsze bywa prosta. Dlatego tym bardziej potrzebujemy prawdziwie duchowego
podejścia do tych zagadnień opartego na modlitwie, wyobraźni miłosierdzia i wczuciu się raczej w ducha niż "literę prawa".
Pomóż w rozwoju naszego portalu